Translate

sobota, 28 marca 2020

ROZDZIAŁ 26



– Masz rację zachowywałem się jak dziecko i naraziłem swoich podwładnych na niebezpieczeństwo. Bardzo mi przykro. Naprawię swój błąd.
           Westchnęła cicho, patrząc na swego Porucznika. Mężczyzna stał przed jej biurkiem. Za jego plecami ustawieni byli pozostali Główni Oficerowie. Wszyscy mieli dosyć nietęgie miny.
– Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć. – stwierdziła zamyślona.
– Tak, wiem. To się więcej nie powtórzy.
– Nie o tobie mówię. – machnęła lekceważąco ręką. – Świat się nie kręci wokół ciebie, Hiroto.
          Mężczyzna uniósł zdziwiony jedną brew.
– Więc o czym mówisz?
– Jak to o czym? – prychnęła z irytacją. – O zdrajcy, który uciekł z więzienia Centrali. Rozmawiałam z nimi i ze strażnikami. Nie mają pojęcia jak się uwolnił.  W czasie kontroli był a kilka minut później walczył z wami. Hiroto, uwierz, że mam na głowie ważniejsze rzeczy niż twoja żałosna postawa.
          Asashi spiął się lekko, jednak nic nie powiedział.
– Więc zastanawiamy się jak się uwolnił, tak? – spytała Asari.
– Nie. Ważniejszą kwestią jest kto mu pomógł.
          Wszyscy wymienili się ostrożnymi spojrzeniami.
– Masz kogoś konkretnego na myśli? – spytała Nanami.
– Nie wiem... Wiem, że sam się nie uwolnił. Chcę mieć dokładną listę Shinigami, których umiejętności pozwoliłyby na włamanie się i uwolnienie zdrajcy. Jeśli ktoś z Centrali macza w tym palce, to będzie ciężko im cokolwiek udowodnić. Cholera, jakbym wystarczająco nie miała na głowie.
– Zajmę się tą listą. – stwierdziła Asari. – To znaczy, jeśli mogę.
– Taa... - mruknęła Mija. – Możesz.
– Taicho, co z Asashim? – zapytała niepewnie Nanami.
– Ech... Naprawdę staram się nie podejmować decyzji pod wpływem złości, a wy wracając w kółko do niego uniemożliwiacie mi to. – spojrzała chłodno na Porucznika, który mimowolnie lekko zesztywniał. – Sam powiedz co teraz zamierzasz.
– Ja... – wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. – Dostosuję się do twoich poleceń. Ty jesteś Kapitanem.
          Mężczyzna zacisnął zęby, walcząc sam ze sobą, po czym skłonił się przed dziewczyną.
– Przestań.
– Nani? – zdziwił się, unosząc głowę.
– Aż boli gdy się patrzy jak ze sobą walczysz, by się pokłonić.
– To nie tak...
– Nie potrzebuję twoich wymuszonych ukłonów, choć doceniam to. Domyślam się ile tak dumną osobę musiało to kosztować i nie ma w tej wypowiedzi ani krzty kpiny. Wolałabym żebyś miał do mnie faktyczny szacunek, który będzie widoczny i bez bezsensownych pokłonów. Zastanówcie się wszyscy i lepiej żeby odpowiedź była szczera. Ile czasu wytrzymacie słuchając mnie?
– Co? – zdziwili się.
– Co masz na myśli? – zapytał Azuma.
– Ciebie i Tory w sumie to nie dotyczy bo już wcześniej zdecydowaliście z własnej woli. Mówię o pozostałych. W tym momencie zgadzacie się na wszystko, bo ta walka trochę wami wstrząsnęła.
– Nic nami nie wstrząsnęło!
– Nitori! – zganiła go Nanami.
– O tym właśnie mówię. Teraz jako tako się słuchacie, ale za kilka dni wam przejdzie i będzie tak samo jak wcześniej. – mruknęła.
          Zawahała się na chwilę po czym wstała i obeszła biurko. Usiadła ku zaskoczeniu wszystkich przy niskim stole do herbaty.
– Porozmawiajmy sobie tak od serca. Siadajcie.
– Ale...
         Wszyscy wymienili się niepewnymi spojrzeniami. Jako pierwsi usiedli Azuma i Tora, po krótkim wahaniu reszta też do nich dołączyła.
– Powiedz Poruczniku, co ci we mnie nie odpowiada. Uczciwie. Bez owijania.
– Brak wystarczającego doświadczenia by móc dowodzić całym oddziałem. –powiedział bez chwili wahania.
– W porządku. – kiwnęła głową. – A wy?
– To samo. – stwierdził Nitori, patrząc chłodno na swą niechcianą przełożoną.
          Dziewczyny potwierdziły skinieniami głowy.
– A przede wszystkim? – spytała.
– Co przede wszystkim?
– Poza doświadczeniem. Nawet do waszych upartych móżdżków dotarł z pewnością fakt, że z brakiem doświadczenia możecie mi pomóc. Więc zapytam jeszcze raz. Co przede wszystkim wam we mnie przeszkadza?
          Zapadła krępująca cisza.
– Od samego początku jak zostałam Kapitanem wszyscy mi mówili bym wam pokazała kto tu rządzi i gdzie jest wasze miejsce. Uznałam, że to zły sposób, który sprawi, że jeszcze bardziej będziecie się buntować. Starałam się być miła i pokazać wam, że chcę z wami współpracować, ale wy weszliście mi na głowę i szczerze mówiąc, trochę mnie to przytłoczyło.
          Nitori prychnął pod nosem, patrząc z niechęcią na dziewczynę.
– Przytłoczyło mnie to dlatego, że dotychczas wszyscy, którymi dowodziłam chodzili jak w zegarku. – posłała mężczyźnie pewne siebie spojrzenie. – Nawet na samym początku mojej kariery w Gotei, gdy Aizen-Taicho wrzucił mnie na głęboką wodę i zrobił ze mnie od razu swojego Porucznika. Wtedy też nikt mnie nie chciał słuchać, no chyba, że obok był Kapitan. Ogarnęłam wtedy wszystko w jakiś tydzień, a tu jak grochem o ścianę.
          Oparła głowę na dłoni i spojrzała na Hiroto.
– Problemem jest moje niewystarczające doświadczenie, czy brak wystarczającej siły?
– Oba. – podniósł się z ziemi Nitori. – Zginiesz na pierwszej naszej misji!
– Siadaj. – powiedział Asashi.
– Chyba żartujesz. – wyglądał na zupełnie wytrąconego z równowagi.
– Siadaj! Mieliśmy spokojnie porozmawiać a nie kłócić się znowu. – wtrącił Tora.
– Jeśli się lepiej czuje jak chodzi, to niech chodzi. – mruknęła Mija.
          Mężczyzna natychmiast zaczął krążyć po pokoju.
– Mów. Od razu będzie ci lepiej.
          Nitori spojrzał na obserwującą go nastolatkę i warknął coś pod nosem.
– Nasze misje to nie zabawa w piaskownicy. Zginiesz na pierwszej lepszej.
– Skąd wiesz?
– Masz cholerne piętnaście lat! Jak Yamamoto-sama, może znowu tak ryzykować?! – wrzasnął.
          Wszyscy automatycznie się spięli. Mija spojrzała po nich, ale nie zapytała. Czuła, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie, ale na pewno nie teraz.
– Martwisz się o mnie? – uniosła jedną brew zdziwiona.
– Nie! – warknął.
– Nie chcemy cię na kapitana, bo nie chcemy by z powodu twojego niedoświadczenia i braku siły zginęli nasi przyjaciele. Nie chcemy też byś ty zginęła. Za kilka lat będziesz wstanie udźwignąć te obowiązki, ale nie teraz. Jak na razie jesteś za słaba. – powiedziała spokojnym, monotonnym głosem Nala.
– Hmm, jeśli chodzi o doświadczenie to z pewnością macie rację, ale z waszą pomocą nie będzie to problemem. Szybko się uczę i jeśli tylko zechcecie mi pomóc i lekko pokierować wyrównam wszystko. Tym bardziej jak zwracam na to uwagę od początku. Chcę słuchać waszych opinii i rad. Jednak jeśli chodzi o siłę to się mylicie.
– Nic nie rozumiesz! – wrzasnął Nitori. – Nasze misje są niebezpieczne! Zginiesz na pierwszej z nich!
– Nie dowiemy się tego dopóki nie pójdziemy na pierwszą misję. Że ten pajac ma rację.
– Kto? – zdziwił się Tora.
– Ikkaku z jedenastki. – mruknęła. – Rozmawiałam z nim dziś rano. Stwierdził, że jak sobie z wami nie radzę to mam wam skopać tyłki.
          Zapadła na chwilę cisza.
– To jak? Jeśli udowodnię wam, że mam w sobie dość mocy to się spróbujemy jakoś dogadać?
          Po krótkim wahaniu wszyscy przytaknęli.
– Poruczniku, w takim razie dzisiaj wieczorem zmierzymy się. – zerknęła na zegar, wskazujący dwunastą w południe. – O dziewiętnastej.
– Na jakich zasadach?
– A jakie ty potrzebujesz zasady?
– Odejdziesz jeśli przegrasz? – spytał Nitori.
– Nie, raczej nie. – uśmiechnęła się wrednie. – Przemyślę to i dam ci znać przed walką. Załatwcie by przyszło jak najwięcej członków oddziału, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń.
– W porządku.  To może być ciekawe. – uśmiechnął się wesoło Tora.
– Idźcie już.
– Dalej jesteśmy zawieszeni? – zapytała Azuri.
– Ech, nie. Idźcie zanim zmienię zdanie.
– Hai! – wyszli natychmiast z gabinetu.
          Mija z niechęcią spojrzała na dokumenty piętrzące się na biurku.
– Nie dzisiaj.
          Wyszła z gabinetu i rozejrzała się po prawie pustym korytarzu.
– Taicho, potrzebujesz czegoś? – odezwał się wartownik.
– Świeżego powietrza. – mruknęła, idąc w jego kierunku.
– Tutaj niestety często tego brakuje. –uśmiechnął się lekko, otwierając przed nią drzwi. – Miłego spaceru.
– Dziękuję.
          Wyszła na pełną słońca drogę, licząc, że na nikogo nie wpadnie. Ostatnimi czasy ma wrażenie, że ludzie czają się pod wejściem byle tylko chwilę z nią porozmawiać. Na szczęście tym razem mijane osoby kiwały jej tylko głową z szacunkiem i nikt nie podchodził. Szła wolno, ciesząc się ciepłym wiatrem i promieniami słońca na twarzy. Weszła na rzadziej uczęszczane drogi. Shinigami było tu o wiele mniej i w końcu mogła się zrelaksować. Odetchnęła głęboko czystym powietrzem i przymknęła oczy, ciesząc się ciszą. Podniosła głowę i z zaskoczeniem dostrzegła swego oficera, siedzącego pod jednym drzewem.
– Azuma? - mężczyzna podniósł na nią wzrok.
– Też poszłaś na spacer?
– Trochę relaksu po tym wszystkim się przyda. Co tu robisz?
– Wspominam. – mruknął, spoglądając na drzewo.
– No tak... Miałeś mieć dzisiaj wolne. Przez to wszystko zapomniałam. Nie będę ci przeszkadzać.
– Zostań.
         Mija spojrzała na mężczyznę zaskoczona.
– Nie rozumiem.
– Razem z Asashim uznaliśmy, że powinniśmy ci powiedzieć, ale on nie potrafi o tym mówić.
– Chce mi powiedzieć coś bardzo dla siebie intymnego? – zdziwiła się.
– Nie do końca. Wrzeszczał po mnie 10 minut a później powiedział "rób co chcesz".
– W takim razie nie wiem czy powinieneś...
– Powinienem. To da ci dość dobry obraz tego dlaczego mamy do ciebie takie podejście a nie inne.
–W porządku. – usiadła obok.
         Mężczyzna milczał kilka minut, ale Mija go nie pośpieszała. Domyślała się, że dla niego ten temat też nie jest zbyt łatwy.
– Asashi został porucznikiem ponad sto trzydzieści lat temu. Jesteśmy w podobnym wieku, jednak on od samego początku był na zupełnie innym poziomie. On został porucznikiem, a ja dołączyłem do oddziału jako niższy oficer. Nie miałem jeszcze na tyle mocy by zyskać należną mi pozycję. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Trenował ze mną bym szybciej się rozwinął. Zabierał mnie na prostsze misje. Byliśmy bardzo blisko. Poznałem wtedy w oddziale kobietę. Miyuki była piękną i potężną wojowniczką. Była jedenastym oficerem. W porównaniu z nią byłem głupim szczeniakiem. Zakochałem się w niej a ona jakimś cudem mnie przyjęła. – uśmiechnął się smutno do swych wspomnień. – Asashi śmiał się z nas, że jakby nas od siebie odciąć to umarlibyśmy z braku powietrza. Cóż, nie miał racji.
– Co się stało?
– Byliśmy razem pięć lat gdy postanowiłem się oświadczyć. Byłem najszczęśliwszym facetem na świecie, gdy się zgodziła. Pobraliśmy się. Żyliśmy razem dwadzieścia lat. To były najpiękniejsze lata mojego życia. Pozostali też dołączyli do oddziału. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. – przeciągnął dłonią po czarnych włosach. – W tamtych czasach wciąż głośno było o Quincy, mimo, że od ich eksterminacji minęło już sporo lat. Okazało się, że garstka przeżyła. Planowali odwet na Shinigami. Musieliśmy temu zapobiec. Asashi wysłał Miyuki i Satoshiego, jego młodszego brata, oraz ich drużyny.
– Asashi ma brata?
– Miał. Do tej misji.
         Zmroziło ją.
– Zlekceważyliśmy moc garstki Quincy. Asashi chciał tylko by sprawdzili ich plany. Nie mieli walczyć. Dwa dni po wysłaniu ich do świata żywych urwał się z nimi kontakt. Natychmiast wysłaliśmy ekipę ratunkową, ale było za późno. Wszyscy nie żyli. – odetchnął głęboko. – Miyuki też. Cały oddział bardzo to przeżył. Byli ogólnie lubiani i szanowani. Dla naszej dwójki był to największy cios. Nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Asashi wziął całą winę na siebie. Obwinia się o to do dzisiaj. Często się o to kłóciliśmy. Mimo, że na początku było mi bardzo ciężko, to nigdy go o to nie obwiniałem. To nie była jego wina. Wysłał swoich najlepszych ludzi, na zdawałoby się prostą misję. Nie mógł przewidzieć komplikacji. Ryzyko jest wpisane w nasze życie, ale i tak nie potrafi tego zaakceptować. Sądzi, że jakby sam się tym zajął, to skończyłoby się to inaczej.
– Nie wiadomo co by się stało.
– Wiem o tym. Tamten dzień bardzo nas zmienił.
– Dlatego tak ciężko jest mu mnie zaakceptować?
– Tak. Nie chce by tamta sytuacja się powtórzyła. Problemem nie jest fakt, że cię nie lubi. On boi się, że szybko zginiesz, albo, że przez twój błąd zginie ktoś nam bliski.
– Taka sytuacja może się powtórzyć zawsze. Nie możemy przewidzieć wszystkiego. Zawsze mogą wystąpić jakieś komplikacje, którym wysłani nie podołają. Nawet jeśli zostałabym kapitanem za dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat, to może się to wydarzyć. Od samego początku wam mówię, że będę słuchać waszych opinii. Jeśli uznacie, że moja decyzja jest błędna i komuś może stać się krzywda zawsze możecie o tym powiedzieć i razem ustalimy co trzeba zrobić. Tylko wspólnie możemy coś osiągnąć. Dopóki ze sobą walczymy tylko ryzykujemy, że wszystko wymsknie się nam z rąk i ktoś niepotrzebnie zginie. Nie chcę tego. Od kiedy zostałam porucznikiem Aizen- Taicho ciągle mnie trenował. Dawał listę misji i drużyn. Miałam decydować kto na jaką misję powinien iść. Jak dobrać misję by nikomu w grupie się nic nie stało, albo przynajmniej jak zmniejszyć ryzyko. Z początku popełniałam bardzo dużo błędów. Praktycznie każdy mój wybór musiał być poprawiony przez Taicho, ale z czasem szło mi coraz lepiej. Poznawałam możliwości poszczególnych członków. Wiedziałam kogo na ile stać. Ile kto da radę udźwignąć. Po dwóch latach szkolenia pod okiem Aizena-Taicho poznałam wszelkie tajniki strategii. Mieszałam członków drużyn pod względem umiejętności, ich sympatii, korelacji pod względem mocy u wszystkich członków. Wiedziałam o swoich podwładnych nieraz więcej niż o sobie samej, bo tylko to zapewniało mi pewność, że nie podejmę złej decyzji. W pewnym momencie sama musiałam przypominać Kapitanowi by sprawdzał moje decyzje i je korygował. Uznał, że nie ma już takiej potrzeby, a ja wciąż sądziłam, że mogłabym to robić lepiej, że mogłabym jeszcze bardziej zmniejszyć ryzyko śmierci, lub ciężkich obrażeń. Mam duże doświadczenie, może nie w boju, ale jeśli chodzi o taktyki i planowanie nie raz was zaskoczę. Potrzebuję tylko jednej szansy by móc wam to udowodnić. Rozumiem wasz punkt widzenia. Pójdę już. Widzimy się wieczorem. Dziękuję, że mi zaufaliście i o tym powiedzieliście... no a przynajmniej ty.
          Odeszła zamyślona, zostawiając za sobą mężczyznę. Teraz lepiej rozumiała punkt widzenia pozostałych. Postanowiła jednak wrócić do bazy i wypełnić zaległe raporty, jednak najpierw skierowała swe kroki do baraków pierwszego oddziału.
– Ciekawe czy się zgodzi.

          Przetarła zmęczona oczy, odkładając kolejny raport. Mimo kilkugodzinnej pracy wciąż zostało jej sporo dokumentów. Zerknęła na zegar i westchnęła ciężko. Była za pięć dziewiętnasta. Skierowała się od razu w stronę sali treningowej. Miała całkiem sporo wątpliwości, jednak kości zostały już rzucone. Nie ma odwrotu...
          Na korytarzu został jedynie strażnik, pilnujący wejścia.
– Chodź ze mną. – zwróciła się do mężczyzny.
– Ale, Taicho... Co z bezpieczeństwem?
– Zwalniam cię na czas walki. Chyba, że cię to nie interesuje.
– Interesuje. – zapewnił.
– Więc chodź. Będę wiedzieć jeśli ktoś tu wejdzie.
          Poszli wspólnie w stronę sali, gdzie musiało już się zgromadzić większość oddziału. Nawet blokujące zaklęcia nie były wstanie ukryć kłębiącej się w pomieszczeniu energii. Weszła do sali i dostrzegła tłum ludzi. Podeszła do Yosuke, dowódcy trzeciego pododdziału.
– Mija-sama! – skłonił się na powitanie, uśmiechając się szeroko.
– Witaj. Wypuścili Cię już? Jak się czujesz?
– Już dobrze. Jestem jeszcze nieco obolały. Błagałem Unohane-Taicho na kolanach bym mógł być na walce. Reszta bardzo ubolewa, że nie może być. Obiecałem im szczegółowe sprawozdanie po wszystkim.
– Rozumiem. – zaśmiała się. – Orientujesz się ile mniej więcej osób przyszło.
– Tak myślę, że około dwustu pięćdziesięciu na pewno. Na pewno wszyscy będący w Seireitei i w jego pobliżu. Reszta jest na misjach.
– Świetnie. Dziękuję. – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę rozmawiającego oddziału specjalnego.
– Taicho! – Tora odwrócił się w jej stronę a w jego ślady poszli pozostali.
– Możemy zaczynać? – zapytała.
– Hai! – porucznik podszedł do niej.
– Świetnie. Pytałeś o zasady. Mam propozycję. – uśmiechnęła się. Jej głos niósł się doniośle po sali, tak, że każdy mógł ją usłyszeć.
– Jaką? – dopytał mężczyzna.
– Masz trzy opcje. Pierwsza: przegrywasz. Tu jest chyba wszystko jasne. Jeśli przegrasz będziecie się mnie słuchać. Nie będziecie sabotować działań oddziału i będziecie wykonywać moje polecenia.
– W porządku. Jeśli wygrasz, tak będzie.
– Jeśli przegram, nie zrezygnuję z pozycji.
– Więc co proponujesz?
– Jeśli chcesz znów pełnić pełne obowiązki dowódcy, to musisz wygrać i mnie zabić.
– Co? Żartujesz? – zapytał Tora a pozostali spojrzeli na nią zszokowani.
– Nie. Jest tu ponad dwustu członków oddziału. W innym oddziale przejąłbyś pozycję kapitana. Tutaj jest to niemożliwe, ale już rozmawiałam z Yamamoto-sama, jeśli wygrasz i mnie zabijesz, przejmiesz dowodzenie do czasu aż pojawi się wystarczająco silny mój następca.
– Ale jak to... – zaczęła Fumiko.
– Dodatkowo ustaliłam z Yamamoto-sama, że to oddział zajmie się wychowaniem mojego następcy. Wy zdecydujecie kto będzie się nią zajmował, wychowywał, czego się będzie uczyć. Wszystko będzie zależeć od was. Obydwoje z generałem już podpisaliśmy odpowiednie dokumenty.
          Porucznik patrzył na nią zszokowany.
– Czyli jedyną możliwością twojego odejścia jest twoja śmierć?
– Tak. Trzecia opcja jest taka, że przegrywam, ale ty mnie nie zabijasz. Wtedy siadamy wszyscy spokojnie i ustalamy panujące zasady. Ja jestem kapitanem, ale działamy wspólnie, a nie przeciw sobie. Zgoda? – wyciągnęła do mężczyzny dłoń.
– Zgoda. – uścisnął ją.
         Wspólnie poszli w głąb sali, tak by oddalić się na w miarę bezpieczną odległość, jednocześnie by inni mogli ich widzieć. Spojrzeli na siebie a porucznik wyciągnął miecz.
– Zaczynajmy. – mruknął, patrząc na spokojnie stojącą nastolatkę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna została kapitanem w tak młodym wieku. Mimo wszystko uratowała im wszystkim życie, a nawet stanęła do walki z kapitan Sui-Feng nie ustępując jej wcale siłą.
– Więc zaczynaj.
– Więc złap za miecz. – zmrużył oczy, patrząc na ostrze dziewczyny wciąż ukryte w pochwie przy biodrze.
– Zmuś mnie. – uśmiechnęła się ironicznie. – Gdy trafisz mnie chociaż raz, to wyjmę Suki.
         Asashi zacisnął zęby, patrząc na wciąż pewną swego Panią Kapitan. Słyszał szum rozmów swych podwładnych, nie mogących uwierzyć, że dziewczyna nie zamierza złapać za miecz.
– Nie zdążysz za niego złapać, jeśli nie zrobisz tego teraz.
– Lepiej dla ciebie. – ukazała zęby za zadziornym uśmiechem.
         Wszyscy wstrzymali oddech gdy Hiroto skoczył do przodu robiąc zamach na gardło dziewczyny, jednak nim zadał cios zniknęła i pojawiła się kawałek za nim, śmiejąc się cicho.
– No co jest Poruczniku? Mogę już mówić do ciebie po imieniu? – zapytała, unikając kolejnych ataków, jakby widziała przyszłość. Każdy atak był przeraźliwie precyzyjny, a mimo to mężczyzna nie potrafił dosięgnąć ostrzem dziewczyny. Skumulował więcej mocy w ostrzu i uderzył. Poczuł opór ostrza a z ziemi wniósł się obłok piachu, zasłaniając widok. Zamrugał gwałtownie i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego atak został zatrzymany samymi palcami. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem, widząc niepozorną nastolatkę trzymającą ostrze w dwóch palcach.
– To za mało. – uśmiechnęła się. – Co prawda dałam ci wybór i nie musisz mnie zabijać, ale jeśli nie będziesz próbował tego zrobić nic nie osiągniesz.
          Odepchnęła od siebie ostrze i kopnęła mężczyznę w brzuch odrzucając na kilka metrów. Przeturlał się kawałek i zatrzymał dopiero po wbiciu katany w ziemię. Podniósł się szybko, mierząc dziewczynę uważnym spojrzeniem. Była spokojna i pewna siebie. Odetchnął głęboko, uspokajając się. Wiedział, że ma zwyczaj wyprowadzania przeciwnika z równowagi, jednak on nie mógł sobie na to pozwolić. Unormował przepływ swej energii, by mieć nad nią większą kontrolę i zniknął. Mija rozglądała się uważnie za swym podwładnym. Z zewnątrz wyglądała na rozluźnioną, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że każdy atak, tak silnego wojownika może być dla niej ostatnim. Powiedziała mu, że może ją zabić, ale wcale nie planowała schodzić z tego świata tak wcześnie. Do tego nie podejrzewała Porucznika by zamierzał to zrobić. Wyskoczyła w górę, wyczuwając mężczyznę za swoimi plecami i zrobiła salto do tyłu, lądując za plecami Porucznika. Ukucnęła szybko gdy mężczyzna obrócił się wokół własnej osi, tnąc mieczem. Wybiła się do góry i uderzyła go znowu w brzuch, odrzucając. Pobiegła za nim by nie zdążył się pozbierać. Wymierzyła kolejne ciosy, które mężczyzna cudem zdołał sparować. Zamachnął się kataną, zmuszając dziewczynę do odskoczenia. Zadał kolejne precyzyjne cięcia, zmuszając dziewczynę do ciągłych uników. Pilnując wciąż by ostrze nie zbliżyło się zbytnio do jej ciała nie była wstanie przejść do ataku. Naparł na nią całym ciałem, przytłaczając ją głównie swą wielkością. Miecz poleciał na jej głowę.
- Seki! - wyciągnęła dłoń przed siebie a z niej poleciała maleńka niebieska kula, która odbiła miecz mężczyzny.
          Spróbowała odskoczyć, jednak zrobiła to o ułamek sekundy za późno. Odepchnięta katana zachwiała pozycją mężczyzny, ale nie na tyle by nie zdołał się obrócić w miejscu i z całej siły kopnąć swą Kapitan w bok. Mija odleciała w stronę pozostałych członków swego oddziału. Przeturlała się, obijając sobie nieco ciało. Obróciła się minimalnie i wybiła z ręki, odzyskując równowagę skoczyła na nogi. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie, widząc ostrze milimetry przed sobą.
– Taicho!
          Ocknęła się z minimalnego szoku, słysząc krzyk Fumiko i widząc wahanie w oczach Hiroto. W ostatniej chwili się uchyliła, robiąc mostek do tyłu. Machnęła nogą, kopiąc mężczyznę prosto w brodę i wyrzucając go w powietrze. Przerzuciła nogi za siebie, stając normalnie. Odetchnęła głęboko, uspokajając przyśpieszone tętno.
– To prawie mnie miałeś. – powiedziała, patrząc na podnoszącego się z ziemi i potrząsającego głową mężczyznę, starającego się zapewne pozbyć zawrotów głowy. Mężczyzna spojrzał na nią skrzywiony i odetchnął głęboko. Zniknął przy pomocy shunpo. Mija odsunęła się dwa kroki, unikając tym samym uderzenia. Krok w bok i mężczyzna przeleciał kawałek od niej. Lekkie odchylenie do tyłu i katana przemknęła milimetry od jej gardła. Mężczyzna wziął większy zamach, jednak znów minął się o milimetry. Podskoczyła, unikając cięcia i chciała kopnąć go w pierś. Asashi uniósł rękę i złapał za nogę dziewczyny, mimo to odsunął się pod naporem kilka centymetrów.
- Przestań wreszcie uciekać! Skaczesz jak jakaś tancereczka zamiast stanąć porządnie do walki! - wrzasnął, odrzucając ją od siebie.
          Mija zaśmiała się głośno, robiąc salto w powietrzu i lądując miękko na nogach. Skłoniła się przed nim teatralnie.
- Sugerujesz Panie Porucznik, że nie radzisz sobie z tancereczką? Rozczarowujące. Walka to walka. Nie ma zasad a jeśli ktoś ci wmawiał inaczej to kłamał. Wykorzystasz wszystkie swoje sztuczki by przeżyć i zabić. Jeśli nie potrafisz mnie dosięgnąć raz ostrzem, to nie masz prawa się wypowiadać o moim stylu walki.
- Kisama! - warknął.
          Doskoczył do dziewczyny w locie chowając katanę. Wymierzył cios w twarz, który został jednak zatrzymany. Podobnie jak kolejne kopnięcie i próba podcięcia. Dziewczyna sparowała jego atak i sama uderzyła. Zadawała cios za ciosem, które mężczyzna dawał radę parować, jednak każdy wytrącał go z równowagi. Odskoczył do tyłu, zatrzymując się przy drzewie. Mija skoczyła za nim i wymierzyła silne kopnięcie. Asashi uciekł przy pomocy shunpo a jej noga przełamała drzewo w pół. Odskoczyła gdy konar zaczął się na nią osuwać. Obróciła się by spojrzeć na Asashiego. Stał kilka metrów od niej ciężko oddychając. W ręku znów trzymał katanę.
– Co? Rezygnujesz już z walki wręcz? Chyba się nie wystraszyłeś, nie?
          Asashi zmrużył oczy zirytowany, jednak nie dał się sprowokować. Nie mógł pozwolić dziecku tak dominować.
– Hado no 57 Daichi Tenyo. – powiedział na tyle cicho, że dziewczyna go nie usłyszała.
          Wyciągnął dłonie przed siebie, skupiając się na kamieniach za dziewczyną i kilku gałęziach. Mija obserwowała go, nie wiedząc co planuje. Widział jak oczy dziewczyny nagle się rozszerzają. Szarpnął dłonią, zmuszając tym samym wszystkie uniesione przedmioty do ataku. Ku jego zaskoczeniu bez żadnej inkantacji ani nawet wypowiedzenia nazwy zaklęcia stworzyła złotą barierę.
– Enkosen. – zdziwił się.
           Kamienie i gałęzie zatrzymały się na tarczy, poza jednym, który leciał bardziej z boku. Mija dostrzegła go kątem oka i wyskoczyła w powietrze, by go uniknąć. Odwróciła się w powietrzu i zatrzymała tarczą ostrze Asashiego. Drgnęła gdy na złotej tafli pojawiło się pęknięcie. Uchyliła się przed kopnięciem, jednak wytrącona z równowagi nie zdołała wystarczająco szybko uciec przed kataną. Zasłoniła się tarczą, która, jednak nie wytrzymała i została przecięta w pół. Postawiła stopę na udzie mężczyzny i odbiła się, uciekając. Spojrzała na Asashiego, który uśmiechnął się chyba po raz pierwszy odkąd się znają.
– Pierwsze zadanie wykonane.
– Nani? – zdziwiła się.
          Spojrzała po sobie i zauważyła rozcięcie na samym skraju haori, gdzie musiała przelecieć katana. Uśmiechnęła się minimalnie.
– Było bliżej niż myślałam. – sapnęła. – No cóż. Umowa to umowa.
          Wyjęła katanę za pasa, przejechała czubkiem po ziemi i zniknęła z minimalnym błyskiem przy stopach. Pojawiła się przed mężczyzną wymierzając potężne uderzenie. Asashi sparował cios, mimo to cofnął się o kilka centymetrów do tyłu. Kapitan nie dawała mu chwili wytchnienia. Atakowała raz za razem, mierząc idealnie w jego punkty witalne. Jeden błąd mógł kosztować go życie. Po policzku spłynęła mu kropla potu, z trudem łapał oddech. Energia jego przywódczyni wciąż rosła co powoli zaczynało odbierać mu dech.
– Bakudo 21. Sekienton!
– Shakkaho!
          Nim wszystko pokryło się czerwonym dymem Mija wyciągnęła dłoń przed siebie, formując czerwoną kulę energii, którą uderzyła w Porucznika. Mężczyzna odleciał od niej, pozostawiając ją samą w czerwonym dymie. Mija rozejrzała się i ruszyła w stronę swych podwładnych by jak najszybciej opuścić dym. Drgnęła gdy przestała wyczuwać energię przeciwnika. Rozejrzała się, jednak nic wciąż nie była wstanie zobaczyć. Zamknęła oczy i skupiła się na wszelkim ruchu wokół siebie. Minimalnie drgnęła gdy wyczuła ruch ze swojej lewej strony. Natychmiast przerzuciła miecz do drugiej dłoni, parując bez większych przeszkód atak. Otworzyła oczy i spojrzała na zszokowaną twarz mężczyzny. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
– Musisz się bardziej postarać. Zaskocz mnie czymś. Okasen!
           Z dłoni dziewczyny uwolnił się złoty błysk, który ugodził Asashiego w pierś, odrzucając i lekko raniąc. Rozejrzała się wciąż stojąc w denerwującym czerwonym dymie. Uniosła miecz do góry a z czubka zaczęło uwalniać się potężne tornado, które wciągnęło cały dym i wyrzuciło go wysoko.
– Wybacz. Przesadziłam? – spytała niewinnie, patrząc na poparzenie na piersi mężczyzny.
– To nic.
– To dobrze bo dopiero się zaczynam rozgrzewać. – uśmiechnęła się z wyższością, opierając swą katanę, tępą stroną na swoim barku.
– Nie pozwolę ci tak przytłaczać tej walki!
– Poruczniku, przecież tego od początku oczekuję.
– Skoro tak... Pożeraj, Monsuta! 
          Mija zesztywniała, czując intensywną mroczną energię. Miała wrażenie jakby otoczyło ją całe stado pustych. Miecz pokryty był dziwną czarną mgiełką. Z każdym nawet minimalnym ruchem w powietrzu zostawała czarna droga miecza. Przełknęła ślinę, mając ochotę się cofnąć. Pierwszy raz od dawna się czegoś przestraszyła a to było dopiero jego Shikai. Dłonie zaczęły jej drżeć, czuła jak panika w niej wzbiera, mimo, że nie działo się nic wielkiego. Miecz ją przyzywał, mamił.
– Asashi, tylko nie przesadzaj. – usłyszeli głos Tory. – Bez wcześniejszego treningu, to może być dla Taicho niebezpieczne.
– Nie będę przesadzał. Taicho już wygląda na przestraszoną. – uśmiechnął się wrednie.
          Kapitan skrzywiła się lekko, słysząc jego słowa. Im dłużej przyglądała się ostrzu, tym głośniej w głowie słyszała ryk pustych. Otrząsnęła się ze złością. Energia tego Zanpakuto ją niepokoiła, ale to nie miało znaczenia. Nie bała się pustych, tego miecza też nie zamierzała. Ryk w uszach natychmiast ucichł. Porucznik spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Godne podziwu. – uśmiechnął się, patrząc na nią z prawdziwym uznaniem.
– Co? – niezrozumiała.
– Większość przeciwników ucieka lub jest kompletnie zesztywniała gdy przebudzam moje Zanpakuto. Nie oczekiwałem, że z tobą też tak będzie, ale sądziłem, że z lękiem zbyt szybko sobie nie poradzisz.
– Cóż, to było zdecydowanie najstraszniejsze Shikai z jakim miałam do czynienia, ale to nie wystarczy. – wyprostowała się dumnie.
– Nie na tym kończy się moc mojego Shikai.
           Wyskoczył do przodu, atakując. Mija sparowała atak, nie odkrywając wzroku od unoszącej się czarnej mgiełki. Ulatniała się z miecza, unosiła się  kilka sekund, po czym znikała. Uchyliła się od ciosu pięścią w twarz i uderzyła celując ostrzem w gardło mężczyzny. Ten zablokował atak i zaczęli się siłować. Wkładali w to coraz więcej siły, gdy nagle Asashi się wycofał. Siła popchnęła ją minimalnie do przodu. Spięła się gwałtownie, gdy dłonie przeleciały przez czarną mgiełkę, która osiadła jej na skórze. Całe jej ciało zadrżało w spazmie bólu. Ból promieniował od palców na całe ciało. Katana wyleciała jej z dłoni a zmartwiałe palce odmówiły posłuszeństwa. Zbyt mocno przykuwając do tego stanu uwagę nie zdążyła zareagować na ruch Asashiego i odleciała niesiona silnym kopnięciem. Zatrzymała się kilka metrów dalej z trudem łapiąc oddech z powodu ogarniającego całe jej ciało bólu. Spróbowała się podnieść jednak natychmiast uderzyła policzkiem z powrotem o ziemię. Jej dłonie były sparaliżowane. Obróciła się na plecy i z trudem usiadła. Spojrzała na stojącego kilka metrów od niej mężczyznę. Przyglądał jej się, jednak nie atakował.
– Co tak stoisz? – wysapała. – Mogłeś to spokojnie zakończyć.
– Mogłem. – przyznał. – Ty mogłaś mnie od początku walki pokonać już z 6 albo więcej razy. Nie zrobiłaś tego. Nasza umowa w sumie nie ma już znaczenia.
– Jak to? – zdziwiła się wstając, jednocześnie powstrzymując odruch wymiotny. Zerknęła na swoich podwładnych, którzy szeptali coś w podnieceniu.
– Są zszokowani, że wstałaś. Nikt dotąd nie wstał. Nie ważne jak ktoś silny by nie był. Ten ból jest nie do wytrzymania. – zamyślił się na chwilę, patrząc na lekko chwiejącą się dziewczynę. – Nasza umowa nie ma już znaczenia. Ja cię nie zabiję, to nie była możliwość od samego początku. Obojętnie kto z nas wygra udowodniłaś już, że jesteś wystarczająco silna na naszego kapitana, choć wciąż nie przychodzi mi to łatwo. – zaśmiał się. – Znasz swoją wartość. Wiedziałaś, że jesteś wystarczająco silna. Mogłaś mnie pokonać od razu i mieć to z głowy, ale wolałaś sprawdzić na co mnie stać. Nie pokonam cię od razu, bo chcę wiedzieć jak poradzisz sobie w takiej sytuacji.
– Super, Aizen-Taicho w kółko powtarzał nie baw się z przeciwnikiem, bo się sparzysz i jak zwykle musiał mieć rację. – mruknęła, wciąż nie mogąc ruszać palcami.
           Spróbowała zgromadzić demoniczną energię w dłoni, jednak nie była wstanie. Czuła jak energia przepływa w dół ramienia, po czym znika. Stało się jednak coś istotnego. Czarna warstwa na skórze cały czas się rozrastała i z palców ogarnęła już całe dłonie, jednak przy napływie energii proces zwolnił.
– Pokaż z czego jesteś ulepiona, Taicho! – drgnęła, słysząc swój tytuł z ust mężczyzny.
            Uśmiechnęła się mimowolnie odskakując od niego. Skumulowała swą energię zaraz przed czarną plamą na dłoniach. Było to trudne do utrzymania, jednak utrzymywało paraliżującą substancję w miejscu a jednocześnie energia nie była z niej wysysana. Unikała ataków mężczyzny, utrzymując bezpieczną odległość. Nie miała pomysłu jak się do niego zbliżyć. Jeśli jeszcze raz dotknie tej mgiełki, to już raczej nie da rady wstać. Jednak ciągle uciekając też nic nie osiągnie.
– No co jest, Taicho? Brak pomysłów? Bez dłoni wiele nie osiągniesz.
           Sprawnie unikała ataków, nie dając się dotknąć. Uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna uniósł miecz nad głowę by zwiększyć zamach. Skoczyła w jego stronę, odwracając się w powietrzu i lądując stopami na jego piersi. Spojrzała w zdziwione spojrzenie mężczyzny po czym skoncentrowała się na demonicznej energii. Wzięła głęboki wdech i uwolniła energie.
– Shibireyubi!
          Odbiła się od mężczyzny, który stał wciąż z uniesionymi rękami nad głową. Widziała jak lekko drżał, próbując się ruszyć. Jego ciało było sparaliżowane od jej zaklęcia.
          Skoncentrowała swoje reiatsu wyłącznie na nogach, zwiększając gwałtownie siłę uderzeń. Skoczyła znów w jego stronę. Kopnęła go w brzuch, odrzucając do tyłu. Nim zdążył upaść na ziemię dziewczyna stanęła na drodze jego lotu i kopnięciem wybiła go wysoko w powietrze. Przy pomocy Shunpo skoczyła do góry i nim Asashi zdążył zacząć opadać kopnęła go w brzuch, wbijając w ziemię i tworząc dziurę. Hiroto wygrzebał się z trudem, wciąż drżąc na całym ciele. Jego ruchy były mocno ograniczone.
– Rzuciłaś zaklęcie przy pomocy nóg. – wysapał zaskoczony.
– Ręce mi odebrałeś, to trzeba sobie jakoś radzić. – uśmiechnęła się lekko, patrząc na swoje dłonie. Czarne plany istotnie się zmniejszyły. Przelała do nadgarstków więcej energii, zmniejszając wciąż czarną powierzchnie.
– Z czasem to czarne coś słabnie. – powiedziała do mężczyzny, zginając palce. Wciąż były zdrętwiałe i obolałe, ale było dużo lepiej. Jeszcze chwila i odzyska pełną sprawność.
– Nie spotkałem jeszcze nikogo kto był wstanie cofać ten efekt, ale nie dziwi mnie, że akurat ty to potrafisz. Twoja energia jest biała a moja czarna, to logiczne, że będziemy na siebie mocniej reagować.
– Co to znaczy?
– Ta moc można powiedzieć w pewnym sensie pochodzi od pustych. – dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Inaczej. Nie pochodzi od nich a tworzy je a przynajmniej tak jest w naturze. W moim przypadku można powiedzieć, że dzięki Monsucie jestem wstanie kontrolować puste. Ty jesteś przeciwieństwem. Nie potrafisz kontrolować Suki jeszcze w pełni, gdy się tego nauczysz będziesz mogła niwelować z łatwością ten mrok. Na razie jednak nie masz takiej możliwości. Co gorsza będziesz na to reagować zdecydowanie gorzej niż przeciętny shinigami.
– Jak to? – spytała, zmniejszając odległość między nimi i szykując się do kolejnego ataku.
– Z jednej strony jesteś bardziej odporna. Po kontakcie z tą energią większość traci z bólu przytomność. Ty stoisz, walczysz, możesz korzystać z Kido, jednak dla przeciętnych nie ma znaczenia jakiej mocy użyję. Czy użyję drobinki mocy, czy całości efekt będzie taki sam. Z bólu stracą przytomność i koniec. W twoim przypadku jest gorzej. – rozruszał ramiona niwelując uczucie zdrętwienia. – Jeśli na tobie użyłbym większej mocy, to mogłabyś zginąć. Jeśli ilość mroku jaką wytworzę przerośnie twoje światło umrzesz.
– Uroczo... – westchnęła. – Co Tora miał na myśli, mówiąc o treningu.
– Trenowałem z nimi. Ten efekt strachu ujawnia się u każdego kto jest świadkiem mojego Shikai, choć osoba na którą kieruję uwagę odczuwa to najmocniej. Potrzeba trochę czasu nim się przyzwyczaisz i nauczysz panować nad tym lękiem. Przynajmniej zazwyczaj. Ty nie dość, że przestałaś zwracać uwagę na lęk, to co lepsze kompletnie przestałaś go odczuwać. – uniknął kopnięcia w twarz, atakując dziewczynę, która jednak się wymknęła, odskakując. – Jak to zrobiłaś?
– Zirytowałeś mnie uwagą, że wyglądam na przestraszoną.
           Mężczyzna patrzył z zaskoczeniem na dziewczynę, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
– Moja atutowa technika pokonana przez zranione ego piętnastolatki. – parsknął. – Starałem się tego nie widzieć, ale zdecydowanie jesteś ciekawą i niezwykłą osóbką.
– Nikt normalny nie poradziłby sobie z waszą bandą. – uśmiechnęła się. – Raikoho!
          Zaskoczyła go, używając Kido przy pomocy dłoni, co wskazywało, że wpływ czarnej energii się skończył. Złota kula poleciała w stronę mężczyzny, ten odskoczył, jednak przez wybuch wszystko wokół niego pokryło się piachem .
– Bokudo no 9 Horin! – z dłoni dziewczyny wyleciała złota lina, która wpadła w pył. Po chwili związany nią Porucznik wyleciał z unoszących się drobinek piachu. Przeleciał kawałek i uderzył w ziemię. Ciągnięty kaleczył ciało o podłożę. Mija wyciągnęła drugą dłoń przed siebie i kolejna lina energii pognała w jego stronę. Owinęła się wokół Monsuty i wyrwała katanę z rąk mężczyzny, odrzucając ją daleko. Mija z uśmiechem cofnęła technikę i przyzwała Suki. Zacisnęła palce na rękojeści i ruszyła na mężczyznę. Pozbawiony broni w konfrontacji z mistrzem miecza mógł jedynie robić uniki, mimo to na jego ciele pojawiło się już kilka krwawych szram a jego ubranie było w strzępach. Dostrzegł swoją szansę w krótkim zawahaniu dziewczyny, gdy w ostatniej chwili uniknął morderczego ciosu. Odchylił się do tyłu i kopnął w ziemię, unosząc piach i rzucając nim w twarz dziewczyny. Ta cofnęła się, zasłaniając przedramieniem oczy. Doskoczył do niej i uderzył ją w pierś. Odleciała, tracąc katanę. Odbiła się dłonią, przerzuciła nogi za głowę i stanęła w pionie, krztusząc się lekko. Spojrzała na mężczyznę podnoszącego swą katanę.
– Jesteś cholernie uciążliwy. – mruknęła, zaciskając palce na rękojeści zmaterializowanego miecza.
– Mogę powiedzieć o tobie to samo. Muszę wrócić do intensywniejszych treningów. Od dawna nikt nade mną nie nadążał, a ty jeszcze, że nadążasz, to jeszcze jesteś lepsza.
– Miło słyszeć. – uśmiechnęła się. – Urahara zdecydowanie nie przesadzał opisując wasze możliwości. Przynajmniej twoje.
– Taicho? – mruknął.
– Hmm?
– Mam nadzieję, że cię to nie zabije, ale zmuszę cię do przebudzenia Suki.
          Patrzyła na niego uważnie. Przeciął wewnętrzną stronę swojej dłoni i pokrył całą długość ostrza swą krwią.
– Bankai! Monsuta o taberu akuma!
          Czarna mgiełka wylała się z ostrza i kręcąc się nad Asashim przybrała postać jakby człowieka, skrajnie wychudzonego i okrytego poszarpanym płaszczem. Kości były tak ciasno oplecione skórą, że wyglądały jakby w każdej chwili mogły ją przebić. Stwór wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny i z jego palców zakończonych długimi pazurami wyleciała czarna mgła, która podążyła w jej stronę. Nie podobało jej się to. Dotychczas mgiełka unosiła się tylko z miecza i już było niebezpiecznie, jednak teraz zasięg ataków gwałtownie wzrósł. Odskoczyła do tyłu, zachowując bezpieczną odległość. Stwór cały stworzony był z tej mgły, więc fizyczne ataki odpadały. Do mgły też nie miała po co się zbliżać, chyba, że chciałaby szybciej zakończyć te walkę i swoją egzystencję przy okazji.
– Obróć się w niwecz, czarny psie Rondalnini! Przeczytaj te słowa, spal je na popiół i rozerwij swą gardziel własnymi szponami! Bakudo 9. Geki! – nie potrzebowała inkantacji do tak prostego czaru, jednak teraz uwolnione zaklęcie miało o wiele większą moc. Ciało porucznika i stwora rozbłysło czerwonym światłem i znieruchomiało a czarna mgiełka się rozwiała.
– Bakudo 63. Sajo Sabaku! – złoty łańcuch oplótł się wokół ciała porucznika oplatając go i powalając na kolana. Mężczyzna szarpnął się, jednak nie zdołał zerwać więzów. Mija doskoczyła do niego i skierowała dłoń w stronę jego twarzy.
– Hakufuku! Zaśnij sobie bo już mnie zmęczyłeś. – mruknęła.
           Spojrzenie mężczyzny stało się zamglone. Zachwiał się, jednak złoty łańcuch utrzymał go w pozycji klęczącej. Miała przyłożyć mu miecz do gardła, gdy nagle mimo braku kontaktu Asashiego stwór uniósł rękę w której pojawił się mglisty miecz. Nie wyglądał na zbyt materialny, ale dla bezpieczeństwa odskoczyła. Zobaczyła jak Asashi się przebudza. Potrząsnął głową i rozejrzał się lekko zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę i w tym samym momencie wytwór jego Bankai uderzyło mieczem w ziemię. Ziemia pękła a ze szczelin wydobył się czarny dym pod dużym ciśnieniem. Mija uciekła jak najdalej od szczelin, jednak ziemia pękała w każdą stronę. Nie mając żadnej drogi ucieczki wyskoczyła w powietrze, jednak z pęknięć wystrzelił dym z taką siłą, że wiedziała, że ją dosięgnie.
– Nie! - usłyszała krzyk Azumy. – To ją zabije! Asashi!
           Widziała jak jej oficerowie ruszają w jej stronę a Asashi stara się cofnąć skutki ataku, jednak ona nie miała zamiaru się poddawać. Skierowała swoje ostrze w stronę dymu, ufając Suki bezgranicznie. Zawsze wyciągała ją z opałów, więc i teraz na pewno jej się to uda.
– Zadziwiaj, Suki! – zawołała.
           Z jej ostrza wystrzeliło białe światło, na tyle silne, że wszystkich poraziło. Mija w ostatniej chwili zamknęła oczy by kompletnie nie oślepnąć. Z cudem wylądowała na ziemi i założyła, że przebudzenie Suki coś dało, bo nie czuła przeraźliwego bólu ogarniającego jej ciało, jednak gdy otwierała oczy widziała jedynie białe plamy.
– Dzięki, Suki. O to mi chodziło. – warknęła.
– Twoje Zanpakuto wyzwoliło takie ilości energii, że rozwiało Bankai Asashiego. – usłyszała nad sobą niedowierzający głos Nitoriego.
– Świetnie, ale mogła przy okazji mnie nie oślepiać. – przetarła oczy, ale nic to nie dało.
– Taicho się wybroniła, więc walka wciąż trwa. Idźcie stąd.
– Taicho nic nie widzi. Nie może dalej walczyć... – oburzyła się Niko gdzieś z oddali.
          Mija poczuła ruch i natychmiast uniosła miecz, blokując cios.
– Taicho, nie ma z tym problemu. Jak się tego nauczyłaś? – spytał. – To nie jest tylko kwestia wzroku. Ty reagujesz na ruchy, których nie miałaś prawa wyczuć.
– Moje Bankai nie odbiera tylko wzroku. – odepchnęła go od siebie. – Dzieli się na 7 poziomów.
– To znaczy?
– Każde nacięcie aktywuje kolejny poziom. Pierwsze odbiera wzrok, drugie słuch, kolejno węch, smak, dotyk, wyczucie reiatsu a ostatnie cięcie zabija. By opanować Bankai musiałam nauczyć się walczyć pozbawiona wszystkich zmysłów. Was też mogę tego nauczyć. Choć to niebezpieczne. Koniec tego gadania. Wyczuwam, że wciąż masz aktywne Bankai, ale nie czuję tej mrocznej energii.
– Rozwiałaś je. – mruknął. – Teraz potrzebuję chwilę by znów zebrać energię.
– Hmm... – skoczyła do przodu, zadając mężczyźnie potężny cios.
          Asashi choć z trudem, to sparował atak. Przeskoczył w bok tnąc jednocześnie swym Zanpakuto. Jednak broń odbiła się z głośnym zgrzytem od ostrza Miji. Odskoczył na bezpieczną odległość, choć po postawie dziewczyny mógł wnioskować, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego gdzie on się znajduje.
– Kilka dni temu trenowałaś z Hitsugayą. Nie pokazałaś ani procenta z tego co potrafisz. Gdy Aizen Taicho do was dołączył nie byliście wstanie nad nim nadążyć a teraz...
– Nie chcieliśmy by Seireitei znało nasze pełne możliwości. Gdy ktoś nas obserwował dawaliśmy z siebie kilka procent i raczej walczyliśmy fizycznie, bez zbytniego wspomagania się reiatsu. Gdy Aizen-Taicho dołączył byliśmy już nieco zmęczeni i wciąż nie pokazywaliśmy całej naszej mocy. Poza tym Aizen-sama jest od nas dużo potężniejszy.
            Wykorzystała Shunpo i pojawiła się przed mężczyzną. Zadała cios z lewej strony, który napotkał opór drugiej katany. Podbiła miecz mężczyzny i kopnęła go lekko w brzuch przewracając. Stanęła nad nim dociskając stopą jego miecz do ziemi. Przyłożyła ostrze do jego piersi na wysokości serca i uśmiechnęła się lekko.
– Wygrałam. – stwierdziła spokojnie po czym pomogła mu usiąść. Mężczyzna oddychał  ciężko i z trudem, więc kazała mu siedzieć aż nieco odpocznie.
– Taicho! Ty na prawdę wygrałaś! – podbiegła do niej Fumiko z przyjaciółmi. Pozostali z oddziału stali wciąż w oddali, przyglądając się wszystkiemu w szoku.
          Mija dezaktywowała Shikai i schowała Suki, łapiąc głębszy oddech. Przetarła oczy, starając się coś zobaczyć. Widziała zarys postaci, jednak wciąż wszystko ją raziło. Zamknęła oczy, wzdychając ciężko.
– Taicho, twoje oczy... Może powinnaś udać się do czwartego oddziału. - wtrąciła niepewnie Nanami.
         Mija skrzywiła się mimowolnie na myśl o spotkaniu Unohany-Taicho.
– Wolałabym tego uniknąć. Wystarczy na razie jakiś okład i odpoczynek.
– Ale...! – oburzyła się Fumiko.
– Jak do godziny nie przejdzie to pójdę. – zapewniła.
– Dobrze. Powinniście obydwoje odpocząć. – zarządziła Fumiko. – Niech ktoś przyniesie zmoczony bandaż dla Taicho. Lepiej, żebyś nie przeciążała na razie wzroku.
– Poradzę sobie...
– Wiem co mówię. – powiedziała nieznoszącym odmowy tonem.
           Mija odwróciła się w jej stronę zdziwiona.
– Taicho, to znaczy... Ja...
           Dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem, nie zdając sobie sprawy, że wywołała rumieńce zażenowania na twarzy kobiety.
– Nie chciałam zabrzmieć...
– W porządku. Nic się nie dzieje, ale dotąd byłaś mimo wszystko lekko spięta przy mnie, więc nie spodziewałam się takiej stanowczości. – znów zachichotała, wywołując uśmiech na twarzach pozostałych oficerów.
– Nie chciałam cię urazić. – zapewniła natychmiast.
– Nie martw się. Nie tak łatwo mnie urazić. Mam trochę dokumentów do dokończenia, ale masz rację. Muszę odpocząć, w tym stanie i tak nic nie zrobię. Ale najpierw... Poruczniku.
          Odwróciła się w jego stronę. Mimo zamkniętych oczu widziała przepływ reiatsu w otoczeniu. Nie był to tak wyraźny obraz jak zwykle, ale wystarczał. Widziała jak mężczyzna z lekkimi trudnościami podnosi się z ziemi.
– Nie miałem racji. – zaczął pierwszy. – Oceniłem cię przez pryzmat moich własnych błędów. Był to osąd niesłuszny za co przepraszam. Sądzę, że oddział przy twoim dowództwie tylko się wzmocni.
– Zrobię wszystko co w mojej mocy by tak było. Nie obiecuję, że wszystkie moje decyzje będą słuszne, że któraś nie spowoduje tragedii. Nie jestem nieomylna. Jak każdy popełniam błędy, ale wierzę, że działając wspólnie zmniejszymy to ryzyko. Na pewno przede mną jeszcze długa droga. Nie poznałam jeszcze granicy moich możliwości. Nie opanowałam mocy związanej z naznaczeniem, ale obiecuję, że użyję całej swojej mocy by chronić ten oddział i każdego jego członka. – powiedziała głośno, tak by każdy ją usłyszał. – To mogę obiecać.
– Będziesz nas chronić? – spytał Porucznik. – Będziesz dbać o dobro nasze i całego oddziału?
– Tak. – zapewniła stanowczo. – Wiem, że dotąd mieliście ciężko. Mimo, że ty dowodziłeś, w gruncie rzeczy odpowiadaliście przed wszystkimi Kapitanami a to nie mogło być łatwe. Oddział teraz zyskał większą autonomię. Inni Kapitanowie nie będą już kontrolować działań oddziału.
– Rozumiem.
– Asashi? – Fumiko zwróciła się do lekko nieobecnego myślami męża.
– W porządku. Skoro ty włożysz całą swoją moc w ochronę nas, to nam jedynie zostaje cię wspierać. Nie będę mówić w imieniu wszystkich. Raz to zrobiłem i teraz tego żałuję. Reszta zrobi co uważa. Ty jako nasz Kapitan przysięgasz nam ochronę ja mogę przysiąść posłuszeństwo i oddanie.
         Mija nie dowierzała, widząc jak mężczyzna wyciąga miecz, wbija go w ziemię przed sobą, po czym klęka. Każdy żołnierz miał obowiązek wypełniać obowiązki swego Kapitana czy mu się to podoba czy nie, jednak to co zrobił Hiroto było czymś innym. Uroczyste oddanie się woli swego dowódcy. Mało który Kapitan dostąpił tego zaszczytu. Wszyscy stali chwilę z szokiem patrząc na klęczącego mężczyznę. Po krótkiej chwili wahania dołączyli do niego Azuma i Tora a za nimi reszta. Jedynie Nitori wciąż stał, przyglądając się dziewczynie.
– Nie zawiedziesz? – spytał nerwowo.
– Nie wiem. Zrobię wszystko by nie.
– Hmm... – parsknął. – Przynajmniej nie rzucasz pustych frazesów.
         Przyjrzał się jeszcze uważnie dziewczynie po czym westchnął.
– Spraw bym tego nie żałował.
          Wyjął swoje Zanpakuto i wbił je w ziemię przed sobą, klękając i pochylając przed nią głowę. Po chwili zrobiła to również Fumiko. W oddali zobaczyła klęczącą Niko i oficera 3 pododziału . Ku jej niedowierzaniu reszta oddziału poszła w ich ślady. Wszyscy uroczyście oddali siebie i swe Zanpakuto pod jej rozkazy. Przełknęła gulę w gardle, żałując, że nie może tego zobaczyć w normalny sposób, ale ten drobiazg nie zmieniał wzniosłości tego wydarzenia.
– Przedstawiłaś nam swoje zasady i poglądy. – zaczął Asashi podnosząc głowę. – Wiele pewnie się jeszcze o tobie dowiemy. Jako twój Porucznik będę cię bronił i w razie potrzeby oddam za ciebie życie. Nie pozwolę też byś zagubiła po drodze swoje własne zasady.
– Dziękuję. – uśmiechnęła się wzruszona.
         Asashi podniósł się i schował swój miecz. Pozostali szybko poszli w jego ślady.
– Więc co teraz, Taicho? – spytał, uśmiechając się.
         Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
– Zacznijmy może od tego. Jestem Mija.
          Porucznik spojrzał na nią zdziwiony, po czym zaśmiał się lekko. Miała rację jego głos był bardzo przyjemny dla ucha gdy nie warczał.
– Asashi.
– Asari. – uśmiechnęła się różowo-włosa kobieta.
– Nanami.
– Nitori.
– Misaki.
– Nala.
          Każdy po kolei się przedstawił a uśmiech na twarzy dziewczyny wciąż rósł.
– Chodźmy budować nasz oddział po naszemu.
– Hai!



...................................................................................................................................................................
* Monsuta o taberu akuma (Potwór zjadający demony) - nie jestem pewna tłumaczenia, ale no XD