Translate

poniedziałek, 20 października 2014

ROZDZIAŁ 11

            "Trzy miesiące później"
Porucznik i trzeci oficer oddziału piątego, stali właśnie przed obliczem swego kapitana.
-Mija, Toshiro, jak wiecie przez te kilka miesięcy byliście na okresie treningowym. Pomimo waszych wysokich umiejętności i pozycji, brak wam było niezbędnego doświadczenia, by wysłać was do świata żywych. Jednak uznałem że jesteście już gotowi. Zostajecie wysłani do świata żywych z misją patrolowania miasta Tokyo i likwidowania Pustych. Będziecie tam stacjonować przez dwa tygodnie.
-Hai!-krzyknęli.
Aizen uśmiechnął się lekko.
-Przygotujcie się, Seikaimon zostanie dla was otwarty za pół godziny o tej porze musicie już tam być. Zaraz przed przejściem Mija otrzymasz pieczęć blokującą część twojej mocy, oraz obydwoje dostaniecie wasze Gigai.
-Ehm...Taicho?
-Hai? O co chodzi Mija.
-Nie chciałabym być niegrzeczna, ale...ale my już to wszystko wiemy.
-Ahh, no tak, wybaczcie. Chyba się trochę o was martwię.
-Niepotrzebnie.-powiedział Toshiro.
-Tak, masz rację, wy sobie z tym świetnie poradzicie. Poza tym bardzo się rozwinęliście w te trzy miesiące. Dobrze, możecie iść. A i nie zapomnijcie pieniędzy, musicie za coś żyć przez te dwa tygodnie.
-Tak jest!
Po szybkim ukłonie opuścili pokój dowódcy.
-Ech, kapitan Aizen zachowuje się czasem jak nasz ojciec.
-Tak trochę. -powiedziała, uśmiechając się lekko.
-Nie przeszkadza ci to?
-Nie dlaczego, po prostu się o nas martwi.
-No tak, ale to trochę irytujące.
-Przesadzasz.
-Ale czy to nie dziwne, że traktuje nas jakoś specjalnie.
-Wcale nas nie traktuje specjalnie, martwi się o wszystkich członków swojego oddziału.
-Wiesz tak myślę że za bardzo się do niego przywiązałaś.
-Wcale się do niego nie przywiązałam.
-Wcale, Aizen-sama to,  Aizen-sama tamto,  Aizen-sama jest cudowny.
-Ccooo, nigdy nie powiedziałam że jest cudowny!?
-Na pewno?
-Na pewno!-krzyknęła.
-Jasne.
-O co ci właściwie chodzi, zazdrosny jesteś czy jak.
-Ja zazdrosny, nie rozśmieszaj mnie, niby o co?
Dziewczyna zmrużyła rozeźlona oczy.
-Zresztą tym że ja SZANUJĘ Aizena-sama to się przejmujesz, ale to że Hinamori-chan jest zapatrzona w kapitana jak w obrazek to cię nie obchodzi, a znasz ją dłużej niż mnie.
-Hinamori... w sumie racja, nie odwraca od niego wzroku.
-Dlaczego mu nie ufasz?
-To nie tak że mu nie ufam, po prostu mam wrażenie że jest z nim coś nie tak.  Jak rozmawiam z innymi kapitanami to jestem wstanie odczytać ich intencje. Jednak gdy rozmawiam z kapitanem Aizenem to nie wyczuwam nic, kompletna pustka. Wzbudza we mnie jednak niepokój.
-Sokka, czułeś coś podobnego u innych kapitanów.
-Tak.
-U kogo?
-U ...... u kapitana Urahary.
-Urahary?
-Hai, ale to było inne uczucie, jemu ufałem zupełnie, miałem zawsze wrażenie że kapitan Urahara coś ukrywa by chronić innych...
-Może się pomyliłeś, ostatecznie kapitan Urahara zdradził.
-Czyli wierzysz w to?
-Hai, dlaczego miałabym nie wierzyć, kapitanowie i ty mieliście rację, sam przeszedł przez Seikaimon, nawet jeśli ktoś go szantażował, był kapitanem sam by sobie poradził.
-A jeżeli szantażował go inny kapitan?
-Mówisz o Aizenie? - zatrzymała się zszokowana i rozejrzała się wokół. Za takie słowa mógłby zostać zatrzymany.
-Nie, to że wyczuwam w nim coś dziwnego nie znaczy że jest zdrajcą. Mówię ogólnie.
-Mógł poinformować kapitana Yamamoto.
-Przecież, to by było zdanie jednego kapitana, przeciw zdaniu drugiego.
-Tak, ale Yamamoto-sama miałby wtedy szerzej otwarte oczy, obserwowałby kapitanów, a ci co nie mieliby nic do ukrycia nie mieliby się czego obawiać. Urahara miał jakiś powód by zniknąć i go wykorzystał.
-Skoro tak mówisz.
-Uważajmy też na Aizena-sama, skoro mówisz że coś z nim nie tak.
-Jasne, pośpieszmy się bo nie zdążymy.
-Hai!- i oboje zniknęli.
Za jednego z budynków wyszedł mężczyzna, z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Aizen-sama będzie bardzo nieszczęśliwy gdy się dowie że jego podwładni mu nie ufają.
     
        .................................

1.5 tygodnia później :-)


-Uważaj!
-Przecież widzę.-warknął chłopak, robiąc unik przed pazurami pustego.
-Cholera co z nim jest nie tak, obojętnie ile siły wkładam w przecięcie tej cholernej maski to i tak nie mogę jej nawet zadrasnąć.
-Odciągnę go od plusów, a ty powiadom dowództwo i spytaj co możemy zrobić.
-Dasz radę?
-Hai! Pośpiesz się!
-Jasne!
Odbiegła natychmiast na bezpieczną odległość, uważnie obserwując pustego, wyjęła komunikator i spróbowała się połączyć z dowództwem. Połączenie zostało jednak przerwane.
-Co jest?!-warknęła.
Spojrzała na kilkadziesiąt plusów.
Nigdy nie widziała ich tyle poza Soul Society.
-Tokyo to wielkie miasto, każdego dnia umiera tu kilkanaście a nawet kilkadziesiąt osób, a ten gnojek hipnotyzuje ich i przyzywa do siebie.
Spróbowała jeszcze raz nawiązać połączenie z Soul Society, jednak nadaremno.
Warknęła coś pod nosem. Zrobiła szybko zdjęcie pustemu i plusom, i napisała pod zdjęciami możliwości Hollowa, natychmiast wysłała wiadomość. Wiedziała że wiadomość dotrze do Seireitei dopiero gdy znów pojawi się sygnał.
-Nie mogę się połączyć.-krzyknęła do Toshiro podbiegając z powrotem.
-Jak to nie?
-Nie wiem, połączenie zostaje przerwane, wysłałam wiadomość, ale wątpię żeby doszła. Musimy sobie radzić sami.
-Masz jakiś ciekawy pomysł?
-Jasne.
-Jaki?
-Przeżyć. Czysta improwizacja, musimy znaleźć jego słaby punkt.
-Mało obiecujący plan.
-Przymknij się! Czy tylko ja tu jestem od dobrych pomysłów, dopóki nie znajdziemy jego słabych punktów nic nie zrobimy.
Toshiro westchnął i wyskoczył znów w kierunku pustego.
-W takim razie obserwuj uważnie.
-Żartujesz? Zabije cię!
-Aż tak mnie nie doceniasz?
Faktycznie chłopak omijał długie i ostre macki pustego jakby one poruszały się w zwolnionym tempie.
-Do ciebie zależy ile będę się musiał tu narażać.-krzyknął, widząc jak dziewczyna przygląda się jemu zamiast Hollowowi.
Mija potrząsnęła głową i utkwiła uważne spojrzenie na potworze.
Każdy pusty jest inny, lecz ten z wyglądu zupełnie niczym się nie wyróżniał.
Wielka głowa przystrojona przeraźliwą maską, do tego okrągłe cielsko, z którego wystawały długie macki pokryte w całości przeraźliwie ostrymi ostrzami.
Nogi u niego zaś miały formę olbrzymich kopyt.
Zazwyczaj słabością pustych jest maska, którą należy zniszczyć, w tym przypadku jednak maski nie dało się nawet zadrasnąć.
Zmrużyła oczy.
-*Może jesteśmy za słabi by rozciąć maskę. Nie to nie to, przez te dziesięć dni niszczyliśmy maski bez problemu. On ma po prostu jakąś inną słabość,..... tylko jaką?
-Pośpiesz się!
Usłyszała krzyk towarzysza, podniosła na niego spojrzenie. Chłopak nie był w najlepszej kondycji, z rąk i nóg lała mu się krew, ubranie miał podarte.
-Chwila!
-*Musiał w lecieć na macki.
Skupiła się jeszcze mocniej, jej czujny wzrok śledził każdą reakcję pustego, szukała najmniejszego detalu, który mógłby jej zdradzić słabość stwora.
-KUSO, DLACZEGO NIC NIE WIDZĘ!-wrzasnęła rozeźlona.
-*Spokój, spokój, spokój, tylko spokojnie, zaraz coś zobaczę i wyratuję Toshiro, tylko spokojnie.-powtarzała sobie w myślach.
Otworzyła oczy i dostrzegła jedną z macek lecącą prosto na nią, natychmiast odskoczyła w bok.
Wylądowała obok plusów, zmartwiała, zdała sobie sprawę że teraz może zniszczyć plusy jeśli zaatakuje. Jednak ku jej zdziwieniu pusty stracił zupełnie zainteresowanie jej osobom i znów skupił się jedynie na postaci atakującego go Toshiro. Po chwili dla Miji stało się jasne dlaczego Hollow przestał się nią interesować. Oberwała kilkunastoma kamieniami, złapała pewniej za miecz i się odwróciła. Stało przed nią kilkadziesiąt plusów z kamieniami w rękach.
-To są jakieś jaja.-westchnęła-.Ta cholera kazała im mnie atakować.
-* Jak mam walczyć z duszami, przecież moim obowiązkiem jest przeprowadzenie ich bezpiecznie do Soul Society.
Spróbowała wykonać Pogrzeb Dusz na jednym z pustych nic się jednak nie stało.
-Szlag by to...-warknęła, odskakując do tyłu.
-Zamiast skupić się na pustym będę się bawić w ganianego z duszyczkami. Weź go wyślij do piekła!-krzyknęła do Toshiro.
-To mi powiedz jak!-odkrzyknął, lądując na ziemi i upadając na jedno z kolan, ciężko dysząc.
-Jakbym wiedziała to dawno bym to zrobiła!-krzyknęła, robiąc unik przed kamieniem lecącym prosto na jej twarz.
-Kuso!-warknęła gdy kolejny otarł się o jej policzek.
Odskakiwała cały czas, skupiając swoją uwagę w pełni na pustym, przez co co jakiś czas obrywała kamykami.
-Toshiro!-krzyknęła gdy chłopak oberwał jedną z macek, zdążył zatrzymać atak mieczem, lecz przez siłę uderzenia wbił się w ziemię. Chciała natychmiast sprawdzić co z nim i odsunąć go od pustego jednak, nie zauważyła plusa który cisnął w nią o wiele większym kamieniem niż zwykle. Oberwała nim prosto w skroń, runęła na ziemie, czuła jak po twarzy spływa jej gęsta, ciepła substancja. Przed oczami jej się wszystko rozmazywało, podniosła się z trudem i spojrzała ze złością na dusze.
-Muszę coś z nimi zrobić. Bakudou no Ichi- Sai!- krzyknęła.
Zwykła technika wiązania, jednak w jej wykonaniu była na trochę wyższym poziomie. Jednym zaklęciem zablokowała wszystkie dusze.
-Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?-jęknęła.
Pomacała miejsce uderzenia kamieniem i skrzywiła się mimowolnie.
Spojrzała w kierunku Toshiro nic poważnego mu się nie stało był poobijany i umorusany błotem, ale na szczęście żył.
Otworzyła szerzej oczy gdy chłopak wskoczył wprost między macki.
-Zwariowałeś, poszatkuje cię!-krzyknęła przerażona.
Stwór zaatakował chłopaka nagle wszystkimi mackami i znów wbił go w ziemie.
-Co się stało?-spytała zaskoczona.- Przecież do tej pory atakował pojedynczymi mackami, dlaczego tak nagle zaatakował wszystkimi?
Zesztywniała.
-*To jest to!-krzyknęła w myślach.- Toshiro, dasz radę zaatakować tak jeszcze raz?!
-Pewnie, ale przed chwilą mówiłaś, że mnie poszatkuje.
-No to uważaj.
- Nie o to mi chodzi, czy ty się o mnie martwisz?
-Wcale się o ciebie nie martwię, jak o mnie chodzi może cię poszatkować!
Chłopak zaśmiał się cicho i skoczył na potwora. Znowu stwór osłonił się wszystkimi mackami.
Toshiro wygrzebał się z kolejnego krateru, który stworzył swoim ciałem.
-Jeszcze raz?-zapytał.
-Nie, teraz zaatakuj z góry.
-Jasne!
Chłopak natychmiast wyskoczył  w powietrze. Pomimo ich ciągłych kłótni, docinek, wywyższania się, mieszania drugiego z błotem, ufali sobie bezwarunkowo. Tym bardziej w sytuacjach kryzysowych, gdy inni tracili głowę i zaczynali się kłócić, oni zaczynali pracować jak dobrze naoliwiona maszyna, za co nie raz już dostali pochwałę od swego kapitana. Toshiro nawet się nie zastanawiał czy decyzja jaką podjęła Mija może go zabić, bo całym sercem wiedział że to się nie stanie. Jednak gdyby ktoś im podsunął taką opinię w życiu by się nie przyznali że są tak blisko, ciężko by im było nawet przyznać że są przyjaciółmi. Mija dokładnie śledziła poczynania Hollowa i tak jak się spodziewała zaatakował tylko jedną macką.
-Toshiro, zniszcz jak najwięcej jego macek!
-Ale one zaraz się odnowią.
-Wiem, dlatego musisz zniszczyć jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie.
-Da się zrobić.
Chłopak ciął macki jedna za drugą.
Mija nie widziała jednak na brzuchu stworzenia nic niezwykłego.
-*Może brzuch jest po prostu jego słabością.
Nagle dostrzegła na białym cielsku stworzenia czerwoną plamę.
-Szlag!-poderwała głowę, Toshiro mocował się z jedną z macek a na niego leciały trzy kolejne. W sekundę znalazła się za nim, złapała go za poły stroju i odskoczyła z nim do tyłu. Posadziła go pod drzewem.
-Odpocznij...
-Ale...
-Luzik, już wszystko wiem.
-Co jest jego słabością?
-Gdy atakowałeś jego macki, lub maskę bronił się tylko jedną, ostatecznie dwoma mackami, lecz gdy leciałeś w kierunku jego brzucha osłaniał się wszystkimi możliwymi.  Gdy ciąłeś jego macki dostrzegłam na jego brzuchu, jeśli to tak można nazwać, czerwoną plamę. To z pewnością jego słaby punkt.
-Jak masz zamiar się tam dostać?
-Jak to, jak? Normalnie. Przebić się.
-Żartujesz, posieka cię na kawałki.
-Aż tak mnie nie doceniasz?
Uśmiechnęła się do niego ostatni raz i pobiegła w stronę pustego.
-Uważaj-szepnął cicho, zaciskając pięści z bezsilności, nie miał siły się nawet ruszyć.


...................................
"3 dni później"

W Seireitei trwało bardzo ważne spotkanie, spowodowane brakiem łączności ze światem żywych, które ciągnęło się już trzecią dobę.
-Trzeba z tym coś zrobić, Kurotsuchi-Taicho. Jeśli nie odzyskamy sygnału możemy stracić ludzi.
-Dobrze o tym wiem, Uchiba. Moi ludzie prawie już rozwiązali problem, w ciągu kilku godzin odzyskamy sygnał.-powiedział ze znudzeniem.
Kapitanowie stali na swoich miejscach, zaś krok za nimi znajdowali się porucznicy, co pokazywało jak ważna jest to sprawa.
Jedynie miejsce porucznika oddziału 5 było puste, gdyż Mija wciąż była w świecie żywych.
Nagle drzwi do komnaty się otworzyły, stanął w nich mężczyzna wyglądający na około dwadzieścia pięć lat, należał do oddziału 12. W ramionach trzymał dziwne urządzenie.
Skłonił się najgłębiej jak umiał, po czym powiedział.
-Melduję że odzyskaliśmy łączność.
-Świetnie.-powiedział Ukitake.-Są jakieś niedobre wieści.
-Ogólnie są jedynie informacje o wykonaniu zadań...
-To doskonale...
-Jednakże, trzy dni temu próbowali się z nami skontaktować, Porucznik Mirini i Trzeci oficer Hitsugaya, z oddziału 5.
-Dowiedziałeś się w jakiej sprawie?-zapytał natychmiast Aizen.
-Hai. Mija-sama, po bezskutecznej próbie połączenia, wysłała wiadomość ze zdjęciem. Mieli problem z pustym...
Chłopak postawił urządzenie, które przyniósł na ziemi i kliknął przełącznik. Natychmiast wyświetliła się wiadomość jaką wysłała młoda Shinigami.
-Mieli styczność z Hollowem, który nie reaguje na ataki, nie mogli ani przerwać maski, ani przeciąć go w pół gdyż natychmiast się regenerował. Nie mogli ustalić słabego punktu, a pracę utrudniały im długie ostre macki. Dodatkową zdolnością pustego była możliwość hipnotyzowania plusów i przyzywania ich do siebie, więc jak widać na zdjęciu musieli walczyć z pustym i chronić plusy, prosili o pomoc.
-Co z nimi?-zapytał Aizen.
Zapadła chwila ciszy.
-Cóż, nie możemy się z nimi skontaktować...
-Jak to?!-zapytał zdenerwowany kapitan, mając przed oczami możliwość straty dwóch członków oddziału.
- Komunikator Mirini-sama został zniszczony, zaś komunikator Hitsugayi-sama nie reaguje, mógł go stracić w walce.-zapewnił natychmiast, widząc złość kapitana.
-Ile jest szans że żyją?-zapytał kapitan Ukitake.
-Pieczęć blokująca moc Mirini-sama jest wciąż aktywna, więc z pewnością żyje, lecz nie wiemy w jakim jest stanie, ani gdzie się znajduje, o oficerze Hitsugayi nie jestem wstanie nic powiedzieć. Z niewiadomego mi powodu nie możemy ich namierzyć.
-Macie ich znaleźć, wszelkimi metodami.-powiediał kapitan Yamamoto.-Pośpiesz się i wróć jak znajdziecie jakieś informacje.
-Tak jest!- krzyknął, po czym wybiegł zostawiając urządzenie.
-Jak myślisz Yama-jii, co z nimi?-zapytał kapitan w słomianym kapeluszu i różowym płaszczu.
-O tym pustym chodzą już legendy, wielu shinigamich nie wróciło z  życiem ze starcia z nim, a ci którym się udało przeżyć, musieli się wycofać. Nikt nie znalazł słabego punktu tego Hollowa, obawiam się że Mirini i Hitsugaya mogli odnieść bardzo poważne obrażenia.
Na sali zapadła cisza, nikt nie miał odwagi zabrać głosu, porucznicy jedynie wymienili zdenerwowane spojrzenia.
................................................

-Mija, ocknij się w końcu. -warknął zirytowany białowłosy.
Znajdował się w pokoju hotelowym, który wynajął po walce z Hollowem, po czym przeniósł tam nieprzytomną i ranną czarnowłosą.
-Cholera, jest nieprzytomna od trzech dni, co mam zrobić? Dlaczego nie mogę otworzyć bramy do Seirtei?
Przed oczami znów stanęła mu akcja Miji.
 Dziewczyna wyskoczyła w kierunku pustego, omijając długie i ostre niczym noże macki. W obydwu rękach dzierżyła miecze, którymi zasłaniała się przed atakami. Zmierzała coraz bliżej cielska bestii, dzieliło ją zaledwie kilka metrów od czerwonego znaku, gdy znikąd przed nią pojawiła się zabójczo-ostra macka. Cudem osłoniła się mieczem, jednak siła stwora była o wiele większa od niej i rzuciło ją do tyłu. Na jej nieszczęście otoczona była przez ostrza, lecąc bezwładnie do tyłu nadziała się na kilka z nich, tnąc głęboko plecy, ręce i nogi.
Cała pocharatana uderzyła w ziemie, uniosła się na rękach, krzywiąc z bólu.
Musiała przyznać, że Toshiro był od niej bardziej wytrzymały, on wstał kilka razy, a ona ma dość po pierwszym uderzeniu.
Westchnęła.
-*Muszę się skupić, im więcej razy oberwę tym ciężej będzie mi to zrobić.
Nie mogła się jednak przebić, za każdym razem w ostatniej chwili pojawiała się macka, która odpychała ją, inne zaś ją wtedy raniły. Cudem udało jej się wylądować na nogach, jednak lewa była mocno poharatana, niektóre cięcia sięgały samej kości,  ugięła się więc pod ciężarem ciała, klęczała na jednej nodze, ciężko dysząc. Wzięła kilka głębszych wdechów nie spuszczając z oczu pustego.
Wstała zachwiała się lekko, ale ustała, złapała mocniej za miecz i ruszyła wściekła przed siebie.
-*Muszę to zakończyć, jeszcze chwila i się wykrwawię, z Toshiro też nie jest najlepiej.- pomyślała widząc jak chłopak próbuje się podnieść spod drzewa, jednak kiepsko mu szło.
Ruszyła do przodu myśląc nad  taktyką, postanowiła zdać się na Kidō.
-* Potrzebuję do tego dwóch rąk.
Spojrzała jeszcze ostatni raz na Toshiro i przyśpieszyła. W momencie w którym wyskoczyła jej ostrze rozsypało na miliony drobinek.
-Co ty robisz?! On cię zabije!- usłyszała jeszcze krzyk Toshiro.
Nie zwróciła jednak na to uwagi, nie mogła się teraz niczym rozpraszać.
Złożyła ręce w kilka znaków i wirowała miedzy mackami, zbierając energię. Dotkliwie czuła jak macki ocierają się o jej ciało, rozrywając skórę i poniższe tkanki.
-Kuso, jeszcze odrobina.-jęknęła.
Była zaledwie dwa metry od swego celu gdy znów przed nią z materializowała się znikąd macka.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i rozłączyła ręce, natychmiast z jej ciała wydobyło się rażące białe światło, które natychmiast zniszczyło najbliższe macki.
W sekundę pokonała dzielącą ją odległość od czerwonego punktu. W jej dłoni zmaterializował się miecz, który natychmiast wbiła w czerwone koło. Potwór zawył przeraźliwie, co było sporą różnicą, gdyż do tej pory milczał jak zaklęty.
Mija uśmiechnęła się słabo, po czym z jej ust wypłynęła czerwona ciecz. Otworzyła szerzej oczy czując silny ból brzucha, spojrzała w dół i z przerażeniem dostrzegła wbitą w jej brzuch mackę. Obróciła  z trudem głowę i zobaczyła jak cała zbroczona krwią druga strona kończyny wystaje z jej pleców. Natychmiast zrobiło jej się słabo, ostatkiem sił odcięła mackę od stwora, by ten nie mógł jej rozciąć w pół. Po chwili i macka w ciele dziewczyny i cały pusty zamienił się w czarny proch. Mija runęła w dół i po chwili doznała bliskiego i bolesnego spotkania z ziemią. Zobaczyła jak przed nią stanął barczysty mężczyzna, jego ciało oplecione było łańcuchami.
-Ty suko, zapłacisz mi za to!-wrzasnął i ruszył natychmiast do dziewczyny.
Mija nie próbowała się nawet podnieść by się bronić wiedziała że i tak nie zdoła.
Mężczyzna stanął koło niej, na pierwszy rzut oka było widać że za życia nie był świętoszkiem i z kryminałem miał wiele wspólnego.
Wziął zamach by kopnąć leżącą dziewczynę. But mężczyzny był kawałek od rannego brzucha, gdy nagle przed Miją pojawił się pokrwawiony Toshiro, zatrzymał cios i odepchnął napastnika.
Wyjął miecz by postraszyć mężczyznę, jednak za czarnowłosym pojawiły się nagle bramy piekieł. Wielkie wrota otwarły się i wciągnęły duszę w swe otchłanie, gdzie miała odpokutować swe winy.
Toshiro podszedł na chwiejnych nogach do leżącej na boku dziewczyny. Natychmiast dostrzegł kałuże krwi wypływającą spod jej ciała. Ukląkł koło niej i delikatnie obrócił ją na plecy.
Z przerażeniem dostrzegł przesiąknięty od krwi materiał stroju.
Podwinął górę z kimona Miji i patrzył szerokimi oczami na ranę.
Zerwał się na równe nogi, natychmiast chciał ją stamtąd zabrać by opatrzyć jej rany, jednak zdał sobie sprawę że wciąż ma przed sobą kilkadziesiąt plusów do odesłania.
-Kuso!-zaklął pod nosem.
Opatrzył prowizorycznie najniebezpieczniejsze rany dziewczyny i zajął się plusami.

      ...........................


-Co jest do cholery, dlaczego jej rany się nie leczą. Zazwyczaj po godzinie najgorsze rany były już zaleczone, a teraz minęły trzy dni i nawet krew nie przestała lecieć, jak tak dalej pójdzie to się wykrwawi.-warczał pod nosem.
Siedział koło łóżka dziewczyny, uważnie obserwując jej bladą twarz. Minęło kilka kolejnych godzin.
Chłopak był bliski omdlenia, sam był mocno poraniony, i stracił sporo krwi, do tego w ogóle nie spał, pierwszy raz w życiu tak bał się o tę idiotkę. Był wręcz przerażony że zaśnie na moment, a gdy się obudzi ona będzie martwa.
Opierał głowę o miękki materac łóżka, jego zmysły powoli odpływały, skupiony był jedynie na płytkim i nierównym oddechu dziewczyny. Nagle poczuł czyjąś dłoń na lewym barku, zerwał się natychmiast na równe nogi. Dostrzegł przed sobą shinigami, w czarnym stroju i z krótkim Wakizashi przy pasie. Zanim zdążył jakoś zareagować świat mu zawirował przed oczami i gdyby nie mężczyzna runąłby jak długi na podłogę.
-Spokojnie, nie rób zbyt gwałtownych ruchów.-powiedział spokojnym głosem.
-Kim... jesteś?- udało się jedynie wyszeptać Toshiro.
- Kizawa Kinji, dziesiąty oficer oddziału drugiego. Po odzyskaniu łączności ze światem żywych, dowództwo otrzymało waszą wiadomość z prośbą o pomoc, gdy nie mogli się z wami skontaktować, kazano mi was odnaleźć jako że stacjonowałem najbliżej Tokyo.-mężczyzna usadził chłopaka pod ścianą
-Sokka.-powiedział cicho.
Kizawa Kinji wyjął z kieszonki nadajnik w postaci komórki.
-W jakim stanie jest pani porucznik?
-W tragicznym.-powiedział.-Wiele ran, które wciąż krwawią, do tego przebity na wylot brzuch, z każdą chwilą jest gorzej.-mówił, lecz z każdą chwilą jego głos był coraz cichszy.
-Nie przemęczaj się, wzywam pomoc, zaraz was stąd zabiorą.
Klikał coś w telefonie jeszcze moment, po czym przystawił urządzenie do ucha.
-Słyszałem że mieliście pojedynek z pustym owianym już legendą. Wielu naszych zginęło w walce z nim, nikt nie znalazł jego słabego punktu, ponoć za życia był seryjnym mordercą, co z nim, zwiał?
Toshiro podniósł na mężczyznę zmęczone spojrzenie.
-Płonie w piekle.-powiedział, po czy osunął się nieprzytomny na ziemię.
Mężczyzn patrzył z niedowierzaniem na leżącego chłopaka i po chwili przeniósł spojrzenie na dziewczynę na łóżku.
-Kizawa.....Kizawa.......KIZAWA! DO CHOLERY SŁYSZYSZ MNIE!
Dopiero teraz się zorientował że połączył się z dowództwem.
-Słyszę, gomen.
Podszedł powoli do łóżka i odgarnął pościel.
-Jaka sytuacja? Masz ich?
-Hai, znalazłem.
Dziewczyna ubrana była jedynie w podarte spodnie z kimona. Przez dziury w nich mógł dostrzec obwiązane nogi bandażami. Tułów dziewczyny to był jedynie bandaż od podbrzusza po samą szyję była nim owinięta, niczym mumia, ręce również miała zabandażowane. Większość bandaży przemoknięta była krwią.
-Żyją?-usłyszał kolejne pytanie.
-Hai, ale ledwo, przed chwilą rozmawiałem jeszcze z oficerem Hitsugayą, jednak stracił już przytomność. Porucznik Mirini od początku była nieprzytomna. Jej stan jest krytyczny, potrzebuję natychmiast kogoś kto zabierze ich do szpitala.
-Sokka, już kogoś do ciebie wysyłamy. A właśnie wiesz co z tym pustym, pałętający się po ulicach Tokyo może sprawiać problemy.
-To już nie będzie problem.
-Słucham?
-Oficer Hitsugaya stwierdził, że pusty płonie w piekle.
-Zabili go? Przecież to tylko dzieciaki.
-Zwykłe dzieciaki nie zasiadają tak wysoko. Pośpieszcie się, jeśli umrą to będzie wielka strata dla nas.
-Hai.
Odłożył telefon z powrotem do kieszeni i sprawdził ogólny stan obojga. Z Hitsugayą nie było aż tak źle, choć stracił dużo krwi i był wykończony, jednak gdyby przybył chociaż godzinę później mogłoby być za późno dla pani Porucznik.
Przeniósł Toshiro na łóżko i usiadł obok uważnie ich obserwując.
-* Kim oni są?-pomyślał.
Mężczyzna podwinął powoli rękawy kimona i wpatrzył się w blizny na rękach. Oczami wyobraźni widział blizny na swych nogach, plecach i klatce piersiowej.
Sam przed kilkunastoma laty stoczył walkę z tym samym pustym co oni niedawno. Jednak już w wiadomości jaką wysłali pisali że nie są wstanie przeciąć maski. Dziesięciolatkowie nie byli wstanie zniszczyć maski, a on doświadczony shinigami, z kilkudziesięcioletnim stażem nie był wstanie dostać się nawet do niej.
-Poznali jego słaby punkt i go zniszczyli, a ja byłem wstanie jedynie uciec. Będziecie musieli mi zdradzić jego sekret, bo nie będę wstanie spać po nocach.
Uśmiechnął się lekko, przez wiele lat miał nadzieje na ponowne spotkanie z nim, by móc odpłacić mu za te blizny szpecące jego ciało. Jednak wyręczyła go dwójka dzieciaków.
Znów na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Będziecie kiedyś wielcy.
Usłyszał jak do tej pory płytki oddech dziewczyny, stał się nagle głębszy. Było dla niego jasne że dziewczyna ma problem z oddychaniem i z każdą chwilą sprawia jej to większy problem.
-Cholera, będziecie wielcy jeśli dożyjecie.-warknął, wstając.- Gdzie to cholerne wsparcie.
Podszedł do dziewczyny i odchylił jej głowę do tyłu by udrożnić jej drogi oddechowe.
Spojrzał jak plama krwi na brzuchu szybko pochłania kolejne części bandaża.
-Cholera, doszło znowu do krwotoku, w te trzy dni musiała stracić przynajmniej półtorej litra krwi, jeszcze chwila i będzie po niej.
Usłyszał nagle jak okno się uchyla, położył w odruchu rękę na rękojeści miecza i się odwrócił dostrzegł szóstkę shinigami.
-Nareszcie, pośpieszcie się stan pani Porucznik się pogorszył.
Przeszli koło niego i zajęli się rannymi. Natychmiast odwiązali przemoczone bandaże, zdezynfekowali rany, zatrzymali na ile się dało krwotok i znów zabandażowali obydwojga.
-Szybko, muszą natychmiast znaleźć się w szpitalu.
-Hai, otworzę przejście.-zaproponował Kinji.
Odwrócił się wyjął swój miecz i wbił go wolną przestrzeń, obrócił go, a przed nimi pojawiła się brama do ich świata.
Natychmiast zabrano rannych do szpitala.