Translate

piątek, 9 lutego 2018

ROZDZIAŁ 25


    Obróciła się na drugi bok zaspana i przetarła oczy, siadając.
- Gdzie ja jestem? - rozejrzała się po sporym pokoju.
    Pokój był dosyć pusty, znajdywały się tu jedynie dwie małe półki, szafa, niski stolik z poduszkami i futon.
- Mój pokój. - westchnęła, podchodząc do ściany i znajdując włącznik światła.
   Od razu było widać więcej, na tyle by zauważyć na szafce zegar, wskazujący piątą.
- Po południu...?
   Ubrała się szybko i po cichu wyszła z pokoju. Ku jej niezadowoleniu na korytarzu było zupełnie pusto i cicho co świadczyło o tym, że spała nieco dłużej niż do późnego południa. Weszła do swojego gabinetu i zasiadła przed biurkiem, by zająć się dokumentami, które wciągu poprzedniego dnia się nawarstwiły. Przypomniała sobie również o konieczności  napisania w końcu raportu z misji by uzupełnić kartotekę. Przejrzała pobieżnie dokumenty i z irytacją stwierdziła, że Centrala w dalszym ciągu nie podjęła decyzji w sprawie więźnia.
- Co za banda idiotów. - westchnęła, zabierając się za pracę.
.........................................

- Taicho, już wstałaś?
     Mija podniosła wzrok na drzwi, w których stała fioletowo-włosa dziewczyna.
- Mogłaś mnie obudzić wieczorem, Fumiko.
- Przepraszam, Taicho, ale uznałam, że będzie lepiej jak odpoczniesz.
- Tylko dokumentów mi się nagromadziło. Coś się działo gdy spałam?
- Eem, znów się pokłócili i sytuacja jest dosyć napięta.
    Spojrzała na nią uważnie.
- Rozumiem.
     Wróciła do wypełniania dokumentów, gdy kobieta wyszła, jednak nie potrafiła się na tym skupić.
- Co ja mam z nimi zrobić? - prychnęła, wstając.
   Wyszła z bazy i postanowiając się przespacerować, może świeże powietrze rozjaśni jej umysł i tą chorą sytuację.
- Ikkaku? - ledwo wyszła z bazy, a od razu wpadła na oficera jedenastki.
- O, Mirini. - uśmiechnął się. - Właśnie skończyłem trening, ale chętnie tam wrócę, jeśli mi potowarzyszysz.
- Nie tym razem.
- Stało się coś? - zapytał, nachylając się nad dziewczyną.
- Nic... - spojrzała na niego niepewnie. - Możemy pogadać?
- Jasne, Taicho-sama.
- Straciłam ochotę. - ominęła go.
       Wybuchł śmiechem i zatrzymał ją, łapiąc za bark.
- Nie mogłem się powstrzymać. Dlaczego aż tak nie lubisz tytułów?
- Po to rodzice nadali mi imię, by inni go używali.
- No tak, więc o co chodzi?
- Chodźmy stąd. - ruszyła przed siebie, czując na sobie spojrzenia wszystkich obecnych tam Shinigami. Wskoczyła na mur i usiadła na nim, rozglądając się za wszelkimi nieproszonymi słuchaczami.
- Więc?
- Mam problem.
- Zakochałaś się?
- ...dlaczego poprosiłam ciebie o radę? - westchnęła.
- Nie mam pojęcia. - zaśmiał się a w kolejnej chwili spoważniał. - To niespodziewane, że potrzebujesz rady.
         Patrzył przed siebie, opierając łokcie o uda.
- Co byś zrobił gdyby podwładni cię nie słuchali?
- Żartujesz? - spojrzał na mnie.
- Nie. Pytam poważnie.
- Przez ostatnie lata byłaś Porucznikiem...
- Wiem o tym. Nie rozumiesz. Wtedy było inaczej. Wystarczyło jedno spojrzenie i wszyscy robili co trzeba, a teraz... nikt się mnie nie obawia, więc mało kto mnie słucha.
- Kto?
- Głównym problemem jest mój Porucznik.
- Zaraki Taicho mi o nim mówił. Jest bardzo silnym i dumnym wojownikiem.
- To prawda. Dlatego nie chce dziecka nad sobą.
- Więc pokaż mu, że nie jesteś zwykłym dzieckiem.
- Niby jak?
- Skop mu tyłek. - powiedział swobodnie.
- Nie pojmujesz! - wstała. - Jak to zrobię odsunie się jeszcze bardziej.
- Mylisz się. - patrzył na nią z powagą.
- Co?
         Wstał i otrzepał się z kurzu.
- Ja też nie brałem Yachiru na poważnie dopóki nie skopała mi tyłka. Gdy go zobaczyłem pierwszy raz przeszły mnie ciarki. - uśmiechnął się lekko. - Jest silny, ale do ciebie mu daleko.
- Dzięki... - spięła się, gdy po okolicy rozniosły się dzwony alarmowe.
- Co jest?
- Taicho!!! - w jej stronę biegła Niko.
- Ładna. - uśmiechnął się Ikkaku, patrząc na duże piersi dziewczyny.
- Co się stało?
- Zdrajca z dziesiątki... - wysapała.
- Co z nim? - zdziwiła się Mija.
- Uciekł.
- Że co?! Jakim cudem?! - spytała z niedowierzaniem, czując wzrastający w niej gniew.
- To, nieważne teraz! Zabił kilkanaście osób. Asashi i pozostali na niego wpadli, kazali cię nie informować, bo mieli się tym zająć, ale...
- Więc powinni go aresztować!
- Wpadli w pułapkę. Gdy tylko się do niego zbliżyli pojawiła się za nimi bariera i od razu upadli na ziemię.
- Co z nimi?
- Nie wiem. - była bliska płaczu.
- Niko! Do cholery mów co się działo?!
- On odebrał im moc. Fumiko tam została i próbowała im pomóc, a mi kazała cię znaleźć. Proszę pomóż im.
- Gdzie?
- Przy piątym oddziale.
- Idę.
- Pójdę z tobą. - stwierdził Ikkaku.
- Jak chcesz.
       Pobiegła po murze i przeskoczyła przy pomocy shunpo na kolejny budynek. Rada miała zgodzić się na jej plan, a oni zamiast działać pozwolili mu uciec. Wskoczyła na kolejny murek i ich dostrzegła, leżeli ledwo przytomni pod czerwoną kopułą energii. Jedynymi osobami, które wciąż trzymały się na nogach był Asashi i Azuma. Porucznik rzucił się na przeciwnika, próbując odciągnąć go od leżącej Fumiko. Tadao Miruki zdrajca z dziesiątego oddziału zablokował z łatwością słaby atak i uniósł miecz z zamiarem przebicia mężczyzny. Miał już poważnie ranić go, gdy Asashi został nagle popchnięty w bok, a na jego miejscu stanął Azuma. Katana wbiła mu się w brzuch, a z ust mężczyzny pociekła krew. Gdy Tadao tylko wyjął ostrze z jego ciała, upadł na trawę, ciężko oddychając.
- AZUMA!!! - krzyknęli wszyscy, starając się podnieść z ziemi.
- AZUMA!!! - wrzasnął oszołomiony Asashi, patrząc z bólem w oczach, na tracącego powoli przytomność przyjaciela.
         Mija zacisnęła zęby, patrząc na tę scenę.
- To twój koniec. - zaśmiał się Miruki, unosząc miecz by wykończyć oficera.
- NIE!!!
          Wszyscy mimo ran i braku mocy zerwali się z ziemi i rzucili na ratunek. Dziewczyna odbiła się od murku i poleciała w stronę bariery, przebiła się przez nią jednym uderzeniem i poczuła natychmiast zachwianie w kontroli swojej mocy. Skupiła się, zwiększając jej przepływ i niszcząc technikę przeciwnika. Bariera zaczęła się rozsypywać, a ona stanęła nad wykrwawiającym się Azumą i zatrzymała katanę lecącą na jego szyję. Silnym ciosem odepchnęła Mirukiego. Spojrzała na zszokowanego Asashiego, który runął na kolana koło nieprzytomnego Azumy.
- Zatrzymaj krwawienie. Medycy!!! - krzyknęła do stojącego sztywno oddziału czwartego.
       Obróciła się do podnoszącego się z ziemi Tadao i zmrużyła oczy, widząc szaleństwo w jego spojrzeniu. Zrobiła krok do przodu i za pomocą Shunpo, zablokowała mu dostęp do leżącej Fumiko.
- Jakim cudem uciekłeś? - zapytała, blokując gołą dłonią jego chaotyczny atak. Kopnęła go w brzuch, odrzucając do tyłu.
- Widzę, że awansowałaś. - parsknął, ocierając z kącika ust krew.
- Jak widać. - mruknęła, ruszając swobodnie w jego stronę. - Odłóż katanę, bo zrobisz sobie krzywdę.
- Zamknij się! Zabiję cię i wypełnię swoje zadanie.
- Nie bądź śmieszny.
      Zrobiła krok w bok, unikając kolejnego ciosu.
- Nie jesteś wstanie zrobić mi krzywdy.
- Zabiję cię! Oni zlecili mi to zadanie! Polegają na mnie! Nie mogę ich zawieść! - wrzasnął znów atakując.
- Kto? - unikała każdego chaotycznego ciosu. - Kto zlecił ci to zadanie?
        Obróciła się w miejscu, unikając uderzenia, jednak straciła tym samym łatwą drogę ucieczki. By nie mógł jej trafić, musiała odrzucić go od siebie. Przeleciał kilka metrów i padł na ziemie. Podniósł się drżąc na całym ciele. Co chwila targały nim silne dreszcze.
- Tadao, uspokój się, to...
        Uniósł ręce przed siebie i zaczął nucić coś pod nosem. Zesztywniała gdy jego dłonie pokryły się czerwoną energią.
- Kuso! Tadao, przestań! - zawołała. - Jeśli stracisz nad tym kontrolę, to wysadzisz się w powietrze! Przestań!
- Nie! Wypełnię misję!
        Energia z każdą chwilą gęstniała aż nie przybrała formy wciąż zmieniającej kształt kuli. Wyglądało to tak, jakby coś próbowało się uwolnić ze środka.
- Przestań! Nie panujesz nad tym!
       Skierował dłonie w stronę dziewczyny.
- Pożałujesz! Zniszczę cię dla Trzech Króli!!!
        Zesztywniała, gdy jego spojrzenie uciekło na krótki moment w bok. Wiedziała na co spojrzał aż za dobrze. W momencie w którym miał zaatakować, wybiła się w bok i pobiegła w stronę Azumy i pozostałych. Atak był silniejszy niż się spodziewała, poleciał w stronę pozostałych, rozrywając ziemię. Przyśpieszyła i w ostatniej chwili stanęła na drodze ataku, zaledwie krok przed towarzyszami. Nie miała już czasu, by się na cokolwiek przygotować, więc zmuszona była zatrzymać atak gołą dłonią. Jęknęła, czując silne pieczenie w dłoni. Skumulowała większą ilość energii w dłoniach i pchnęła energię w powietrze, gdzie eksplodowała, wywołując silny podmuch. Skrzywiła się czując silne mrowienie w dłoni. Potarła rękę, patrząc na toczącego prawie pianę z ust, Tadao.
- Taicho, musimy zabrać go natychmiast do szpitala. - usłyszała za sobą drżący głos członka czwartego oddziału.
- Więc zabierzcie! - warknęła. - Co was powstrzymuje?
       Nie słuchała już dalszych jęków czwórki. Ruszyła znów w stronę mężczyzny.
- Nie rozumiesz, że zostałeś oszukany?
- Zamknij się! - wrzasnął, trzymając w drżących rękach miecz.
- Nie wiem kim są ci Trzej Królowie, ale oszukali cię i wykorzystali.
- To nie prawda! - wrzasnął. - Powierzyli mi ważne zadanie! Muszę je wykonać!
       Zaatakował znów. Ciął prawie, że na ślepo. Był zupełnie zaślepiony swym szałem i szaleństwem. Musiała odskoczyć by nie stracić głowy.
- Z rozkazu Kapitan Sui-Feng, zostajesz aresztowany. - wokół dziewczyny pojawili się członkowie Onmitsukido, odpowiedzialni za zatrzymanie i egzekucję zdrajców. Twarzami zwróceni byli w stronę zdrajcy, jednak swą postawą odcinali dziewczynie dostęp do mężczyzny.
- Wycofać się! - warknęła na nich z irytacją.
- Proszę wybaczyć, Taicho. Z rozkazu...
- Nie obchodzi mnie to. Więzień należy do oddziału czternastego i to my prowadzimy jego przesłuchanie i to my go zatrzymamy. Wynocha, albo wam pomogę!
- Co taki dzieciak mógłby zrobić moim ludziom? - usłyszała złowrogi ton za sobą.
       Odwróciła głowę i spojrzałam na Kapitan drugiego oddziału.
- Zabić! - warknęła ledwo panując nad furią. - Każ im odejść!
- To zrozumiałe, że taki smarkacz jak ty nie wie jak powinno się postępować ze zdrajcami, ale natychmiast się wycofaj! Nie powtórzę!
- To zrozumiałe, że tak egocentryczna osoba jak ty nie wie kiedy nie należy się wtrącać, ale czas się tego nauczyć. Zabieraj swoich ludzi i nie wtrącaj się w sprawy mojego oddziału. - Mija rzuciła ostro, odwracając się z powrotem do zdrajcy.
         Wokół zapanowała idealna cisza.
- Coś ty powiedziała?! - wrzasnęła kobieta.
- Nie pozwolę ci się do niego zbliżyć.
           Mirini zrobiła dwa kroki do przodu i uwolniła spore ilości energii, powalając członków Omnitsukido na kolana.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż twoje fanaberie. Zabierz swoich ludzi, bo mogą dostać wylewu. - warknęła na Sui-Feng.
          Zostawiła za sobą klęczących i skupiła się znów na zdrajcy, uspokajając swoją energię.
- Tadao, zrozum, że ktoś cię oszukał.
- Zamknij się! - zaatakował.
           Zmrużyła oczy, unikając każdego cięcia.
- Tadao, uspokój się i pomyśl! - odskoczyła kawałek, dając mu trochę tchu. - Dlaczego miałeś mnie zabić?
- Nic ci nie powiem!
- Ci cali Trzej Królowie cię wykorzystali! Macie w planie pozbyć się najważniejszych osób w Seireitei, prawda? - uniknęła kilku cięć, modląc się by Sui-Feng się jednak nie wtrąciła. - Chcieli sprawdzić nasze możliwości. Oni wiedzieli, że nie macie szans przeżyć! Chcą przejąć władzę w Seireitei dla siebie, nie dla was! Wy dla nich nie macie znaczenia!
- Zamknij się! Zamknij się! ZAMILCZ!!! - złapał się za głowę, zalewając się łzami. - Mylisz się! Oni to robią dla pokoju! By wszyscy byli bezpieczni! By żadni dyktatorzy nie mogli nas zabijać wedle własnego życzenia!!! - wrzeszczał.
- Tadao, posłuchaj co mówisz. Myślisz, że jeśli nawet nas wszystkich zabijecie, to co się wtedy stanie? Żaden Shinigami, który jest tutaj nie stanie po stronie zdrajców, a za takich zostaliście uznani. - opuściła miecz, dając znak, że nie chce walczyć. - By wszystko poszło po waszej myśli musielibyście zabić każdego kto się wam sprzeciwia. Każdego kto sprzeciwi się Królom. Gdy zrzucicie wszystkich Kapitanów, to oni przejmą władzę. Jesteś dobrym człowiekiem, który został oszukany. Zastanów się. Ktoś kto zaczyna swą dominację od zabójstw będzie dobrym przywódcą? Bez wahania wysłali was na misję zabicia mnie i Toshiro. Doskonale wiedzieli, że nie macie szans. Dla swych celów poświęcili wielu cennych ludzi.
- Nie! To niemożliwe! - cofnął się, patrząc z przerażeniem nadziewczynę. - To niemożliwe.
- Chcę pomóc tobie i innym których oszukali. Powiedz mi prawdę.
- Nie! Nie! Nie! - wrzasnął. - Oni obiecywali nam co innego!
- Co wam obiecali? Proszę powiedz inaczej wam nie pomożemy.
- Obiecywali, że pozbędziemy się tyranów... że będziemy mogli żyć spokojnie... nie tylko ci na szczycie.
- Oszukali was. Wykorzystali jako łatwą do zastąpienia broń. Zrozum bez wahania wysłali ciebie i twoich ludzi na śmierć. - padł roztrzęsiony na kolana, zasłaniając twarz dłońmi.
        Dostrzegła kątem oka jak kilku jej ludzi podchodzi do przodu. Powstrzymała ich natychmiast, unosząc jedynie dłoń. Sama podeszła do mężczyzny i kucnęła blisko niego, jednak na tyle daleko by móc łatwo uciec.
- Musisz mi pomóc. - zmieniła lekko taktykę. - Powiedz mi co wiesz. Nie było was tylko tylu, prawda? Tam gdzieś są nadal twoi przyjaciele i towarzysze, których ci Królowie w każdej chwili mogą wysłać na śmierć dla własnego interesu. Jeśli mi nie pomożesz oni wszyscy mogą zginąć.
- To niemożliwe. Oni obiecywali...
- Tadao, tacy ludzie zawsze obiecują nie wiadomo co. Oszukali cię byś za nimi poszedł. Nie dziwię ci się. Ludzie niższej rangi są u nas bardzo źle traktowani, ale oni tego nie zmienią, rozumiesz? Oni nie chcą tego co ty. - położyła mu drobną dłoń na barku.
- Skąd możesz wiedzieć czego ja chcę?! - wrzasnął, podrywając głowę.
         Uśmiechnęła się ciepło do chłopaka, nie zabierając ręki z jego barku.
- Widać to w twoich oczach. Jesteś dobrym człowiekiem. Chciałeś po prostu lepszego bytu dla ciebie i twoich przyjaciół. Byś nie musiał się bać, że ktoś wyższy rangą cię zabije, mimo, że wykonujesz wszystkie obowiązki tak dobrze jak tylko potrafisz. - mężczyzna spuścił głowę, zaczynając znów drżeć na ciele. - Oni ci tego nie dadzą. Wykorzystają was i zdobędą władzę. Wprowadzą własną dyktaturę. Ci co się na wszystko zgodzą przeżyją, ale ci którym coś się nie spodoba od razu zostaną zabici. Niczym się to nie różni od tego co się tu dzieje, albo jest jeszcze gorsze. Pomyśl! Twoi przyjaciele zginą wyrywając się z jednej dyktatury i wpadając do drugiej. Zginą na marne. Za nie swoje marzenia. Co z tego mają ci co zginęli? Ci co odeszli walcząc ze mną i Toshiro.
- Ty ich zabiłaś! - warknął, podnosząc wściekłe spojrzenie.
- Tadao, jesteś Shinigami. Doskonale to rozumiesz. Broniliśmy się. Skrzywdziliście niewinną dziewczynę. Ayano nikomu nie zaszkodziła. Była zupełnie bezbronna, a mimo to ją skrzywdziliście. Byle tylko osiągnąć cel waszych przywódców. Czym ten czyn różnił się od zachowania Kapitanów?
         Chłopak zesztywniał, patrząc z przerażeniem na twarz dziewczyny.
- Ja... nie... to nie tak miało być... Nie chciałem by ją skrzywdzili... ale, ale oni nie słuchali.
- Zniszczyliście ją. Próbowała popełnić przez was samobójstwo. Walczy teraz o życie w szpitalu.
- Ja nie chciałem... przepraszam... proszę przestań... - załkał, łapiąc się za głowę.
- To była wina waszych Króli. To oni dali wam to zadanie, to oni was zmusili do tego wszystkiego. Wmówili wam, że ich poglądy są waszymi i kazali wam krzywdzić.
         Trząsł się cały, płacząc.
- Nie po to zostałeś Shinigami, prawda?
- Co?
- Po co nim zostałeś? Żeby krzywdzić i mordować niewinnych ludzi?
- Nie!
- Więc po co?
- Chciałem chronić moich bliskich...
- Przez nich zszedłeś ze swej drogi. Przez nich pozwoliłeś zginąć swoim towarzyszom. Pozwoliłeś skrzywdzić bliską mi osobę. Stanąłeś po stronie osób, które zabijają każdego. Nie tylko tych winnych. Zabiją każdego kto im się nie spodoba nawet tych, którzy nie mają nic wspólnego z waszą wojną. Tylko ty jesteś wstanie to powstrzymać. Tylko ty możesz pomóc uratować twoich przyjaciół i wszystkich innych. Proszę pomóż mi. Powiedz mi co wiesz. Było was więcej? - zaryzykowała bezpośrednie pytanie.
- Tak... - zapłakał.
- Ilu?
          Zaczął kręcić przecząco głową.
- Nie wiem. Spotykaliśmy się w Rukungai.
- Gdzie?
- Nie wiem. W lesie ukryto portal, który przenosił nas na miejsce.
- Wiesz kim są ci Trzej Królowie?
- Nie. Trenował nas kto inny. Opowiadał nam o nich. Mówił, że są stąd i nie mogą się pokazać, bo jeśli ktoś zdradzi, to ich wyda. Boże, ja ich zdradzam...
- Nikogo nie zdradzasz. Ratujesz swoich przyjaciół, pamiętasz? Oni nie znają prawdy. Nie rozumieją co im grozi. Tylko ty to wiesz. Tylko ty wiesz jak im pomóc. Powiedz mi...
- Nie! - wrzasnął, rzucając się na dziewczynę.
           Mija padła na ziemie, zatrzymała cios skierowany na jej twarz i odrzuciła chłopaka od siebie.
- Tadao! Tadao, uspokój się! Przypomnij sobie o czym mówiłeś. Od zawsze chciałeś chronić przyjaciół. Teraz możesz to zrobić!
- Nie! Oszukujesz mnie! Oni by tak nie zrobili! Im na nas zależy! - rzucił się oszalały na czarnowłosą.
            Westchnęła krótko, zrobiła unik  i zdzieliła mężczyznę w kark, ogłuszając.
- Cholera! - warknęła, patrząc na nieprzytomnego chłopaka. - Zabierzcie go.
          Zwróciła się do swoich ludzi, jednak nim ci zdążyli się choćby ruszyć. Stanęła przed nią Sui-Feng ze swoimi ludźmi.
- Co znowu? - warknęła wytrącona z równowagi.
- Przejmujemy więźnia.
- Na podstawie?
- W moim oddziale zostanie należycie przesłuchany i będzie pewność, że nie ucieknie. I nikt nie będzie się martwić, że będziesz się starać biedakowi pomóc.
             Zmrużyła ze złością oczy, patrząc na dumną kobietę.
- Zdrajca uciekł z celi Centrali.
            Sui-Feng przez chwilę wyglądała na zaskoczoną. No tak, ta informacja nie trafiła do ogółu.
- Zabieramy zdrajcę. - stwierdziła przesiąkniętym furią tonem.
- Nie sądzę. - zasłoniła nieprzytomnego swoim ciałem.
- Coś ty powiedziała? - wysyczała.
- Więzień jest mój i na pewno ty go nie dostaniesz. Osoba twojego pokroju nie zdoła wyciągnąć od niego żadnych informacji.
           Energia kobiety stała się znacząco wyczuwalna.
- Ty bezczelna smarkulo!
- Raz by ci napluł w twarz i tyle by było z twojego przesłuchania. Raz go uderzysz i nic więcej ci nie powie. Co do mojej chęci pomocy... Jakoś mnie nie dziwi, że nie masz w sobie za grosz subtelności nawet jeśli chodzi o przesłuchania, którymi się tak szczycisz.
           To był ułamek sekundy gdy kobieta dobyła miecz i zaatakowała.
- Taicho! - krzyknęło kilka osób.
            Mija złapała mocniej za katanę i sparowała kilka ciosów od kobiety. Odepchnęła ją od więźnia.
- Wycofaj się! - krzyknęła starsza z kobiet.
- Zabieraj swoich ludzi i się wynoś, albo pożałujesz!
- Oy, oy, spokojnie. - zawołał ktoś, ale obie nie słuchały. Wymieniły się kolejnymi atakami i naparły na siebie mocniej. Mija podskoczyła, unikając cięcia po nogach i znów przeszła do ataku. Odepchnęła kilka potężnych i precyzyjnych ataków i naparła mocniej. Ominęła gardę i jej katana zatrzymała się na gardle kobiety. Zacisnęła mocniej zęby, czując czubek ostrza na swych żebrach. Nawet nie mrugnęła gdy kobieta docisnęła ostrze wbijając je lekko w ciało pomiędzy żebrami, za to natychmiast sama zwiększyła nacisk na ostrzu, sprawiając, że po gardle kobiety spłynęła strużka krwi.
- Cofnij się! - wysyczała Sui-Feng.
- Zmuś mnie! - odparła, nie zamierzając ustąpić.
- Dobrze, moje drogie panie. Wystarczy tego.
           Koło nich stanął Kapitan Kyoraku i Aizen. Pierwszy odsunął zakrwawione ostrze od żeber Miji, a drugi od gardła Sui-Feng.
- Wystarczy moje drogie. - uśmiechnął się wesoło Kapitan ubrany w różowy płaszcz.
- Nie będzie mi smarkacz pluł w twarz!
- Napluć ci w twarz dopiero mogę. Od dawna miałam na to ochotę. Nie mieszaj się w sprawy mojego oddziału a nie będę ci wchodzić w drogę.
- Ty bezczelna...! - moc kobiety znów podskoczyła, jednak  nie zrobiło to na dziewczynie żadnego wrażenia w przeciwieństwie do szeregowców przyglądających się całej sytuacji.
- Niko, zabierz z chłopakami zdrajcę i zanieście go do celi. Wyjaśnię zaraz sprawę z Centralą. - sztyletowała się wciąż spojrzeniem z niewiele wyższą od niej kobietą.
- Mija. - usłyszała upomnienie od Kapitana Aizena.
- Wybacz Taicho za to przedstawienie, ale do niektórych po prostu nie da się dotrzeć mówiąc spokojnie i grzecznie. Nie wchodź mi w drogę to wszyscy będą szczęśliwi. - zwróciła się jeszcze na koniec do Kapitana drugiego oddziału i odwróciła się na pięcie, zmieniając swe ostrze w pył, który niezauważenie opadł na jej ciało. Spojrzała na Niko, która pośpieszała kilku mężczyzn by jak najszybciej się oddalić. Podeszła do swych ludzi. Oddział specjalny wciąż siedział na ziemi, dochodząc powoli do siebie. Brakowało jedynie Azumy, którego zabrali do szpitala.
- Wszyscy cali? - spytała, posyłając Porucznikowi zimne spojrzenie.
         Ten chyba czuł się wszystkiemu winny, bo spuścił głowę.
- Poruczniku, na przyszłość skoro tak mnie nie lubisz, to staraj się pozbyć mnie, zamiast towarzyszy. - syknęła wściekła.
          Mężczyzna zacisnął pięści, jednak nic nie powiedział. Nie podniósł nawet głowy. Mija miała świadomość, że to cios poniżej pasa zważywszy na to co powiedziała jej niedawno Fumiko, ale miała to w tym momencie gdzieś.
- Azuri, w porządku? - ukucnęła przed dziewczyną, która miała jawne problemy z oddychaniem.
- Po...połamałam chyba... żebra... - odkaszlnęła.
- Świetnie. - westchnęła. - Chodź, zaniosę cię do szpitala.
- Nie trzeba.
- Nie dyskutuj. Nie mam nastroju do kolejnych awantur.
             Pomogła wstać dziewczynie i wzięła ją na plecy.
- Cóż, nawet jak na ciebie to było coś. - usłyszała spokojny głos Hitsugayi. - Ta twoja subtelność to zdolność lasowania przesłuchiwanym mózgu?
- To zdolność dostosowania działania do stanu i możliwości przesłuchiwanego. Działa bez zarzutu.
- No tak. Całkiem nieźle to rozegrałaś. Choć muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, że potrafisz być aż tak kreatywna.
- Chcesz oberwać? - syknęła.
- Nic podobnego. - uśmiechnął się lekko, robiąc ostentacyjny krok do tyłu.
- Chodźcie do szpitala. - zwróciła się do pozostałych. - Dowiemy się co z Azumą. Hiroto, ruszaj się do cholery i przestań się użalać, bo jeszcze chwila i dopilnuje by czwórka miała znacznie więcej roboty.
             Drgnął lekko, unosząc zaskoczone spojrzenie.
- Idziesz, dupku, czy nie? - spytała, ruszając przed siebie, zostawiając ich za sobą.
             Nitori podszedł do mężczyzny, złapał go za poły stroju i poderwał na równe nogi.
- Ogarnij się. Inni się gapią.
- Prawie was zabiłem. - zacisnął pięści, spuszczając głowę.
- Nie ty, tylko ten czubek.
- Przeze mnie wpadliśmy w pułapkę.
- Za to dostaniesz lanie później. Rusz się. Trzeba sprawdzić co z Azumą.
- Nazwałem go zdrajcą a on osłonił mnie własnym ciałem.
- Nie histeryzuj. Jakby to on cię tak nazwał to też byś go zasłonił. Wszyscy go zdradziliśmy, czas to naprawić. - poklepał chłopaka po plecach i pociągnął do reszty.
- Cóż, od niezłej strony zademonstrowaliśmy się innym oddziałom. - parsknął Tora, uśmiechając się szeroko mimo popękanej wargi. - Na starcie wszystkich nas prawie zabił jeden czubek.
- To nie jest śmieszne. - ofuknęła go Fumiko, podchodząc do Asashiego, który natychmiast ją objął.
- Przepraszam. - mruknął cicho do żony.
- Mnie tam bawi. - zaśmiał się głośno Tora. - Azuma jest twardym gnojkiem. Nic mu nie będzie.
- Nie mnie przepraszaj. - wskazała Fumiko głową na idącą na przodzie Mije. - A ty, Tora, się zamknij!
            Po kilku minutach znaleźli się w koszarach oddziału czwartego. Badanie potwierdziło połamane żebra u Azuri. Została owinięta bandażami, dostała leki przeciwbólowe, medycy trochę ją podleczyli i była wolna.
- Kotetsu-chan, co z Azumą? - Mija znalazła szybko przyjaciółkę, jako, że poprzedni medyk nie miał pojęcia co z oficerem.
- Witajcie. Wszystko z nim w porządku. Opatrzyliśmy ranę. Już się obudził. Pod warunkiem, że będzie na siebie uważać, to może lada chwila wyjść ze szpitala.
- Na prawdę?
- Tak, bardzo szybko się regeneruje. Prawie tak szybko jak ty. - spojrzała na dziewczynę ostentacyjnie. - Leży tam. Muszę iść. Mam sporo pacjentów.
- Dziękujemy. - patrzyła chwilę za odchodzącą kobietą, po czym przeniosła wzrok na towarzyszy. - Czegoś nie wiem na temat tej szybkiej regeneracji?
         Tora wzruszył obojętnie ramionami.
- Naznaczenia zapewniają nam bardzo szybkie leczenie.
- Sokka, to wiele tłumaczy.
- Co tłumaczy? - zdziwił się.
- Dlaczego jeszcze żyję. - wzruszyła ramionami i skierowała się do wskazanego pokoju.
- Azuma, jak się czujesz? - zapytała na wstępie, uśmiechając się do mężczyzny.
- W porządku. - uśmiechnął się krzywo.
- Właśnie widzę.
          Otaksowała spojrzeniem do połowy nagiego mężczyznę, owiniętego bandażem. Chwilę później do pokoju wpadła zziajana Niko i natychmiast rzuciła się na uśmiechniętego mężczyznę.
- Idioto, tak się o ciebie martwiłam.
- Wszystko w porządku.
- Normalnie piękna i bestia. - parsknął Nitori z tyłu.
- Zamknij jadaczkę. - zgasiła go dziewczyna, wtulając się mocniej w mężczyznę.
- Nie bój się. Ty jesteś tą piękną. - uśmiechnął się szelmowsko.  
           Mija zaśmiała się cicho.
- Jeśli dobrze się czujesz, to możesz od razu wyjść.
- Na prawdę?
- Tak. Kotetsu-chan mówi, że Twój stan nie jest poważny, ale musisz odpoczywać.
- Azuma? - podszedł do mężczyzny Asashi.
- Zostawmy ich. Niech pogadają. - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - Tylko żadnego mordobicia. Masz odpoczywać.
           Obydwoje lekko kiwnęli głowami, patrząc na siebie.
- Jak się raczycie dogadać, to widzę was wszystkich w moim gabinecie. Mamy do pogadania. Bo obojętnie jak słodko i różowo nam się to skończyło, to przegięliście. Znowu. - wyszła z pokoju a za nią reszta.