Translate

czwartek, 5 lutego 2015

ROZDZIAŁ 14

-Mija-sama, Mija-sama, proszę się pośpieszyć. Mamy zaledwie dwie godziny do rozpoczęcia uroczystości.
-To szmat czasu.- mruknęła, jedząc śniadanie.
-Ależ Mija-sama, musimy być przynajmniej trzydzieści minut wcześniej!
-Mówiłam wam by wszystko zaczynało się o pierwszej, a nie o jedenastej. Ze wszystkim by się spokojnie zdążyło.
-Ależ Pani, miałaś wstać o siódmej, wtedy byśmy nie mieli problemu.
-Już wam tłumaczyłam, że późno się położyłam.
-Hai, rozumiemy, ale...
-Dobra, koniec tego!- powiedziała ostro, wstając. Talerz z sushi aż podskoczył.
-Pani? Proszę wybaczyć, nie chcieliśmy cię zdenerwował.
-Mija-chan, spokojnie...-zaczęła Ayano, by uspokoić swą podopieczną.
-Nie Ayano, nie spokojnie!- krzyknęła.-To są moje urodziny, moje! Nie tych wszystkich ludzi, których musiałam pozapraszać...
-Tak pani, ale...
-Nie przerywaj mi!- zagrzmiała, była zupełnie wytrącona z równowagi. Aura wokół niej była wręcz niebezpieczna.
-Sumimasen, Mija-sama.- upadł na kolana.
-To jest moje święto, więc nie mam zamiaru się dzisiaj denerwować, co wy mi utrudniacie. Cały czas gadacie, jaki ten dzień jest dla wszystkich ważny. Ten dzień jest ważny dla mnie i dla najbliższych mi osób. Ludzi, do których muszę iść, nic nie obchodzi, czy mam piętnaście, czy czterdzieści lat. Przyjdą tylko dlatego, że wypada. Ten dzień powinnam spędzić w gronie przyjaciół, a nie obcych mi ludzi, którzy będą ze mnie szydzić za plecami.
-Mija-sama, to nie prawda, nikt by nie odważył się....
-Nie rób ze mnie idiotki!- wrzasnęła znów.- Nikt by się nie odważył!? A twoim zdaniem czego oni mają się bać? Piętnastolatki? Nikt się mnie tam nie obawia, prawda jest taka że nawet gdybym zechciała to nic im nie mogę zrobić, bo sama wpadłabym w kłopoty.
-Mija, przecież jesteś porucznikiem, więc ludzie muszą się z tobą liczyć.-powiedziała Ayano.
-Tak, szkoda tylko że obecny tam będzie głowa klanu Kuchiki, kapitan szóstego oddziału, Kapitan Aizen i Kapitan korpusu Kido. To czy jestem kapitanem, porucznikiem, czy zwykłą duszą nie ma żadnego znaczenia w polityce rodów.
-Kuchiki- Taicho jest o wiele bardziej szanowany niż inni członkowie wielkich rodów.
-Tak ma się większy szacunek, ale ostatecznie nic to nie zmienia. Poza tym ja mam piętnaście lat, a on ponad sto. Można to spokojnie nazwać inną ligą.
    Westchnęła.
-Nie chcę więcej słyszeć, jaka ta uroczystość jest dla wszystkich ważna.
-Oczywiście, Mija-sama.- skłonili się wszyscy.
-Ayano-san, chodź.
-Dokąd?- zapytała.
-Pomożesz mi się ubrać i uczesać.
-Hai, ale Mija-chan co ze śniadaniem?
     Spojrzała na zapełniony do połowy talerz.
-Straciłam apetyt.-stwierdziła, opuszczając pokój.
-Jesteście z siebie zadowoleni? Nawet w jej urodziny, musicie ją męczyć tymi bredniami. Wszystko psujecie, nie pozwolę żebyście zniszczyli jej święto.-warknęła Ayano na mężczyzn, po czym ruszyła za swą przyjaciółką.
-Mija-chan? Jesteś tu?- zapytała niewysoka brunetka, rozsuwając ozdobne shoji.
Dziewczyna stała przy szafie, w rękach trzymała proste białe kimono.
-Boże jakie to jest ciężkie. Ayano jak ja mam chodzić w czymś co waży tyle co ja?
       Kobieta uśmiechnęła się lekko, podchodząc bliżej.
-Zostaw je na razie, zrobimy najpierw włosy i makijaż, później ubierzesz kimono.
-Hai.
       Położyła biały materiał na łóżku i poszła za kobietą do łazienki.
-Usiądź.-wskazała na krzesło stojące przed lustrem.
      Gdy dziewczyna zajęła miejsce, Ayano natychmiast rozczesała jej długie czarne kosmyki, by po chwili zająć się żmudną pracą upinania ich.
      Kobieta w pewnym momencie przestała zajmować się włosami i wyszła.
-Ayano-san?- zapytała zdziwiona.
     Odwróciła głowę, by zobaczyć tył głowy. Fryzura prezentowała się już całkiem nieźle, jednak nie była jeszcze nawet w połowie skończona. Mija czekała na swoją opiekunkę z trzy minuty, wróciła ona z inną czarnowłosą służką. Ta skłoniła się głęboko.
-Pozwól Pani, że zajmę się twoim makijażem.
     Dziewczyna minimalnie kiwnęła głową, by nie zniszczyć fryzury. Oparła się znów o oparcie, zamykając oczy.
Minęło dwadzieścia minut, gdy obie kobiety stwierdziły, że skończyły.
Mija otworzyła oczy i spojrzała na swoją twarz, bała się że służka zrobi jej jakiś mocny makijaż, jednak makijażu praktycznie nie było widać. Delikatnie zaledwie podkreślał rysy dziewczyny, czuła się w nim bardzo dobrze.
-Mija-chan, spójrz podoba ci się fryzura?
      Kobieta postawiła za nią lustro, a Mija w jego odbiciu oglądała swoje włosy. Były one upięte w wymyślnego koka, zaraz nad karkiem. Po bokach twarzy opuszczone zostały luźno opadające, lekko skręcone kosmyki. Jak zwykle czoło dziewczyny zdobiła grzywka, opadająca na prawe oko. Za prawym uchem we włosy wpięta została biała, ozdobna róża.
-Przepięknie, nie wiedziałam, że macie taki talent.
-Arigato.- powiedziały jednocześnie.
-Chodźmy szybko ubrać kimono, bo nie zdążymy.
-Hai.
     Kobiety natychmiast przeszły do sypialni i zabrały się za skomplikowaną pracę, zakładania kimona.
.......................
-Ayano-sama, za pięć minut musimy wyruszyć.
      Kobiety usłyszały głos, dobiegający za drzwi.
-Ubieranie kimona nie jest takie proste, już kończymy.
-Hai.
-Dobrze, prawie...-skończyła wiązać białe obi.
      Ayano upewniła się jeszcze czy pas nie jest pomięty i postawiła przed dziewczyną geta, Mija włożyła w nie stopy.
-Dobrze, chodźmy już.
-Hai.
       Dziewczyna idąc powoli, by nie doznać bolesnego spotkania z ziemią, weszła do białej lektyki z czarnymi zdobieniami. Usiadła na kolanach, pośladki opierając o pięty, wyprostowała plecy i ułożyła dłonie na kolanach, w jednej z nich trzymała zwinięty wachlarz. Z górnej krawędzi lektyki spływał w dół biały, jedwabny materiał podpięty do bocznych krawędzi. Nadawał on wdzięku i nutkę tajemniczości całej lektyce, przy okazji przysłaniając twarz księżniczki. Siedziała w lektyce może z dwadzieścia minut. Po drodze czuła na sobie ciekawskie spojrzenia przechodniów.
-Za jakie grzechy?- westchnęła cicho, wychodząc z lektyki.
    Rozejrzała się, na obszernym placu znajdowali się przedstawiciele klanu Shihoin z głową klanu na czele.
-Konichiwa, Mirini-sama.
      Wszyscy poza przywódcą klanu pokłonili się głęboko, ten zaś wystąpił przed szereg i skłonił lekko głowę.
- Witaj, Mirini-san. Cieszę się że dotarłaś bezpiecznie i dziękuję że przystałaś na moją prośbę.
-To drobiazg, Shihoin-san, miło cię znów widzieć. Cieszę się że jesteś cały i zdrowy.
      Mężczyzna uśmiechnął się lekko i w geście podziękowania kiwnął głową.
-Chodźmy, za niedługo goście zaczną się schodzić.
-Tak, to dobry pomysł.
     Młoda solenizantka ruszyła wolnym krokiem przed siebie, równając się z głową klanu Shihoin. Weszła do wielkiej posiadłości i rozejrzała się. Budynek był ogromny i jak większość domów w Seireitei tradycyjnie wystrojony.
Gdy przechodzili koło jednych drzwi Mija przypomniała sobie jak często spędzała kiedyś w tym pokoju czas. Gdy była mała Urahara często zabierał ją tutaj ze sobą, gdyż głowa klanu jest jego przyjacielem i często bywał tu gościem.
      Przebywanie w tym domu było dla niej niesamowite. Na początku służące próbowały zająć czas dziewczynki by ta nie przeszkadzała mężczyzną w rozmowie, lecz wszyscy szybko zdali sobie sprawę, że przebieranie i czesanie, nawet zabawa w chowanego nie jest dla niej w żadnym stopniu interesująca. Kilkukrotnie udało jej się wymknąć, ale zawsze wpadała na jakiegoś strażnika, który odprowadzał ją do Urahary, który zawsze wybuchał śmiechem. Gdy strażnik przyprowadził ją po raz dziesiąty. Głowa klanu Shihoin zapytał ją co chciałaby robić skoro zabawy proponowane przez służki ją nie bawią. Urahara zawsze się śmiał, że oczy zabłysły jej jak świetliki. Natychmiast wykrzyknęła, że chce zobaczyć jakieś techniki Kidō. Shihoin poprosił jednego ze swoich podwładnych by ten pokazał jej co nieco, od tamtej pory gdy Urahara przychodził do posiadłości on szedł rozmawiać a ona szła do strażnika który bardzo ją polubił i chętnie ją zabawiał, w pewnym momencie zaczął nawet z nią ćwiczyć. Niestety, mężczyzna zginął dwa lata temu.
     Mija odwróciła głowę i wyrzuciła z myśli wspomnienie. Myślenie o Uraharze nie wywoływało już smutku tylko złość, jednak nie chciała się dzisiaj denerwować.
    Goście zaczęli szybko się schodzić, po kolei z każdym musiała się, przywitać i chwilę porozmawiać.
-Witam, Kuchiki-Taicho, Kuchiki Rukio-skłoniła głowę, na powitanie.
-Mirini Mija, miło cię znów widzieć. Klan Kuchiki życzy ci szczęścia na dalszej drodze shinigami.
-Dziękuję, jestem bardzo wdzięczna za waszą obecność.
     Mężczyzna kiwnął głową i odszedł.
-Sztywny jak zwykle.-prychnęła cicho.
-Wybacz Mirini-sama, Aniki-sama już taki po prostu jest.- powiedziała Rukia.
-Wystarczy Mija.- powiedziała, uśmiechając się wesoło.-Wiem, że taki jest, ale to i tak jest denerwujące.
-Mija-san, piękne kimono.-spróbowała zmienić temat Rukia.
-Dziękuję.-uśmiechnęła się lekko.-Jak o mnie chodzi mogłoby ważyć z dziesięć kilo mniej.
      Rukia zaśmiała się mimowolnie, po czym jej wyraz twarzy uległ szybkiej zmianie, wyglądała na lekko spłoszoną.
-Gomenasai(przepraszam), nie powinnam się odzywać tak bezpośrednio do ciebie Mija-sama.- powiedziała, skłaniając z przeprosinami głowę.
-Och przestań, wychowanie Kuchiki jest takie nudne. Robią z was wszystkich tam takich strasznych sztywniaków.
-Rukia!- usłyszały wołanie.
     Obie spojrzały w stronę Kuchiki Byakui, stał spoglądając w ich stronę, było jasne, że czeka na Rukie.
-Przepraszam, muszę już iść.- skłoniła się.
-Jasne, jeśli uda ci się od niego na chwilę uwolnić, to przyjdź. Cały dzień mam zamiar się tu strasznie nudzić, więc będzie mi miło.
-Oczywiście.-uśmiechnęła się i odeszła do swego starszego brata.
     Mija westchnęła lekko, dopiero goście przyszli a ona już by chciała stąd zniknąć.
Dopóki się wszyscy nie zebrali, goście przebywali na dworze w ogrodzie, gdzie można było spokojnie porozmawiać.
        O jedenastej trzydzieści, pół godziny po oficjalnym rozpoczęciu, gospodarz zaprosił wszystkich na posiłek. Przeszli do dużej sali z ustawionymi na środku chabudai(niski stolik przeznaczony do konsumpcji obiadów), było ich wystarczająco by pomieścić wszystkich gości. W centralnej części stołu, zasiedli Mija i Shihoin, zaś reszta usadowiła się tek jak im było wygodnie.
       Służki szybko się uwijając wniosły posiłki, w międzyczasie zgodnie ze zwyczajem Mija wstała i powiedziała kilka słów podziękowań za przybycie i złożone życzenia. Napomniała również o śmierci kapitana Uchiby. Wszyscy natychmiast spochmurnieli. Gdy usiadła, głos zabrał głowa klanu Shihoin, a następnie każdy chętny. Po krótkich przemowach kilku osób, wszyscy zabrali się do jedzenia, wciąż jednak między sobą rozmawiając.
     Po posiłku wszyscy wyszli z powrotem do ogrodu, gdzie grała na harfie jedna ze służek. Na środku ogrodu został ustawiony stół z Sake i herbatą.
    Czym bankiet trwał dłużej tym było weselej, nikt już nawet nie liczył ile razy służki wynosiły puste butelki po Sake i przynosiły pełne.
    Od głównego posiłku minęły już trzy godziny, Mija strasznie się nudziła. Spojrzała na wejście i dostrzegła stojącego w nim mężczyznę.
-Aizen-Taicho, wróciłeś!- ucieszyła się, podchodząc bliżej.
      Do tej pory była lekko zmartwiona, misja Kapitana nie była bardzo trudna i martwiła ją przedłużająca się jego nieobecność.
-Moja droga, miło cię widzieć, pięknie wyglądasz.
-Dziękuję.-szepnęła, rumieniąc się na twarzy.
-Wszystkiego najlepszego.-powiedział, podając dziewczynie coś owiniętego w materiał.
-Co to?
-Prezent urodzinowy. -uśmiechnął się.-Wybacz nie zdążyłem ładnie opakować.
      Miała już rozwinąć materiał i sprawdzić co jest w środku, gdy podbiegła do nich Ayano.
-Mija-chan?- kobieta spojrzała na mężczyznę stojącego obok. Natychmiast się pokłoniła.- Dzień dobry, Taicho-sama.
-Witaj Ayano-san, dawno się nie widzieliśmy.
-Tak, to prawda.-szepnęła, podnosząc speszona głowę.
-Masz jakąś sprawę, Ayano?
-Tak, spotkałam dzisiaj przyjaciółkę z którą wychowywałam się w Rukungai za nim trafiłam do twojej rodziny. Chciałam zapytać czy mogłabym się na chwilę oddalić by z nią porozmawiać.
-Oczywiście, tylko nie oddalajcie się za daleko. Jeśli zechce może się na jakiś czas zatrzymać u nas, byście mogły spędzić razem więcej czasu.
-Naprawdę?
-Oczywiście.
-Jesteś wspaniała, Mija-chan. -powiedziała szczęśliwa.-Więc ja już pójdę, postaram się wrócić jak najszybciej.
-Wróć do godziny nie będę się wtedy martwić, że coś się stało.
-Hai, dziękuję. Do widzenia Taicho-sama.
-Do widzenia, Ayano-san. Masz wielkie serce, Mija-chan, normalni szlachcice nigdy by nie pozwolili na taką swobodę swoim służącym.
-Ona nie jest moją służącą, jest moją matką, siostrą i przyjaciółką w jednej osobie.
-Sokka.- uśmiechnął się. -To jak, zobaczysz co to?
-Hai, już!
    Delikatnie rozwinęła materiał nie wiedząc czego się spodziewać. Na dłoń wypadł jej kryształ w kształcie kwiatu lotosu, na łańcuszku. Patrzyła na niego urzeczona.
-Piękny...-wyszeptała, patrząc na naszyjnik.
       Kwiat lotosu był przedstawiony idealnie, tak jak na symbolu klanu Mirini.
-Czy on ma jakieś powiązanie z moim klanem?
-Oczywiście, w końcu symbolem twojego klanu jest taki lotos. Należał do twojej matki, po tamtej walce tylko to po nich znaleziono.-powiedział cicho.
    Spuściła zasmucona głowę.
-Przez te kilka lat był przechowywany przez Uraharę, później jako że dołączyłaś do mojego oddziału Yamamoto-sama przekazał na przechowanie go mnie. Miałaś go otrzymać w piętnaste urodziny.
-Dlaczego akurat w piętnaste?
-Bo według tradycji rodów, piętnastoletnie spadkobierczynie klanu są gotowe do zamążpójścia.
Zesztywniała.
-Czy to jest...?
-Nie, to nie ma nic wspólnego ze ślubem. Jest to jedynie pamiątka rodzinna, którą przekazuje matka na córkę w jej piętnaste urodziny, lub ostatecznie na syna gdy córki się nie posiada.
-Sokka.- założyła naszyjnik na szyję i poczuła jak do tej pory zimny kryształ nagrzał się.
-Ciepły.-zdziwiła się.
-To dobrze.
-Taicho, a jak misja?
-Zakończona pomyślnie, ciała poległych przenieśliśmy do Seireitei, za niedługo odbędzie się pogrzeb.
-Rozumiem.-zasmuciła się.
-Nie rozpaczaj, Uchiba Taicho był wspaniałą osobą, ale nie możemy resztę życia spędzić na opłakiwaniu go on by tego nie chciał. Musimy iść dalej i wzmocnić Seireitei tak by coś takiego nigdy się nie powtórzyło.
-Masz rację.-uśmiechnęła się lekko. - A wiesz Taicho co z wyborem nowego kapitana?
-Kapitan Yamamoto szuka potencjalnych kandydatów.
Kiwnęła tylko głową.
-Ja już pójdę, muszę jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami.
-Hai, dziękuję, że zdążyłeś Taicho i za prezent.
-Czysta przyjemność.-pomachał dziewczynie i odszedł.
       Rozejrzała się i dostrzegła niedaleko białe włosy, zmrużyła rozeźlona oczy i poszła w tamtym kierunku.
-Gdzie się szlajasz?- zapytała Hitsugaye, ubranego w jasno zielone kimono.
-Daleko od tych zadufanych bubków.
-Nie mów tak.- prychnęła.- Zostawiłeś mnie z nimi samą.
-Sorki.-powiedział z zupełną ignorancją w głosie.
Westchnęła. Stanęła koło chłopaka i patrzyła na dalsze rejony ogrodu gdzie biegały ptaki i małe zwierzątka.
                       ...........................................................

 -Martwię się o Ayano.- powiedziała.-Wyszła trzy godziny temu i dalej jej nie ma. Prosiłam ją by wróciła po godzinie, ona nigdy tak nie robi, coś musiało się stać.
Chodziła w tę i z powrotem po jednej z sal. Hitsugaya i ochrona przyglądają jej się tylko, jeszcze bardziej ją denerwując.
- Mija-sama, może przesadzasz mówiłaś, że spotkała przyjaciółkę z dawnych lat, widocznie się zasiedziała.
-Jesteś pewny, że mówimy o tej samej Ayano? Ona nigdy się nie spóźnia, zawsze jest punktualna co do sekundy. Rozumiem pół godziny czy nawet godzinę, ale nie trzy to nie w jej stylu.
-Może i trochę dramatyzujesz, ale nie zawadzi tego sprawdzić.-powiedział Toshiro.
     Kiwnęła potwierdzająco głową.
-Ja muszę wracać, ludzie zaraz będą pytać gdzie zniknęłam. Wy idźcie ją znaleźć, jeśli nie znajdziecie żadnych śladów wróćcie zaraz przed końcem uroczystości. Jak wrócimy do posiadłości sama ją w takim razie pójdę poszukać.- zwróciła się do swojej straży.
-Nie będzie takiej potrzeby, znajdziemy ją. Proszę się nie martwić.
-Idźcie.
-Pani, może niech ktoś tu zostanie w razie ataku na cie...
-Nie ma takiej potrzeby, w razie ataku poradzimy sobie.
-Dobrze.-odpowiedział i zniknął wraz ze swymi ludźmi.
-Jesteś pewna, że było to konieczne?- spytał białowłosy.
-Nie wiem, może faktycznie jestem zbyt przeczulona na bezpieczeństwo Ayano. Nie chcę by coś jej się stało. Może faktycznie się tylko zagadała a ja sieję panikę...Mam co do tego wszystkiego złe przeczucia.
-Twój instynkt rzadko się myli, miejmy nadzieję, że ją znajdą.
-Hai.
Obydwoje wyszli z pokoju i wrócili do gości, którzy nawet nie zauważyli ich  nieobecności.
                        ......................................

-Nie znaleźliście jej?
-Nie, proszę nam wybaczyć, pani. Wokół rezydencji nie ma żadnych śladów, poszliśmy dalej, ale też nic nie znaleźliśmy, wygląda jakby wyparowała.
-Nie rozumiem.-warknęła wściekła.- Ayano nie potrafi zacierać swoich śladów, wokół rezydencji nie ma kamiennych ulic, sam piasek, musiała zostawić jakieś ślady. Poza  tym po co miała by to robić. Ktoś musiał to zrobić za nią, tylko po co? Ktoś z was widział tę jej przyjaciółkę?
Mężczyźni popatrzyli po sobie, po czym każdy zaprzeczył.
-To jest podejrzane, skąd się tu niby wzięła tak znikąd przyjaciółka Ayano z Rukungai. To nie jest tak, że pstrykasz palcami i z Rukungai możesz od tak pojawić się w środku Seireitei pod domem głowy szlachetnego klanu, to wszystko jest dziwne. Wracajmy do domu jak najszybciej, zdejmę to kimono i natychmiast idę ją szukać.
-Hai.
-W takim razie musimy się pożegnać, Mija-sama.
-Tak Shihoin-dono, dziękuję ci za przygotowanie tej uroczystości.
-To ja dziękuję.-uśmiechnął się ciepło.-Ruszajcie jak najszybciej, czym szybciej zaczniesz tym szybciej znajdziesz przyjaciółkę.
-Hai.- spojrzała na rozgwieżdżone niebo. -Ruszajmy.
Zrobiła krok przed siebie.
-Mija-sama...
-Hai?- odwróciła się.
     Dowódca straży wskazał na lektykę, a ona westchnęła cierpiętniczo, ruszając w jej stronę.
-Nie wiem jak to zrobicie, ale za piętnaście minut mamy być w rezydencji.
-Hai, zrobimy co w naszej mocy.
-Do widzenia, Shihoin-sama.
-Do widzenia, powodzenia w poszukiwaniach. Tak jak mówiłem, jeśli będziesz potrzebować moi strażnicy są do twojej dyspozycji.
-Dziękuje, będę pamiętać.

Lektyka niesiona przez czterech mężczyzn posuwała się powoli przed siebie. Siedząca w środku księżniczka rozglądała się uważnie wokół, była zmęczona tym wielogodzinnym bankietem, jednak zdenerwowanie związane ze zniknięciem Ayano wciąż ją trzymało. Wyruszyli o jedenastej rano, teraz jest już ciemno, niebo jest zupełnie zasnute ciemnymi, burzowymi chmurami przez co na ziemie nie spada nawet światło księżyca.
-Wciąż mam złe przeczucia.-mruknęła.
-Nie kracz.-westchnął, idący obok Toshiro.
-Nie mam pojęcia gdzie zacząć jej szukać, minęło siedem godzin może być wszędzie, gdyby nie to cholerne przyjęcie już dawno poszłabym jej szukać.
-Nic już nie poradzisz, znajdziemy ją.-powiedział Toshiro.
Mija spojrzała na chłopaka, dla niego Ayano też była ważna chodź nigdy by się nie przyznał. Ayano często obserwowała ich treningi i obsługiwała ich gdy spędzali razem czas, więc mimowolnie często spędzała czas również z Toshiro.
Szli przez wysoki most, Mija spojrzała w lewo i dostrzegła na dole wartownika, znów w jej głowie zapaliła się czerwona lampka.
Przyjrzała się dokładniej mężczyźnie, nic niezwykłego nie zauważyła, chodził tylko w te i z powrotem po placu.
Nagle przez plecy przeszedł ją ostry dreszcz. Dostrzegła jak za jednego z budynków wybiega postać, która sprawnie podcięła strażnikowi gardło.
-Toshiro...?!-szepnęła.
-Widziałem.
-Zachowujcie się jakby nigdy nic.-zwróciła się do swych podwładnych.
-Hai!- odparli cicho.
-To jest bez sensu. Dlaczego zaatakował akurat gdy my przechodziliśmy?- mruknęła, patrząc przed siebie.
-Pewnie to prowokacja.- westchnął Toshiro.
-Możliwe, ale tak, czy inaczej nie możemy tak tego zostawić.
Skupiła się, a z jej dłoni wyłonił się biały motyl, który wniknął szybko w betonowy most. Po kilku sekundach zaczęły dzwonić dzwony, wznosząc alarm.
-Zostańcie tu!- powiedziała dziewczyna, wychodząc z lektyki. Podeszła razem z Toshiro do barierki i zeskoczyli z mostu, lądując na przeciwko zamaskowanego wroga. Zerknęła na leżącego mężczyznę, jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że nie żyje.
-Kim jesteś i czego tu chcesz?- zapytała, chłodnym tonem.
Mężczyzna nie wydał z siebie jednak żadnego dźwięku.
-Toshiro, jak myślisz głuchy, niemowa, czy tępak?
-Ciężko powiedzieć.-stwierdził, wyciągając z pochwy miecz.-Ale zaraz się tego dowiemy.
Mija obróciła lekko głowę, gdy z uliczek zaczęli wybiegać shinigami, z kapitanami na czele.
-Mija...-zaczął Hitsugaya.
Dziewczyna odwróciła się natychmiast do przeciwnika, który przegryzł kciuk i skierował dłonie w stronę nieba, wyszeptał krótką formułkę, a z jego dłoni wystrzelił czerwony promień. Światło zatrzymało się i wystrzeliło w boki, szybko opadając w dół. Promień przeistoczył się w zabarwioną na czerwono barierę, poza Miją i Toshiro wszyscy Shinigami zostali zatrzymani za nią.
-Ojoj, techniki krwi to zapomniane i potężne Kido, nie można ich zniszczyć w normalny sposób.-westchnęła z podziwem dziewczyna.
Skupiła w prawej ręce reiatsu, natychmiast w jej dłoni pojawiła się Suki ukryta w pochwie, przewiesiła ją szybko przez plecy.
-Te techniki są tak niebezpieczne, że od razu chwytasz za miecz?- zapytał białowłosy.
-Powiedzmy, że moja nauka tych technik spełzła na niczym.
Toshiro spojrzał na nią kątem oka.
-"Ta dziewczyna nie jest wstanie się czegoś nauczyć?"
-Obserwuj go.
Obróciła się tyłem do chłopaka i podeszła do bariery. Spojrzała  na swojego Kapitana, jego usta poruszały się, dziewczyna jednak nie słyszała żadnych dźwięków z poza bariery.
-Słyszysz mnie, Aizen-sama?
Mężczyzna kiwnął potakująco.
-A ja ciebie nie, Taicho.
Podeszła krok bliżej i dotknęła opuszkami palców barierę. Poczuła nagle promieniujący od palców na resztę ciała przeraźliwy ból. Odskoczyła natychmiast i zachwiała się lekko. Spojrzała na swoją dłoń, palce były zaczerwienione i mocno piekły.
-Mija!
Dziewczyna odwróciła się i dostrzegła wychodzącą z bocznych uliczek sporą grupkę ludzi.
-No bez jaj.- mruknęła.-Niby jakim cudem dali radę ukryć się w takiej ilości?
-Hitsugaya, miałeś pecha, że tu się pojawiłeś. Możesz jeszcze stąd wyjść, masz ostatnią szansę.
-....Mija, dlaczego zawsze wpędzasz mnie w kłopoty?- mruknął.
-Ja?! Co ja niby zrobiłam?
-Skoro ja mogę odejść, to ty jak zwykle jesteś celem, a ja jak zwykle mam przez to problemy.
-Myślisz, że się o to proszę, też bym wolała iść do domu i zacząć szukać Ayano.-prychnęła, kładąc dłoń na rękojeści miecza. -Żeby się stąd wydostać i rozwalić barierę, trzeba dorwać tego co ją stworzył.-powiedziała, uśmiechając się lekko.-Unieszkodliwić go i na przesłuchanie.
Odwróciła głowę w kierunku swego kapitana, który skinieniem głowy zaakceptował plan dziewczyny.
Mija miała już ruszać, gdy kątem oka dostrzegła lekki ruch. Odwróciła głowę w lewo i próbowała namierzyć źródło tego ruchu. Po chwili dostrzegła ukrytą, między drzewami dziesięcioosobową grupę. Ubrani byli oni w stroje shinigami, nie wyczuwała z ich strony żadnych złych intencji. 
-"Dlaczego się ukrywają?"
Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że widziała ich już wczoraj na treningu.
-Biorę połowę po lewej.-powiedział Toshiro.
Mija odwróciła się, by spojrzeć na plecy oddalającego się szybko chłopaka.
-Jasne.-mruknęła.
Spojrzała na swoich przeciwników, było ich około czterdziestu, sami zamaskowani mężczyźni.
Dostrzegła jak jeden z nich przeniósł nieznacznie ciężar do przodu, po chwili zniknął za pomocą shunpo.
     Dziewczyna zaczęła wyciągać powoli miecz, wychyliła się lekko do przodu, tworząc przy ziemi słabe, białe światło i zniknęła. Pojawiła się dwa metry dalej, znów tworząc na ziemi lekką poświatę. Z całą pewnością nie była to typowa technika shunpo. Jej miecz był już ukryty w pochwie, wyprostowała się, po chwili z dość dużej wysokości spadło ciało martwego mężczyzny. Ze świeżej rany na tułowiu, wciąż tryskała krew. Mija ze spokojem na twarzy spojrzała na resztę przeciwników.
-Głupiec, mówiłem by jej nie lekceważył.-prychnął jeden z oponentów.
Dziewczyna spojrzała jeszcze kątem oka na ciało, już dawno przezwyciężyła strach przed zabijaniem, jednak wciąż nie przychodziło jej to łatwo.
Dostrzegła jak twórca bariery szepce coś mężczyźnie obok na ucho. Ten kiwnął lekko głową i zaczął się wycofywać.
-"Chcą wezwać wsparcie?!"
Mija natychmiast ruszyła przed siebie chcąc zatrzymać mężczyznę, na jej drodze pojawiło się jednak sześciu, uzbrojonych w miecze mężczyzn, którzy skutecznie ją zatrzymali.
-Kuso!- warknęła pod nosem, gdy mężczyzna zniknął w najbliższej uliczce. -Toshiro?!
-Sama sobie za nim biegnij, było go od razu złapać, jestem zajęty.
Dziewczyna prychnęła głośno.
-Oczywiście, moja wina.
Mężczyźni skierowali ostrza w jej stronę i zaatakowali. Byli silni i sprawni dziewczyna ledwo nadążała za ich ruchami.
-"Cholera by to, nie mogę z nimi walczyć w ten sposób, bo zaraz któryś mnie dorwie."
Cudem uniknęła ciosu w plecy i wyskoczyła w powietrze, oddalając się od przeciwników.
Wzięła głęboki wdech i przygotowała się do ataku. Grupa rozproszyła się lekko i próbowała ją okrążyć. Dziewczyna pozwoliła im na to, uważnie obserwowała przeciwników, szukając najsłabszych ogniw. Na tak liczną grupę zdołała wyłapać jedynie trzy osoby, ale wcale nie była pewna czy zdoła ich od tak zdjąć. Spojrzała, krzywiąc się lekko, na białe kimono, w które była ubrana.
-"Będzie mi tylko przeszkadzać, muszę z nim coś później zrobić."
Wzięła głębszy oddech i zniknęła. Za nim przeciwnicy zdołali zareagować jeden z zamaskowanych mężczyzn, runął na ziemię, dławiąc się swoją własną krwią.
Mija znikąd pojawiła się za innym mężczyzną i przebiła na wylot jego klatkę piersiową. Ten ostatkiem sił próbował zaatakować nastolatkę, tej jednak już tam nie było. Pojawiła się nad trzecim mężczyzną, zamachnęła się na jego głowę, przeciwnik jednak jakimś cudem zablokował cios. Księżniczka obróciła się w powietrzu i spróbowała go kopnąć, jednak znów się nie udało. Oponent stojący kawałek od nich zaatakował dziewczynę, ta odbiła się getami od ostrza mężczyzny i wylądowała na ziemi, odskoczyła od kolejnego ataku i znów znalazła się na środku, otoczona przez nieprzyjaciół.
-Cholera!- zaklęła cicho pod nosem.
Wokół niej natychmiast się zagotowało, wszyscy chcieli zemścić się za swych kompanów.
-To nie możliwe, w kilka sekund wyłapała nasze najsłabsze ogniwa.-powiedział jeden z mężczyzn, który został z tyłu.
     Mija skupiona była do granic możliwości. Przeciwników było zbyt wielu by móc zrobić wszystko po swojej myśli, do tego nie miała pozwolenia na przebudzenie Zanpakutō, w przeciwieństwie do Hitsugayi, który zdążył już to zrobić. Walkę utrudniało dodatkowo ciężkie kimono.
-Cholera!- warknęła, parując kolejny cios.
Nie mogła pokazać że nie jest wstanie sobie poradzić bez shikai. Cały czas czuła na sobie spojrzenie jej kapitana, shinigami, oraz tej dziwnej grupy skrytej na drzewie.
-*Skup się!
Wzięła głębszy wdech i uśmiechnęła się lekko. Zawirowała w miejscu i tnąc mieczem odrzuciła wszystkich od siebie. Spinki w jej włosach puściły, a długie do bioder, czarne kosmyki opadły luźno.
-Więcej was matka nie miała?- spytała z ironią w głosie.
-BANKAI!!!!
Mija zesztywniała, odwróciła się natychmiast w kierunku głosu. Kilka metrów od niej stał mężczyzna z ogromnym toporem. Broń nie wyglądała na bardzo niebezpieczną jednak aura pełna żądzy krwi, która się z niej ulatniała nie zachęcała do krzyżowania broni.
-To są jakieś jaja.-westchnęła po raz tysięczny w tym dniu.- Bankai, serio? Macie coś jeszcze? Cały dzień na durnym bankiecie nie był wystarczająco tragiczny, to pewnie jeszcze wy się musieliście pokazać. Dobra, skoro tak bardzo wam zależy na schwytaniu, czy tam zabiciu mnie, to pewnie wiecie gdzie znajdę Ayano i tą jej od lat nie widzianą przyjaciółeczkę mam z nią do pogadania.
     Mężczyzna nic nie powiedział, machnął jedynie toporem, wzniecając silny wiatr. Dziewczyna postanowiła się lekko oddalić, jednak poczuła jak ktoś się nagle za nią pojawia. Jej ręka ruszyła się samoczynnie i w ostatniej chwili dzierżone przez nią ostrze zablokowało, śmiercionośny cios. Napastnik atakował raz za razem, wykorzystując rozkojarzenie przeciwniczki. Dziewczyna cały czas musiała mieć na oku użytkownika Bankai. Jednak nie mogła lekceważyć pozostałych, bo mogłoby ją to kosztować życie.
Katany przeciwników zablokowały się, więc zaczęli się siłować. Pomimo że mężczyzna był dwukrotnie postawniejszy od Miji, nie był wstanie jej przytłoczyć.
-Jeśli myślisz, że tyle na mnie wystarczy, to jesteś głupcem.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod maską.
-Którego z nas wybierzesz?
-Nani?
Z przerażeniem obejrzała się na posiadacza Bankai, biegł w jej kierunku z uniesionym toporem, z prawdopodobnym zamiarem odrąbania jej głowy. Za sobą poczuła zaś reiatsu kolejnej osoby.
-Kuso!
Przeanalizowała szybko sytuację.
-"Cholera muszę się zająć nimi wszystkimi, inaczej oberwę."
Odepchnęła miecz przeciwnika i wychyliła się do tyłu. Z dużą siłą kopnęła go w szczękę, mężczyzna wyleciał w powietrze i upadł ogłuszony kawałek dalej. Mija wychyliła się jeszcze mocniej lądując na ręce trzymającej katanę. Drugą skierowała w kierunku nadbiegającego za niej mężczyzny.
Wyszeptała krótką formułę, a z jej dłoni wydobył się biały promień, trafił napastnika w klatkę piersiową i cisnął nim w budynek, zjechał po ścianie i padł na ziemię nieprzytomny. Dziewczyna przerzuciła nogi za głowę unikając przerąbania w pół. Stojąc na rękach wymierzyła silne kopnięcie w twarz mężczyzny ten jednak zasłonił się bronią. Mija szybko wybiła się z rąk, nie pozwalając na kontratak.
Gdy tylko wylądowała na nogach, nad nią pojawił się przeciwnik. Nie miała już czasu na unik, ustawiła więc miecz poziomo nad sobą i zaparła się mocno nogami. Mimo to uderzenie powaliło ją na kolana, a z dłoni pociekła jej krew.
Shinigami zamachnął się jeszcze raz, tym razem kierując ostrze na szyję dziewczyny. Młoda dziedziczka rodu, znów się osłoniła mieczem. Tym razem jednak nie mogła się o nic oprzeć, więc pod siłą uderzenia odleciała do tyłu, przeturlała się kilka metrów, mocno obijając sobie ciało, po czym uderzyła w barierę, która wokół miejsca dotykanego przez dziewczynę, rozbłysła jaskrawym światłem. Z gardła dziewczyny wydobył się głośny wrzask. Cudem udało jej się oderwać od bariery i uniknąć ataku topora. Zatrzymała dwa kolejne ataki, po czym przypuściła szybki atak. Kopnęła w topór mężczyzny odpychając go jak najdalej od siebie. Szybkim ruchem skierowała "Suki" w kierunku piersi przeciwnika, ten w ostatniej chwili się uchylił, a ostrze katany przebiło prawy bark. Z ust jej oponenta wyrwał się krzyk, jak najszybciej odskoczył do tyłu. Mija jednak nie pozwoliła mu się oddalić. Zniknęła w białym błysku by pojawić się dwa metry za mężczyzną. Odwróciła się spokojnie w jego stronę. Ten stał jeszcze krótką chwilę, by runąć martwy na ziemię, koło niego upadł przecięty w pół topór. Wszyscy patrzyli na nastolatkę z niedowierzaniem, zniszczenie Bankai, nie przebudzając nawet swego ostrza nie było normalne.
Dziewczyna wzięła dwa głębsze wdechy, miała wrażenie jakby oblano jej plecy żrącym kwasem.
- Odłóż miecz!- usłyszała polecenie.
Podniosła powoli głowę.
- Chyba sobie żartu...-zamilkła, gdy dostrzegła siedzącą koło jednego z napastników kobietę.
- Ayano...-szepnęła zaskoczona.
Spojrzenie dziewczyny z Ayano przeskoczyło na stojącą niedaleko kobietę.
-Yaro...!-warknęła pod nosem wściekła, rozpoznając w niej prawdopodobną przyjaciółkę Ayano. Kobieta stała rozluźniona, uśmiechając się bezczelnie. Nachyliła się nad Ayano i klepnęła ją lekko w policzek.
-Na razie, idiotko. Miło było cię zobaczyć po tylu dekadach.
Kobieta uśmiechnęła się z wyższością do Miji, puściła jej oczko, po czym zniknęła.
-Nani?-szepnęła zaskoczona Mija.
- Jeśli jej życie jest ci drogie, to odłóż miecz!- krzyknął mężczyzna, przykładając kobiecie miecz do gardła. 
-Wy dranie!- warknęła, zaciskając ze wściekłości pięści. Dostrzegła kątem oka Toshiro, który próbował się do niej przedrzeć.
Wzięła głębszy wdech i odrzuciła ostrze w bok.
- Mija!- krzyknął chłopak.
-"Co robić!? Nie mogę dać im jej zabić! Wystarczy ich jeden błąd,  bym zdążyła przyzwać Suki i zabrać stamtąd Ayano....jednak ryzyko jakie się z tym wiąże jest ogromne, ci ludzie są niesamowicie silni."
- Hitsugaya, nie podchodź! Jeszcze krok, a ona ucierpi!- wrzasnął mężczyzna, przyciskając mocniej ostrze do szyi kobiety, aż krew pociekła jej po skórze.
-Toshiro, nie zbliżaj się!
-Zwariowałaś, chcesz się dać zabić!
Wrzasnął, unikając dwóch napastników.
-Nie dyskutuj!- zagrzmiała, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Hitsugaya mimowolnie się zatrzymał, warknął cicho pod nosem i odskoczył lekko do tyłu unikając śmiercionośnego ciosu.
Ciało Miji było napięte do granic możliwości, była gotowa w każdej chwili rzucić się na pomoc Ayano, musiała jedynie poczekać na odpowiedni moment.
Dziewczyna widziała jak zbliża się do niej czterech mężczyzn z uniesionymi do ataku mieczami. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, mogli ją natychmiast zaatakować w celu zabicia, lub, co bardziej jej odpowiadało, zaprowadzić do swojego dowódcy. Starała się uspokoić oddech, była mocno zdenerwowana, pomimo swojego młodego wieku była doświadczonym Bogiem Śmierci i dokładnie wiedziała, że jeden mały błąd może kosztować i ją, i Ayano życie. Mężczyźni otoczyli ją, jeden stanął za nią i przyłożył jej katanę do szyi.
Dziewczyna wstrzymała oddech czekając na jego kolejny ruch.
- Idź do przodu i żadnych numerów bo obie stracicie głowy!- warknął na nią.
Ta spokojnie ruszyła w kierunku przywódcy grupy a co za tym idzie w kierunku swojej podwładnej.
Musiała obserwować dowódcę przeciwników jak również mężczyzn idących wokół niej, dobrze by było gdyby przewidziała moment w którym zechcą ją skrócić o głowę.
-NIE! MIJA, NIE RÓB TEGO! NIE POŚWIĘCAJ SIĘ DLA MNIE. NIE MOŻESZ ZGINĄĆ Z MOJEGO POWODU! NIE! - Ayano zaczęła wrzeszczeć, szarpiąc się.
Mężczyzna trzymający ją odsunął od jej gardła ostrze by przez przypadek sama się nie zabiła, pociągnął ją za włosy, każąc się zamknąć.
Mija wychwyciła szanse dla siebie. Gołą dłonią złapała za ostrze, odsuwając je od swojego ciała. Poczuła przeszywający ból, oraz ciecz spływającą po jej dłoni. Zwinnym ruchem uwolniła się od przeciwnika, a silnym kopnięciem posłała go na drugiego mężczyznę. W sekundę powaliła dwóch kolejnych i za pomocą Shunpo znalazła się przy Ayano. Koło niej stali już mężczyźni gotowi do zadania śmiercionośnego ciosu. Mija wystawiła rękę w bok i natychmiast w jej dłoni pojawiły się drobinki, które prawie natychmiast przeobraziły się w katanę, jednym silnym cięciem ścięła dwóm mężczyznom głowy, dwóch kolejnych odepchnęła od siedzącej kobiety. Z ran opadających na ziemię mężczyzn trysnęła pod dużym ciśnieniem krew, oblewając Ayano i Mije, zostawiając na ich jasnych kimonach ciemne plamy i zalewając włosy i twarze.
Mija rzuciła swoją kataną w nadbiegającego mężczyznę, zmuszając go do zatrzymania się, ona zaś sprawnym ruchem złapała Ayano. Miała już uciec, gdy znikąd na jej drodze pojawił się barczysty mężczyzna, zawahała się przed kolejnym krokiem, poczuła jak kolejna osoba pojawia się zaraz za nią, nie zdążyła zareagować, gdy nagle jej lewą pierś przebiło na wylot ostrze, koniec katany zagłębiło się w brzuchu Ayano, która głośno wrzasnęła.
Mija cudem powstrzymała krzyk, w ustach zebrała jej się krew z przebitego płuca, stal cudem ominęła serce. Dziewczyna wyskoczyła do przodu, wyszarpując ostrze z ciała Ayano i swojego. 
Natychmiast poczuła jak po jej ciele zaczyna dość dużym strumieniem płynąć krew.
-Shimata!- warknęła cicho, stając pod barierą gdzie położyła służkę.
Odsunęła się od kobiety i oderwała materiał kimona na wysokości kolan i przycisnęła do obficie krwawiącej rany Ayano. Szybko obtarła zalaną krwią twarz.
-Mija, a ty?
-Nie martw się, nic mi nie jest.
-Ale...
-Bywało gorzej, dociskaj tu.-wskazała na odpowiednie miejsce na opatrunku, wypluwając przy okazji nadmiar krwi z ust.
Kobieta kiwnęła słabo głową. Mirini poczuła jak kawałek za nią pojawia się Toshiro, broniąc je przed ewentualnym atakiem.
-Mija, tak bardzo mi przykro, gdybym się nie oddaliła i nie dała złapać nie byłabyś w takiej sytuacji...
-Nie przejmuj się, to nie twoja wina.
Za nim się podniosła, na jej ramieniu wylądował piekielny motyl, który jako jedyny mógł przedostać się za barierę, przekazał jej zgodę kapitana Yamamoto na przebudzenie jej katany, na jej usta mimowolnie wkradł się uśmiech.
Wstała i uważnie przyjrzała się obrażeniom swojej opiekunki. Poza głęboką raną brzucha miała wiele zadrapań, otarć i ran jakby ktoś dla zabawy ciął ją nożem.
Krew się w niej zagotowała, a otaczająca ją energia dała o sobie znać, krusząc ziemię wokół niej. Jednak jej Reiatsu prawie eksplodowało, gdy zdała sobie sprawę z jakiego powodu kimono Ayano jest całe podarte.
Kobieta widząc spojrzenie dziewczyny odwróciła głowę i wolną ręką poprawiła kimono, przytrzymując je i zasłaniając dokładniej, podrapane piersi. Mija dokładnie widziała jak ciało kobiety zaczyna drżeć.
-Zabiję!- wywarczała przez zaciśnięte zęby. Energia dziewczyny dla większości shinigami stała się nie do wytrzymania, Bogowie śmierci o mniejszej mocy padali na kolana ogłuszeni, drobinki ziemi wokół Miji zaczęły unosić się do góry, a powietrze mocno drgało.
Odwróciła się, w jej dłoni natychmiast pojawiła się Suki, ostrze bez głosowego polecenia właścicielki przebudziło się do formy Shikai.
Mija spojrzała kątem oka na Toshiro, chłopak spoglądał jeszcze na Ayano. Jak zwykle gdy był w towarzystwie jego twarz nie przedstawiała prawie żadnych emocji, jednak Mija była wstanie dojrzeć złość w jego spojrzeniu.
Chłopak spojrzał na Mije i dostrzegł jak jej niebieskie zazwyczaj oczy, płoną białym światłem.
-"Będzie nieciekawie."-przemknęło mu przez myśl.
Mija szybko odnalazła przywódcę wrogów, na początku planowała zostawić go przy życiu w celu przesłuchania, teraz jednak miała zamiar szybciej zakończyć jego żywot.
-Mija, on ma być...-Hitsugaya próbował przemówić do rozsądku dziewczynie, widząc na kim skupiła uwagę, jednak nim zdążył dokończyć jej już nie było.
Mija w sekundę znalazła się przed swoim celem, silne uderzenie mieczem odrzuciło mężczyznę do tyłu o kilka metrów, zamaskowany runął na ziemie lekko ogłuszony, nim zdążył zorientować się co się wokół niego dzieje, czarnowłosa stała już nad nim z zimną furią wymalowaną na twarzy.
Większość ludzi patrzyło na to z niedowierzaniem, praktycznie każdy znał Mije jako uroczą panią porucznik, wiecznie uśmiechniętą i pomocną, każdy wiedział również jak ta dziewczyna jest opanowana, zawsze spokojna, karna nikt nie słyszał by kiedyś nie wykonała jakiegokolwiek rozkazu, była również wymagająca względem swoich podwładnych, lecz łaskawie podchodziła do ich błędów, pod warunkiem, że nie wynikały z lenistwa lub z niesubordynacji, których nie tolerowała. Teraz zaś drobna piętnastolatka atakowała z furią i żądzą mordu w oczach to dla większości był nowy widok, tym bardziej, że dostała rozkaz pojmania go żywcem.
-Mija, uspokój się!- zawołał na nią Toshiro.
Dziewczyna jednak była tak zaślepiona furią, że nie słyszała nawoływań przyjaciela.
-MIJA!- wrzasnął jeszcze raz, unikając kilku ataków. Powalił dwóch mężczyzn, chciał jak najszybciej dostać się do dziewczyny by przywrócić ją do porządku, jednak wokół było wciąż zbyt dużo przeciwników.
-Kuso!- warknął.
Mija atakowała raz za razem, każde cięcie powodowało wybuchy energii skumulowanej w ostrzu.
Przeciwnik po raz kolejny cudem uniknął śmierci.
-Co z tobą jest nie tak?!-wrzasnął.-Trucizna już dawno powinna cię zabić!- głos mężczyzny rozniósł się po całym placu.
Mija zesztywniała.
-Trucizna?- szepnęła.
Mężczyzna wykorzystał moment i sypnął dziewczynie w twarz piachem. Gdy tylko straciła na moment możliwość widzenia, dowódca wrogich sił przypuścił atak, nie spodziewał się jednak, że oślepiona z taką łatwością zablokuje jego atak. Płynnymi ruchami blokowała wszystkie ataki, po czym kopnęła mężczyznę w brzuch. Przetarła obolałe oczy i rozejrzała się. Dopiero teraz dostrzegła jak zniszczyła okolice.
-Trucizna.- powtórzyła.- "Kiedy mieli by mi ją zaaplikować?"
Otworzyła szerzej oczy i spojrzała na ranę na swojej lewej piersi.
-Wtedy! O Boże, Ayano!
Odwróciła się w stronę kobiety i nie zwracając uwagi na podnoszącego się mężczyznę, ruszyła w stronę kobiety. Już z odległości kilkunastu metrów, była wstanie stwierdzić, że coś jest nie tak. Ciało kobiety było całe pobladłe i drgało w konwulsjach.
-Nie...-szepnęła, dobiegając do niej.
Z ust kobiety płynęła stróżka śliny, zabarwionej krwią.
-Ayano! Ayano!
Kobieta jednak nie reagowała.
-Mija!
Dziewczyna poderwała głowę na Hitsugaye.
- Jeśli ona ma przeżyć, musimy to zakończyć!
Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na ledwo żywą kobietę, poderwała się z ziemi i ruszyła na przeciwników.
Toshiro również natychmiast zaatakował, tym razem jednak przeciwnicy nie dali się tak łatwo i skutecznie odpierali pośpieszne ataki.
Toshiro został otoczony przez dziesięciu postawnych mężczyzn, radził sobie dobrze, jednak wrogów było zbyt wielu.
-Toshiro! Plan B!
-Ale nie skończyliśmy jeszcze treningu...!
-Nie mamy czasu się z nimi bawić!
Hitsugaya cudem uniknął ucięcia głowy, postanowił ten jeden raz się nie sprzeczać z dziewczyną.
-Bankai! Dairugen Hyōrinmaru!
Wszyscy zdębieli gdy zobaczyli jak lód zaczyna pokrywać jego ciało.
Hitsugaya ciął ostrzem z którego wydobył się olbrzymi lodowy smok, który zamrażał wszystko co dotknął.
Mija musiała cofnąć się do Ayano, gdyż napastnicy za wszelką cenę chcieli ją wykończyć.
Pomimo, że w jej głowie panował zupełny mętlik, na zewnątrz nic nie dawała po sobie poznać. Pomimo że jej ciało na ataki reagowało jedynie dzięki wytrenowanemu instynktowi, wyglądała wciąż jakby tańczyła, wszystkie ataki blokowała z łatwością. Jednak wszystkie jej myśli pędziły do umierającej przyjaciółki.
-*SKUP SIĘ! CZYM DŁUŻEJ SIĘ BAWISZ TYM ONA MA MNIEJSZE SZANSE NA PRZEŻYCIE!!!
Mija odwróciła głowę w stronę głosu.
-Suki...-szepnęła, widząc siedzącą na trawie piękną kobietę, ubraną w białą suknię. W jednej chwili w jej czarnych jak noc oczach pojawiła się biała pionowa pręga jakby u demona, a jej suknia zmieniła kolor na czarny.
Mija mrugnęła, a jej już nie było. Jej Zanpakuto przekazało jej prostą wiadomość, miała przebudzić w końcu Bankai.
-Bankai! Korosu shi no Megami!(zabijaj, Boże śmierci)
Wokół niej nagromadziły się duże ilości energii, która po chwili wsiąknęła w kryształ ostrza, który zmienił kolor z białego na czarny, podobnie jak rękojeść która zamieniła się kolorami ze wstążkami, swój biały kolor, na czarny kolor wstążek.
Przebudziła swój miecz w idealnym momencie, gdyż trzech przeciwników zdołało się przedrzeć do Ayano.
Mija znikąd pojawiła się za mężczyznami i zacięła wszystkich trzech ostrzem. Ci zesztywnieli, złapali się za twarz i zaczęli chwiać.
-Co ty zrobiłaś?!-wrzasnął jeden.-Nic nie....
Nie zdążył dokończyć, Mija drugim ruchem pozbawiła wszystkich trzech żyć.
Pani porucznik odwróciła się do pozostałych przeciwników, ci cofnęli się o krok, najwyraźniej nie rozumieli co się stało ich towarzyszą, podobnie zresztą jak wszyscy inni, nie licząc Hitsugayi.
Ten zaś bez większych przeszkód zamrażał wszystkich którzy odważyli się do niego zbliżyć, po czym przecinał ich wpół.
Mija za pomocą shunpo szybko zadawała pojedyncze cięcia, które zupełnie niszczyły obronę przeciwnika.
Po pierwszym ciosie dziewczyna natychmiast zabijała przeciwnika, by ten nie zdążył poinformować pozostałych jak działa jej Bankai, jednak jednego nie zdążyła, chłopak w momencie zadania ciosu odskoczył i dziewczynie nie wystarczyło czasu by móc go wykończyć.
-Aaaaa!- wrzasnął.- Nic nie widzę, moje oczy...!
Mija doskoczyła do niego i przeszyła go kataną.
-Nie dajcie się zaciąć, jej ostrze pozbawia wzroku!
-Gdyby tylko.-szepnęła pod nosem z uśmiechem.
Pomimo ostrzeżenia dowódcy, walczący nie byli wstanie nic zdziałać przeciw dziewczynie.
Bankai Miji nie sprawia, że porusza się szybciej niż wcześniej, ani nie ma więcej siły, musi wykonać taką samą pracę do zadania ciosu co wcześniej, jednak uaktywnienie przez nią Bankai było wystarczającym ciosem mentalnym by ich wiara w swoje możliwości się posypała.
Mija zadawała celne cięcia zabijając jednego za drugim.
Nie minęło dziesięć minut gdy większość leżała pozbawiona życia w kałuży własnej krwi.
Mija zachwiała się na nogach. W końcu utrata tak dużej ilości krwi dała o sobie znać. Przycisnęła dłoń do krwawiącej piersi i próbowała utrzymać równowagę.
Przed nią stanął przywódca z uniesionym do walki trójzębem. 
-"Cholera, ten też ma Bankai."
Wszystkie trzy ostrza były naostrzone również po bokach, dodatkowo ciekła z nich trucizna, jednak nie tylko na ostrza trzeba było uważać. Z ciemnej rękojeści wystawały ostre kolce, którymi też można się było nieźle poharatać.
Mija wzięła głęboki wdech, czuła jak z każdą kroplą krwi opuszcza ją energia. Spojrzała kątem oka na Toshiro. Chłopak wykańczał już ostatnich przeciwników, więc zaraz przyjdzie jej z pomocą.
-Czego konkretnego ode mnie chcecie?- spytała, przygotowując się do ataku.
- Informacji z twojej klanowej biblioteki.
-Moja biblioteka jest święta nie macie na co liczyć.
-Dostęp załatwimy sobie sami.-warknął wściekły.
-Raczej ty sobie załatwisz.- powiedziała, wskazując głową na pozabijanych ludzi.
Mężczyzna natychmiast zaatakował.
-Do twojej biblioteki można się bez twojej zgody dostać tylko w jeden sposób, czyż nie?
Dziewczyna zesztywniała, zdając sobie sprawę o czym mówi mężczyzna. Ten wykorzystał okazję i silnym kopnięciem posłał dziewczynę na ziemię cztery metry dalej.
-Wraz ze śmiercią głowy klanu, pieczęć pozwalająca otworzyć drzwi biblioteki przechodzi na innego członka, jednak co się stanie gdy śmierć poniesie ostatni członek rodu?
Wszyscy wokół słuchali uważnie słów mężczyzny.
-To proste prawda, Mirini- Fukutaicho?
Mija drgnęła słysząc swój tytuł.
-Gdy cię zabiję wystarczy kilka kropel twojej krwi, które po kontakcie z drzwiami zdejmą barierę. Wasza biblioteka jest zbyt słabo chroniona, tyle niebezpiecznych technik które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a w rzeczywistości wystarczy cię zabić by mieć do nich pełen dostęp.
-Yaro!-warknęła, wstając.- Chodź i sprawdź czy ten sposób ochrony w rzeczywistości też jest taki marny jak mówisz.
Nim mężczyzna zdążył na nią ruszyć, ona oderwała długie rękawy kimona. Gdy materiał drugiego rękawa opadł, walczący ze zgrzytem skrzyżowali ostrza.
Mija walczyła spokojnie, z jednej strony czuła, że jeden błąd może ją kosztować życie, z drugiej zaś nie miała żadnych problemów z blokowaniem ciosów.
Pozwoliła by trójząb przeciwnika znalazł się niebezpiecznie blisko jej twarzy by zaciąć go w nogę.
Tan zachwiał się i zasłonił wolną dłonią twarz. Mija zamachnęła się mieczem by go powalić jednak cios został zatrzymany, a dziewczyna musiała odskoczyć by ominąć kopnięcie.
-Nie tylko ty potrafisz walczyć bez patrzenia.-zaśmiał się, odpychając dziewczynę od siebie kilkoma silnymi ciosami. 
-Niech cię szlag.- warknęła.-Nie mam czasu się z tobą bawić.
Zaatakowała znowu, jednak tak jak wcześniej mężczyzna zablokował cios.
-Kim jesteście i jak się dostaliście do Seireitei?
-Nie pamiętasz mnie, to takie dla mnie smutne, Fukutaicho-sama, nie dawno przecież rozmawialiśmy. Jak się tu dostaliśmy? Byliśmy tu cały czas.
Mija drgnęła.
-"Znam go? Ale skąd? Skoro tu byli, wszyscy muszą być zdrajcami." -rozglądnęła się po placu, leżało tu przynajmniej siedemdziesiąt osób.
-Dlaczego? 
-Co?- spojrzał na nią zdziwiony.
-Dlaczego zdradziliście? Wasze umiejętności są niesamowite, gdybyście je ujawnili moglibyście zasiadać na szczycie.
-My nie chcemy zasiadać na szczycie, chcemy zniszczyć to miejsce, bo ono jest złe. Kapitanowie i porucznicy mogą robić co chcą, a reszta jest traktowana jak narzędzia.
-Co ty....
-Nie każdy tak traktuje swoich podwładnych, tak? Niektórzy są inni, tak?
-Tak.
-Ty taka jesteś, prawda? Nie krzywdzisz swoich podwładnych, dbasz o nich, nie traktujesz jak broń...
-Do czego zmierzasz?- spytała, blokując kolejny atak.
-Starasz się dobrze traktować, swoich ludzi nie tak jak niektórzy kapitanowie, prawda?
-....może.
Zablokowała kolejny atak, była milimetry od kolejnego zacięcia mężczyzny ale ten się uchylił.
-Ale ci nie wychodzi. Traktujesz tych niższych rangą tak samo źle jak pozostali.
-Nani?- warknęła.
-Bredzę, nie? Nie mam racji? A czym się przejęłaś bardziej? Śmiercią Uchiby czy jego podwładnych, a może się mylę i potraktowałaś ich na równi.
Mija otworzyła szerzej oczy. Ten człowiek miał rację, zawsze stara się traktować swych ludzi na równi ze sobą. To prawda, że im rozkazuje, ale jakby tego nie robiła zapanowałby w oddziale chaos i więcej ludzi by zginęło. Ale prawdą też było to że w ogóle nie pomyślała o podwładnych kapitana Uchiby, nie interesowało ją, że zginęli, nie interesował ją fakt że zginęli dokładnie tak samo jak kapitan, że zginęli w tej samej sprawie. Może mieli rodziny, ale ją to nie obchodziło, interesował ją tylko fakt, że stracili kapitana, co z tego, że zginęło tam również dwanaście innych osób. 
-...kuso!- jęknęła gdy mężczyzna odepchnął ją, na kilka metrów do tyłu, silnym kopnięciem w twarz. Padła na ziemie, nim zdążyła zrozumieć co się stało, mężczyzna znów atakował. W ostatniej chwili zdążyła obrócić się na bok, tak że mężczyzna zamiast przebić jej brzuch na wylot wbił trójząb w ziemię. Dziewczyna płynnym ruchem, przejechała ostrzem po brzuchu mężczyzny zostawiając płytką ranę. Ten jęknął cicho i zaczął się chwiać.
-Masz rację, jestem równie żałosna co oni.-szepnęła cicho, tak by nikt nie usłyszał.
Zacięła mężczyznę jeszcze cztery razy, natychmiast stracił w pełni świadomość tego co dzieje się w koło.
Bariera natychmiast pękła a medycy wybiegli przed grupę by zająć się rannymi.
Kilku pobiegło natychmiast do Ayano, kilku sprawdziło, że Hitsugaya ma tylko kilka zacięć i nie potrzebuje pomocy i pięciu pozostałych pobiegło do pani porucznik.
-Mirini-Fukutaicho, proszę dać się opatrzyć. Twoje rany są poważne...
-Nic mi nie jest, zajmijcie się Ayano.
-Ale twoja rana i ta trucizna, musimy zabrać cię do szpitala.
-Nie potrzebuję pomocy. 
Wciąż patrzyła na mężczyznę. Ukryła miecz w pochwie na plecach i uklękła przy nim jednym ruchem zdjęła mu maskę. Przymknęła oczy, był to mężczyzna którego spotkała, w dziesiątym oddziale po wyjściu z gabinetu Rangiku. 
-Fukutaicho, rozumiem twój upór, ale...
Mężczyzna zamilkł, czując dłoń na ramieniu. Obejrzał się za siebie i dostrzegł Aizena.
-Aizen-taicho? Proszę przekonać panią porucznik by...
-Przykro mi, ale nie mam takiej mocy by przekonać ją do pójścia do szpitala. Nie martwcie się, nic jej nie będzie. Osobiście zajmę się jej ranami.
-Skoro tego sobie życzysz, Taicho. Niech będzie.
Mężczyzna oddalił się szybko.
-Opanowaliście Bankai i mi nie powiedzieliście.
-Sumimasen(zależy od kontekstu, w tym przepraszam), Taicho. Chcieliśmy go w pełni opanować i później ci powiedzieć.-mruknęła, wciąż nie odwracając wzroku od leżącego mężczyzny.
-Sokka. Sui-Feng, jak rozumiem zajmiesz się naszym więźniem. My pójdziemy opatrzyć ich rany i później złożymy raport.
-Powiedziała, że nie jest na tyle ranna by iść do szpitala.
-Owszem nie jest na tyle ranna by iść do szpitala, ale to nie znaczy, że ran nie trzeba opatrzyć.
-Pośpieszcie się z raportem, to nie do pomyślenia, że bez rozgłosu taka grupa zdrajców mogła namieszać w Seireitei.- podszedł do nich Ukitate.- Świetnie się spisaliście Mija-san, Toshiro-san.
-Arigatou, Taicho.- powiedzieli.
Shinigami z drugiego oddziału podnieśli nieprzytomnego i ruszyli za swym kapitanem.
-Sui Feng- Taicho-sama!-zawołała za nią Mija.
Ta odwróciła się do dziewczyny.
-Co?-spytała zimno.
Dziewczyna wyjęła z rękojeści miecza buteleczkę, którą podała kobiecie.
-Normalnie obudziłby się za kilka godzin, jeśli będzie pani potrzebować by obudził się szybciej, proszę nalać na jedną z ran kilka kropli.
-Jasne.-wzięła pojemniczek.
-Proszę o szybki zwrot, jest mi potrzebna.
Kobieta kiwnęła głową i zniknęła ze swymi ludźmi. Pozostali członkowie drugiego oddziału zaczęli zbierać ciała zabitych. 
-My też idziemy, Mija. Zaraz się tu wykrwawisz.
-Hai, Taicho, muszę tylko dowiedzieć się, co z Ayano.
-Trafiła do szpitala, dzisiaj i tak już nic więcej się nie dowiesz. Pójdziesz tam zaraz po opatrzeniu twoich ran i zdaniu raportu.
-Hai, Taicho.