Translate

poniedziałek, 7 września 2020

Rozdział 27



– Nie rozumiem jaki jest sens tego treningu. – zirytował się Nitori, przewiązując żółtą wstążkę przez pas. – To jest bez sensu!
– Sam jesteś bez sensu! To, że czegoś nie pojmujesz nie oznacza, że jest to bez sensu. Sterczysz tylko i narzekasz jak stara babcia! – warknęła Mija, piorunując mężczyznę wzrokiem.
– Ja? Stara babcia?! – krzyknął. – Ty...!
– Przestaniecie?! Zachowujecie się jak małe dzieci! Och, wybacz, Taicho... – zmieszała się Misaki, przeczesując czerwone włosy i poprawiając białą wstążkę.
         Nitori wybuchł głośnym śmiechem. Drwiąc sobie z dziewczyny.
– Masz, kretynie cholernie niedojrzałe metody ukazywania sympatii. – prychnęła Nala.
– Sympatii? Ona mnie denerwuje jak mało kto!
– I wzajemnie!
– Możemy zacząć? – spytał Tora, mając również żółtą przepaskę.
– Nie chcę żółtej przepaski! – warknął Nitori.
– Wybacz, że nie pasuje do twojego wyglądu. Różowe nie były dostępne. – prychnęła Mija mijając go.
– Coś powiedziała?!
          Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie minimalnie nie zwracając na niego więcej uwagi. Stanęła przed grupą Shinigami, których zwołała na trening. Zerknęła na Porucznika próbującego uspokoić Nitoriego i resztę głównych oficerów, patrzących na nich z rozbawieniem. Poza nimi było tu również dwoje 11 i troje 12 oficerów wraz ze swoimi podwładnymi. Łącznie ponad 60 osób.
– Zaczynajmy. Zobaczymy jak to wyjdzie. Jak się okaże to bez sensu, to będzie lekcja na przyszłość. – posłała wymowne spojrzenie czerwonowłosemu. – Jest pięć grup, odznaczających się kolorem wstążki. Za chwilę każdy z was zabierze shinai. – wskazała głową na bambusowe miecze treningowe w koszach. – Wymieszacie się między siebie. Będę wskazywać kolor. Kolor lub kolory, które wymienię będą się bronić, nie wolno im atakować. Pozostali atakują. Nie wolno atakować osób z innym kolorem szarfy niż wymieniony.
– I tyle? – prychnął Nitori. – Myślisz, że sprawi nam to problem?
– Weź shinai i się przymknij. Schodzą z pola broniący, którzy zostaną trafieni lub przez pomyłkę zaatakują i atakujący, którzy zaatakują zły kolor. Bądźcie łaskawi i nie oszukujcie. W ramach obrony można kogoś odepchnąć kopnięciem, lub uderzeniem, jednak nie można uderzać shinai w ciało. Jest ktoś kto nie potrafi shunpo?
– Wszyscy tutaj je znają. – wtrącił Asashi. – U niższych oficerów trochę takich szeregowców się trafi, ale to sami nowicjusze, więc niebawem powinni to uzupełnić.
– Rozumiem. Jak do nich dojdę to o tym pomyślę. Na teraz shunpo można wykorzystywać jedynie do zejścia z placu. W czasie walki nie wolno. Bierzcie shinai i się ustawcie jakoś.
– Jak często będziesz zmieniać kolor? – spytała Nala.
– Jak mi się przypomni. – uśmiechnęła się lekko. – Gotowi?
          Wszyscy stali, spoglądając po sobie, próbując zapewne rozeznać się kto ma jaki kolor przepaski.
– Zaczynamy! Fioletowy.
          Asashi odepchnął od siebie natychmiast Nanami i Azuri. Obrócił się i zablokował atak szeregowca. Mężczyzna ustawił się gotowy do ataku i w połowie ruchu przypomniał sobie, że nie może atakować. W ostatniej chwili wyskoczył do góry, unikając kolejnego ataku. Skupiła wzrok na Nitorim, który z łatwością usuwał kolejne osoby z fioletowymi wstążkami. Uśmiechnęła się lekko, widząc jak szeregowiec zablokował przy ziemi ostrze jednego z oficerów a Nitori rzucił się na niego z góry.
– Żółty!
          Nitori zesztywniał w locie. Mężczyzna przed nim jak na szeregowca zareagował bardzo szybko. Odblokował shinai właściciela fioletowej przepaski i obrócił się wokół własnej osi, tnąc na wysokości piersi Nitoriego. Mężczyzna zablokował cios, jednak kolejnego nie zdołał. Oficer na którego wcześniej czyhał przyłożył mu ostrze do piersi.
– Co? – stanął zszokowany.
– Nitori! Schodzisz! – zawołała do swojego oficera.
– Zrobiłaś to specjalnie! – warknął.
– Możliwe. A co? Nie potrafisz dostosować się do nagłych sytuacji, oficerze? Schodź i nie przeszkadzaj!
– Jesteś wredną małpą.
          Mężczyzna wylądował koło dziewczyny i posłał jej ostre spojrzenie.
– Sporo osób mi to mówi. – uśmiechnęła się lekko. – Zbyt skupiasz się na jednym celu. Nie widzisz nic dokoła.
– Nie prawda.
– Wiedziałeś, że w każdej chwili mogę zmienić kolor. Wiedziałeś, że nie możesz zaatakować kogoś kto ma kolor inny niż wymieniony. Powinieneś być gotowy na każdą sytuację.
– To dziwne. – usłyszeli. Odwrócili się i zobaczyli Torę, idącego w ich stronę.
– Ty też? – prychnął Nitori.
– Moja ręka sama się poruszyła nim ogarnąłem, że nie mogę atakować. – zaśmiał się zmieszany, drapiąc się po karku. – Przy tylu osobach, to nie jest takie łatwe jak się wydaje.
 Biały! – zawołała, patrząc na Niko z trudem uciekającą przed Misaki.
          Niko z miejsca wyskoczyła do przodu, celując w pierś Misaki, która nie zdążyła unieść broni.
– Zielony!
          Dziewczyna nie zdążyła wyhamować i czubek broni ugodził Misaki w brzuch. Obie stały chwilę zszokowane.
– Taicho! – krzyknęła blondynka. – To niesprawiedliwe!
– Życie jest niesprawiedliwe. Skup się! – odkrzyknęła. – A ty Misaki pobudka! Na co czekasz?
– Gomen! – natychmiast zaatakowała najbliższą osobę z zieloną szarfą.
– To zaskakujące jak ciężko się skupić w takim tłumie. – stanęła koło nich Nala.
– Kto cię zdjął? – spytał Tora, patrząc na jej zieloną szarfę.
– Chciałam uciec od Asashiego i nadziałam się na Yosuke. – mruknęła zarumieniona.
– Niebieski i żółty! – wszyscy stanęli na ułamek sekundy skołowani a po ułamku sekundy pięć osób w najbliższym otoczeniu Asashiego zeszło z pola treningowego. Mężczyzna obrócił się a wszystkie osoby z niebieskimi szarfami, których zostało najwięcej na placu zaczęli się cofać. Porucznik ściągał jednego za drugimi aż stanął przed Azumą i Asari, którzy świetnie sobie radzili, broniąc swoje plecy. Asari obróciła się w jego stronę, przygotowując się do obrony. Mija miała zamiar zmienić kolor, ale się wstrzymała.
– Uważaj! – zawołał Azuma.
          Asari odwróciła się, ale było za późno. Była tak skupiona na Asashim, że nie zauważyła niepozornego szeregowca, który właśnie przyłożył jej czubek broni do brzucha.
– Sumimasen! – zawołał przerażony chłopak.
– Nie przepraszaj tylko się ciesz, idioto! – prychnęła dziewczyna.
          Klepnęła go w ramię i zeszła z placu.
– Ale wstyd. – ukucnęła przy nich, chowając twarz w kolanach.
– No trochę.
– Mija! – uniosła zaczerwienioną twarz.
– Żartuję. - zaśmiała się. – Czas chyba kończyć. Za mało ich już. Dobra! Wystarczy! Zaczniemy jeszcze raz!
           Wszyscy podeszli do niej, dysząc ciężko. Asashi rozglądał się po ludziach, po czym uśmiechnął się lekko.
– Całkiem niezły ma to sens. – spojrzał na nią z uznaniem.
– To jeszcze nie koniec. To pierwszy stopień.
– Stopień?
– Zaraz się dowiesz.
– Ej, moment. Muszę przyznać, że jest to ciekawe. Poszło nam słabo. – prychnął Nitori.
– No z oficerów wyleciałeś jako pierwszy.
           Mężczyzna spiorunował ją wzrokiem, ale odetchnął głęboko i uśmiechnął się lekko.
– Masz rację, Taicho. Poszło mi słabo. Może pokarzesz nam jak to się robi.
           Dziewczyna uniosła zdziwiona brew, patrząc na Torę, który szybko podchwycił pomysł i rzucił jej żółtą wstążkę.
– Niech wam będzie. Jedna tura i wracamy porządnie do treningu.
– Trening z tobą nie będzie porządny, więc faktycznie się pośpieszmy.
          Nanami parsknęła śmiechem, który szybko postarała się ukryć za zasłoną kaszlu. Widząc jednak spojrzenie niebieskich oczy swej Kapitan natychmiast się zarumieniła.
– Nie wytrzymam z wami. – westchnęła.
– Asashi, poprowadzisz? – spytał Azuma.
– Nie. Niech Nitori prowadzi. – wtrąciła Kapitan.
          Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ściągając swoją wstążkę.
– Więc zaczynajmy!
– Jesteś pewna? – podszedł do niej Asashi. – Na pewno będzie chciał ci dogryźć. Nitori już taki jest.
– Też taka jestem.
          Zostawiła za sobą Porucznika i weszła między ludzi. Widziała z rozbawieniem jak każdy patrzy na nią z niepokojem i stara się stanąć jak najdalej od niej.
– Okej! Zielony!
           Rozejrzała się wokół siebie i skoczyła do przodu i ścięła od razu jedną osobą. Uśmiechnęła się do niego nim załamany odskoczył. Parsknęła krótko, widząc, że wszystkie zielone szarfy od niej uciekły.
– Biały!
           Usłyszała wołanie Nitoriego. Spojrzała w jego stronę zastanawiając się co on knuje. Doskoczyła do pięciu osób z białą wstążką, które zgromadziły się razem by łatwiej się bronić. Zdjęła wszystkich bez żadnego problemu i skoczyła do kolejnego. Już miała zadać cios, gdy usłyszała znów głos oficera.
– Niebieski!
             Uśmiechnęła się lekko pod nosem, cofając shinai do swojego ciała. Odbiła się z prawej nogi zaraz przed mężczyzną i wyskoczyła w powietrze, robiąc salto nad jej niedoszłą ofiarą. Wylądowała i zobaczyła patrzącego w jej stronę Azumę. Skrzywił się, gdy dziewczyna ruszyła w jego stronę. Sparował jeden atak i drugi, trzeci był jednak tak silny, że shinai zatrzeszczały niebezpiecznie a broń Azumy odbiło się do góry. Cięła z boku, by trafić w brzuch mężczyzny.
– Żółty!
          Jej ostrze zatrzymało się dosłownie milimetry od ciała oficera.
– Yaro! – warknęła, odskakując od mężczyzny, który natychmiast skoczył za nią, zadając niezwykle celne cięcia. Mija zesztywniała, wyczuwając za sobą kolejną osobę. Podbiła broń Azumy i kopnięciem odrzuciła od siebie, posyłając go na kilka innych ludzi. Obróciła się w powietrzu i zatrzymała atak Azuri, która natychmiast wymierzyła silne kopnięcie w jej twarz. Mija uniosła rękę i zatrzymała kopnięcie. Złapała dziewczynę za materiał na piersi i rzuciła nią w powietrze, by w kolejnej chwili blokować kolejny atak Azumy. Odetchnęła, głęboko i odepchnęła od siebie mężczyznę. Cięła w bok i wytrąciła ostrze z rąk szeregowca, który stanął zszokowany i patrzył na nią wielkimi oczami.
– Zmieni kolor i czym będziesz się bronił? – kiwnęła mu głową w stronę leżącej broni treningowej.
– Ja.... Hai!
          Uniosła broń i zatrzymała atak Misaki, po czym podskoczyła, stając na ostrzu dwunastego oficera i przyciskając je do ziemi. Odsunęła się lekko, wyczuwając kolejne źródło energii za sobą. Misaki skoczyła na nią, celując w jej pierś. Pozwoliła by drewniane ostrze zjechało po jej broni i się pochyliła. Misaki przeleciała nad nią, a jej ciało podcięło czerwonowłosej nogi. Ku zaskoczeniu wszystkich koniec ostrza zatrzymał się na piersi Fumiko, która zamierzała się na plecy swej Kapitan. Obie kobiety wylądowały na ziemi.
– Misaki wypadasz.  – usłyszeli głos Nali.
– Co? Ale... Ja jej nie zaatakowałam, to był wypadek!
– Wyjaśnij to Fumiko. Właśnie przebiłaś jej płuco. – Mija uśmiechnęła się rozbawiona.
           Uniknęła ciosu, robiąc krok w bok i kolejny kucając.
– Azuri, atakujesz bez zastanowienia. Ten pajac nie zmieni koloru, ale jeśli by to zrobił nie wyhamujesz a i z obroną miałabyś problem.
           Dziewczyna niezbyt się przejęła i znów zaatakowała. Uśmiechnęła się lekko, mierząc się z dwoma zupełnie różnymi osobowościami. Azuri wybuchowa, agresywna i gwałtowna, oraz Nala spokojna, wyważona i skupiona. Zwinnie unikała ich ataków. Obróciła głowę i zobaczyła szarżującego na nią Azumę. Podskoczyła, kopiąc w dłonie Azuri, wytrącając jej miecz z dłoni, jednocześnie zwinnym ruchem ostrza wytrąciła broń z rąk Nali. Obróciła się w powietrzu i zablokowała cios Azumy.
– Nitori! W tym zadaniu chodzi o to by jak najczęściej zmieniać kolor. Zdążyliśmy już usunąć z pola wszystkich żółtych, poza Miją. Skup się na swoim zadaniu a nie na pokazywaniu swojemu Kapitanowi jakim jesteś idiotom, albo zmień się z kimś bardziej kompetentnym. – zawołał ostro Asashi.
           Nitori prychnął zirytowany, po czym uśmiechnął się z wyższością.
– Fioletowy!
           Azuma od razu do niego doskoczył i wymierzył silne cięcie, krzyżując z porucznikiem broń. Mija doskoczyła do niego i cięła go po brzuchu.
– Kuso! – sapnął, prostując się. – Zabiję go!
– Skupiłem się na zadaniu! Naucz się przegrywać! – zawołał Nitori, widząc jednak niezbyt przyjemną minę mężczyzny krzyknął jedynie "niebieski" i uciekł.
           Nim Azuma zdążył zareagować Mija przyłożyła mu ostrze do gardła, eliminując.
– Niech to...
– Prowadzący uciekł, więc kończmy. Okej! Jeszcze raz od nowa! Asashi! Nitori! Wracać!
            Po chwili zobaczyli, przepychających się w wygłupach mężczyzn. Mija kręcąc rozbawiona głową zdjęła swoją przepaskę.
– Skoro macie tyle energii, to nieco utrudnijmy. Będziecie reagować na więcej sygnałów.
– To znaczy?
– To znaczy, że będziecie reagować na kolory wam przypisane i żółci są wodą, biali kwiatem, niebiescy kamieniem, zieloni słońcem, fioletowi liściem.
– Czyli na tych samych zasadach tylko z nowym zawołaniem?
– Dokładnie. – uśmiechnęła się rozbawiona. – Gotowi? Woda!
             Wszyscy stali chwilę spięci, po czym ruszyli. Mija śmiała się, widząc kilka osób, które zapomniały jaki kolor pasuje do wody i schodzili załamani po uświadomieniu sobie, że zaatakowali złą osobę.
– Niebieski! – wszyscy bez większych problemów zaatakowali odpowiednie osoby, ale Mija nie zamierzała im ułatwiać. – Kamień!
           Stanęli lekko ogłupiali, nie wiedząc kogo atakować. Nim połapali się kto jest kim, to większość wcześniej atakowanych niebieskich zdążyła już uciec i na nowo przygotować się do walki. Spojrzała na Fumiko i Asashiego, stojących koło siebie i uśmiechnęła się lekko.
– Liść!
          Asashi nie skojarzył wystarczająco szybko, że chodzi o niego i Fumiko przyłożyła mu broń do żeber.
– Pokonany. – westchnął i odskoczył by wylądować koło swej Kapitan. – Skąd wiedziałaś, że sprawi nam to taki problem?
           Wzruszyła ramionami, wciąż przyglądając się ćwiczącym.
– Nie rozumiem dlaczego tak trudno nam to przychodzi.
– To na początku normalne. Obojętne co nie powiem wokół siebie masz przyjaciół. W czasie walki nie musisz aż tak się zastanawiać kto jest towarzyszem a kto wrogiem. To widać. Po wyglądzie, nastawieniu. Tu zmienia się wszystko zbyt szybko. Najpierw widzisz towarzysza, potem zwracasz uwagę na szarfę. Ciężko jest od razu się wczuć. Choć już widzę efekty.
– To znaczy?
            Wskazała mu głową na Nitoriego.
– Co z nim? Walczy jakoś koślawo. – stwierdził, przyglądając mu się zdziwiony.
– No właśnie. Waha się, zastanawia. Nie ma w nim jeszcze odpowiedniej płynności i szybkości ale po jednej porażce przestał szarżować jak głupi. – uśmiechnęła się lekko.
          Asashi spojrzał na nią zdziwiony po czym uśmiechnął się lekko.
– Co tak patrzysz?
– Nic. Nadal trudno mi uwierzyć, że prawie od tak przekonałaś wszystkich do siebie.
– Też jestem w ciągłym szoku. – zaśmiała się. – Kamień!
           Zrobiło się małe zamieszanie, ale większość dość płynnie zaatakowało osoby z niebieskimi szarfami.
– Azuri ma problem z tymi zmianami. Spina się przy każdej zmianie i raczej patrzy na innych kogo atakują niż sama analizuje.
– Źle się czuje w dużym tłumie.
– Nie rozumiem.
– Nie wiem dlaczego teraz ma problem, ale porozmawiam z nią później. Tobie pewnie jeszcze nie ufa na tyle by zacząć temat.
– W porządku. Przytrafiło jej się coś strasznego.
          Mężczyzna spojrzał na nią uważnie nic nie mówiąc.
– Mówiłam wam, że zaczepili ją kretyni z dwunastki. Mimo znaczącej przewagi w mocy była kompletnie przerażona. Musiałam interweniować by w swojej obronie ich nie zabiła. Bała się mimo, że nie miała czego. Teraz też czuję, że jest na granicy paniki. Nie jest wstanie sama myśleć przez ten stan w jakim jest, więc skupia się na tym co robią inni. To nie jest do końca złe, ale ma warunki i możliwości na coś większego.
           Mężczyzna westchnął ciężko.
– Azuma wspominał, że jesteś zbyt spostrzegawcza.
– W naszym życiu spostrzegawczość nigdy nie jest wystarczająco rozwinięta.
– Masz rację. Kiedyś z tobą porozmawia.
– Bywaliście w moim domu przed śmiercią moich bliskich?
– Dlaczego o to pytasz?
– ... Moi rodzice i brat byli w tym oddziale. Dotąd nie miałam z wami żadnego kontaktu, poza kilkoma razy, gdy widziałam jak mnie obserwujecie. Jednak mam wrażenie, że Azuri widziałam już wcześniej.
– ... To też jest kwestia o której może z tobą porozmawia. – powiedział po chwili wahania.
– Taicho!
            Obydwoje obrócili się do tyłu i przy wejściu do sali zobaczyli strażnika głównego wejścia do bazy.
– Co jest?
– Hitsugaya Taicho przybył do ciebie.
– Jestem zajęta.
– Mówi, że to bardzo ważna sprawa i nie może ona czekać.
         Westchnęła ciężko.
– Upierdliwiec. Asashi pomęczysz ich tu?
– Hai!
– Wątpię by przychodziłby tu po coś co zajmie mniej niż godzinę. Wymyśl jeszcze jakieś sposoby opisu ich. Tylko zapamiętaj je i daj mi znać. Będziemy zwiększać ich liczbę aż sami się pogubimy.
– Jesteś straszna.
– Wiem. – zaśmiała się ruszając do wyjścia. – Ja ne!
          Skierowała się w stronę swojego gabinetu. Już z daleka widziała białą czuprynę chłopaka, opierającego się o drzwi.
– Czego chcesz?
– Nie widzieliśmy się dwa tygodnie i tak miło mnie witasz?
– Zawsze miło cię witam. Przeszkadzasz mi w treningu.
– Słyszałem, że dogadałaś się w końcu z oddziałem. – skierował się w stronę wyjścia z bazy.
        Mija westchnęła ciężko, ruszając za nim i żegnając się ze spokojnym dniem.
– Jakoś się udało. Miałeś rację. – westchnęła. – Wystarczyło im pokazać, że coś tam potrafię i zaczęli słuchać.
– Mówiłem. – wskoczył na dach pobliskiego budynku i pobiegł w stronę jak Miji się wydawało zachodniej bramy Seireitei. Dogoniła go szybko.
– Gdzie się podziewałeś te dwa tygodnie i gdzie mnie ciągniesz?
– W lesie niedaleko stąd pojawiła się grupa pustych. Natychmiast zostały zlikwidowane przez moich ludzi. Wyczuli jednak obcą energię. Wskazali mi kierunek. Nim do mnie dotarli chwila minęła, więc pewnie nic już tam nie będzie, ale może akurat. A gdzie byłem, to nie twoja sprawa.
– Małpa. – prychnęła. – Pośpieszmy się.
– Nie złość się tak. – zaśmiał się. – Miałem kontrolę zabezpieczeń w świecie żywych.
– Sokka. Sprawa pustych i zniknięć stanęła kompletnie w miejscu.
– I nie sądzę by miała iść dalej. Główny świadek postradał zmysły. Miejsce gdzie gromadziły się plusy zostało zniszczone. Nie mamy nic.
– Zobaczmy czy tam coś znajdziemy. Jak nie, to będziemy zbierać dane i wrócimy do sprawy jak będziemy wiedzieć więcej. – zeskoczyła z ostatniego dachu i stanęli wspólnie przed zachodnią bramą. Strażnik spojrzał na nich zdziwiony. Po czym stanął na baczność, zdając sobie sprawę z kim ma do czynienia.
– Taicho! Witajcie!
– Witaj, Jidanbo. Miło cię widzieć. – uśmiechnęła się do niego, Hitsugaya zaś kiwnął lekko głową.
         Toshiro poprowadził dziewczynę we wskazany przez swoich podwładnych kierunek. Rozglądając się uważnie.
– To powinno być gdzieś tutaj. Tam!
        Stanęli między kilkoma złamanymi drzewami i rozejrzeli się. Było widać, że rozegrała się tu walka. Ziemia była przeryta od szponów pustych, w drzewach było mnóstwo nacięć od pazurów i mieczy.
– Ile ich było?
– Dziesięć. Ponoć bardzo osłabione.
– To znaczy?
– Nie wiem. Złożyli raport, że puste były słabe co średnio zgadza się z opisem dwóch z nich. Siały spustoszenie w świecie żywych i sporo Shinigami nie wróciło z walki z nimi.
– Hmm, jeśli nasze podejrzenia są słuszne, to przerzucanie ich przez bariery Soul Society może faktycznie je osła... – poderwała głowę, słysząc trzask łamanej gałęzi. Zobaczyła cień postaci, która natychmiast się wycofała. Skoczyła za nią.
– Zatrzymaj się! – krzyknęła, goniąc jak uznała po budowie mężczyznę.
         Toshiro biegł zaraz koło niej. Przyspieszyła, wybiła się z gałęzi i skoczyła na postać zaraz przed nią. Widziała jak obraca się w jej stronę. Zobaczyła jego uśmiech i nagle rozbłysło niebieskie światło i mężczyzna zniknął. Mija poleciała dalej i przeturlała się po ściółce.
– Kuso! Zwiał! – warknęła, podnosząc się.
– Zobacz. Czy to może być ten portal, o którym wspominał Tadao.
– Wszystkie oddziały go szukały. Niemożliwe.
         Podeszła bliżej i zobaczyła niewielkie urządzenie. Było białe z dziurą w środku z którego wydobywało się niebieskie światło.
– A jednak. – skupiła się a z jej ramienia wyleciały dwa białe motyle. – Wezwałam moich ludzi i grupę badawczą z dwunastki. Niech to. Cały czas pięć kroków do tyłu.
– Nie przejmuj się. W końcu popełnią błąd a my to wykorzystamy.
– Mam jednak obawy. Krążymy jak dzieci we mgle i boję się, że to my popełnimy błąd, który ktoś wykorzysta.
– Trzeba by się rozejrzeć.
– Przeszukaj okolicę ja tu zostanę. Wolę nie stracić kolejnego dowodu.
        Chłopak kiwnął głową i wrócił na miejsce walki by znaleźć cokolwiek. Mija obejrzała dokładnie urządzenie, ale wolała go nie dotykać. Jeszcze by ją gdzieś przeniósł. Rozejrzała się. Miejsce nie wyróżniało się jakoś szczególnie. Nie było jakoś zbyt gęsto zarośnięte, jednak na ziemi leżało mnóstwo liści, które przykryły urządzenie przez co mimo poszukiwań znaleziono je dopiero teraz.
– Taicho! Co się dzieje? – koło niej wylądował Asashi i pozostali pojawili się chwilę później.
        Podniosła się z ziemi, patrząc na swych ludzi. Zaraz za nimi pojawiła się grupa z 12 oddziału.
– Wzywałaś Mirini Taicho?!
– Tak. Przed chwilą 10 oddział stoczył tu walkę z grupą pustych. Wyczuli tu obcą energię. Ja z Kapitanem Hitsugayą trafiliśmy tu na mężczyznę, ale zdołał uciec.
– Jak to? – zdziwiła się Nanami.
– Zabezpieczcie i zbadajcie to. – wskazała dłonią na urządzenie, leżące na ziemi, ignorując chwilowo swoją podwładną. – Przy jego pomocy przeniósł się. Prawdopodobnie o tym mówił zdrajca z dziesiątki. Dowiedzcie się dokąd to prowadzi. Postarajcie się też znaleźć drobiny energii może coś się trafi. Hitsugaya już szuka.
– Hai!
– My pomożemy. – zwróciła się do swoich ludzi. – Co z treningiem?
– Zostawiłem to Fumiko. – powiedział Asashi.
– W porządku. Do roboty.
           Bez słowa wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami. Jej grupa specjalna poszła pomóc Toshiro a ona nadzorowała proces zabezpieczania portalu. Gdy wszystko było gotowe przeszli do pozostałych.
– Macie coś?
– Nie wiele, Taicho. – odezwał się żołnierz dwunastki. – Udało nam się pozyskać drobinki reiatsu, ale jest ich naprawdę mało. Nie sądzę by udało się coś z tego uzyskać.
– Próbujcie. Najważniejsze by jakieś informacje zdobyć z tego urządzenia.
– A co tu się dzieje?
         Żołnierze stanęli na baczność witając się z kolejnym Kapitanem.
– Ichimaru Taicho, co cię tu sprowadza? – spytała Mija.
– Mirini Taicho miło cię widzieć. Ciebie również Hitsugaya Taicho. Co mnie tu sprowadza? Byłem w Rukungai i wracając wyczułem tu sporą energię, więc postanowiłem sprawdzić co się dzieje.
– Sokka. Prowadzimy dochodzenie w sprawie zdrajców.
– Hmm, potrzebujecie pomocy?
– Nie ma takiej potrzeby. – odparł chłodno Toshiro.
– W razie co zawsze chętnie pomogę. – uśmiechnął się szeroko.
         Mija obróciła się do niego tyłem by ukryć grymas niezadowolenia na twarzy.
– Zabierzcie to i dajcie mi jak najszybciej znać co i jak. A wy eskortujcie ich. Niech tym razem dowody nie znikną. – zwróciła się do Asashiego. – Nie wracam już do bazy. Będę w rezydencji, jeśli czegoś się dowiecie.
– Tak jest! – posłał jeszcze dłuższe spojrzenie Ichimaru i odszedł z pozostałymi.
– Znaleźliście coś ciekawego? – zainteresował się mężczyzna, oglądając zniszczenia.
– Zabezpieczyliśmy portal, którym zdrajcy się przemieszczali.
– To świetnie! To było niepokojące, że nikt go dotąd nie znalazł. Skoro nie potrzebujecie pomocy, to już odejdę. Jesteście nowymi Kapitanami, więc pamiętajcie, że są dowódcy, którzy chętnie was wspomogą. Niektóre sprawy mogą was.... hmm przerosnąć. – rozejrzał się jeszcze po połamanych drzewach.
– Co sugerujesz? – spytała Mija, patrząc na niego chłodno.
– Ależ nic takiego, jednak szkoda by było stracić tak obiecujących Kapitanów, bo biorą się za coś co ich przytłoczy.
– Wiesz coś o tej sprawie o czym nie mówisz, że sądzisz, że nas to przerośnie? – warknęła.
– Ależ skąd. – zaśmiał się nieprzyjemnie. – Nie zajmowałem się tą sprawą i nie chodziło mi o konkretnie tą sprawę.
– W takim razie mamy to uznać jako przyjacielską uwagę czy groźbę? – spytał Toshiro.
– Oczywiście, że uwagę. Nikt by nie chciał byście skończyli jak Uchiba Taicho. Pójdę już.
         Mężczyzna odszedł spokojnie odprowadzany spojrzeniami pozostałych Kapitanów.
– Nie lubię go. – prychnęła dziewczyna.
– Ja też nie. Jest taki...
– Obślizgły.
– Coś w tym stylu. Twój Porucznik też dziwnie na niego patrzył.
– Zauważyłam. Ichimaru jest specyficzną osobą, ale dobrze pełni obowiązki Kapitana. Jest uznawany za geniusza.
– Ehh, jestem zmęczony. Wracajmy.
          Przeszli przez Zachodnią bramę, dyskutując o wszystkich informacjach jakie zdołali już zdobyć i nie byli zadowoleni z wyników. Nie mieli żadnych pewnych informacji. Większość co mieli, to niczym nie potwierdzone spekulacje. Mija pożegnała się z chłopakiem, zapewniając, że da mu natychmiast znać, gdy się czegoś dowie i udała się do swojej rodzinnej rezydencji.
          Westchnęła ciężko, opierając się plecami o drzwi. Przetarła dłońmi twarz, jakby starała się zmazać wszystkie zmartwienia. Wszystko zaczęło się powoli układać. Przejęła swój oddział. Nie musi już udawać, że nie wie o jego istnieniu. Nie musi już okłamywać Toshiro. Udało jej się przekonać podwładnych do siebie. Mimo, że nie jest jeszcze idealnie, to nabrali już do niej szacunku i zaczęli darzyć nawet jakąś odrobiną sympatii. Wciąż była tą ciągłą walką z nimi zmęczona, ale najwięcej sił odbierała jej Ayano. Wyszła kilka dni temu ze szpitala. Dziewczyna widziała w swej opiekunce dużą zmianę jednak obawiała się, że wróci do stanu z przed próby samobójczej. Jak na razie przyznała, że to co zrobiła było błędem i tego bardzo żałuje. Zaczęła jeść, wychodzić z pokoju, ale Mija miała wątpliwości czy utrzyma się ten stan na dłużej. 
– Mija-chan? Wszystko dobrze?
          Poderwała głowę i spojrzała na stojącą w przejściu kobietę. Przyjrzała jej się i uśmiechnęła się lekko.
– Wszystko w porządku, Ayano. Jestem tylko nieco zmęczona. 
– Sokka, zjadłabyś coś?
– Chętnie. 
           Wspólnie usiadły przy stole i zjadły przygotowaną wcześniej kolację. 
– Co dzisiaj robiłaś? - spytała cicho kobieta. 
– Rano zajmowałam się dokumentami. Potem trenowałam z podwładnymi. Znaleźliśmy... - zawahała się, nie wiedząc czy powinna poruszać ten temat przy Ayano. - Znaleźliśmy coś związanego ze zdrajcami, ale nie mogę więcej powiedzieć. 
          Ayano zesztywniała na chwilę, ale zaraz uśmiechnęła się lekko. 
– Rozumiem. 
– A Ty jak spędziłaś dzień? 
– Spokojnie. – uśmiechnęła się lekko. – Posiedziałam w ogrodzie. Trochę popracowałam przy kwiatach bo zarosły chwastami. Pomogłam Nikko przy obiedzie. Przespałam pół popołudnia i zrobiłam dla nas kolację. 
          Mija spojrzała na pusty talerz i do połowy opróżniony kubek z herbatą i zrobiło jej się cieplej na sercu. 
– Dziękuję. Ja...
– Tak? 
– Męczy mnie ta sztywność między nami. – utkwiła spojrzenie w trzymanym kubku.
– Wiem, mnie też. – zrobiła grymas na twarzy, który chyba miał być nieudolnym uśmiechem.
– Nie martw się. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.
        Kobieta przytaknęła, nic jednak nie mówiąc. 
– Ayano, masz klucze do ich pokoi? 
– Ich? – otworzyła zszokowana szerzej oczy. – Ja... Tak, ja je mam.
– Weźmiesz je? Chciałabym zajrzeć do Akarina. 
– Oczywiście, ale... Jesteś pewna? Dotąd ciężko było ci nawet koło nich przechodzić. 
        Mija spojrzała na nią, przed oczami miała jednak swych zmarłych bliskich. Miała wrażenie, że zaraz się popłacze, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Nie czuła się gotowa by przysłowiowo zamknąć tamte drzwi i by móc się z tym pogodzić, ale musiała w końcu otworzyć chociaż drzwi ich pokoi by zrozumieć, że przez te lata na prawdę ich nie było. 
– Jestem pewna. Jest coś co nie daje mi ostatnio spokoju odnośnie mojej podwładnej. Czuję, że znajdę tam odpowiedź. Chodźmy bo możliwe, że przyjdą mi jeszcze złożyć raport. 
– Już je przyniosę. 
        Kobieta zniknęła w korytarzu a Mija dopiła herbatę i z ociąganiem skierowała się w stronę swojego pokoju. Zatrzymała się przy drzwiach po przeciwnej stronie i patrzyła w nie tępo. Przed oczami stanęła jej chwila gdy wściekły chłopak szedł w stronę swojego pokoju. Miał zatrzasnąć za sobą już drzwi gdy zobaczył ją wychylającą się nieśmiało zza drzwi swojego pokoju. Podszedł do niej uśmiechając się szeroko, pocałował ją w czoło i życzył dobrej nocy. Później gdy zniknął w swoim pokoju słyszała różne trzaski jakby coś tam niszczył, jednak następnego dnia pokój był w nienaruszonym stanie. 
– Mija-chan? W porządku? 
– Nie. – uśmiechnęła się smutno. – Nie był idealny. Bywał wybuchowy i złośliwy, ale zawsze miał dla mnie ten szeroki uśmiech. 
        Kobieta uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, ściskając ją delikatnie za dłoń. 
- Akarin-sama bardzo cię kochał. Często o Tobie mówił gdy akurat ciebie nie było. – podała dziewczynie kluczyk. – Nikt tam poza mną nie miał wstępu. Sprzątałam tam regularnie, ale nic nie zmieniałam. Od miesiąca tam nie byłam, więc mogło się już zakurzyć, ale jeśli sobie życzysz to zajmę się tym z Nikko. 
         Mija potaknęła jedynie lekko głową, bo gardło miała zbyt ściśnięte, gdy z walącym sercem przekręcała klucz w zamku. Blokada ustąpiła z lekkim oporem a Mija otworzyła drzwi, widząc ten pokój pierwszy raz od wielu lat. Ayano mówiła prawdę. Dziewczyna rozejrzała się z osłupieniem, widząc dokładnie ten sam pokój co wtedy gdy jej brat jeszcze żył. Deski na ziemi nieco skrzypiały a przesuwne ścianki do ogrodu zablokowane od lat poszarzały, jednak poza tym wszystko było takie same i w tym samym miejscu. Mały stolik do herbaty na środku pokoju, rozłożony futon pod ścianą. Mija spojrzała ze zdziwieniem na Ayano a ta uśmiechnęła się tylko lekko. 
– Akarin-sama nienawidził chować futonu. Rano lubił pospać jak najdłużej, więc nie miał czasu go chować a w ciągu dnia lubił się czasem położyć na pięć minut by pomyśleć. Nie lubił też by ktoś kręcił mu się po pokoju, więc zazwyczaj miał pościelone cały dzień. 
         Dziewczyna uśmiechnęła się, podchodząc do szafki na której stały zdjęcia. Przyjrzała się ich rodzinnemu zdjęciu. Tata stał po lewej a mama po prawej, obejmując małą, czarnowłosą dziewczynkę, wtulającą się w jej nogi. Między nimi stał blondyn, trzymający na rękach trzy letnią dziewczynkę. Ariel wpatrywała się z ciekawością w brata, nie chcąc spojrzeć w obiektyw. Chłopak śmiał się, próbując odciągnąć od swej twarzy drobną rączkę. Wyglądał może na piętnaście lat, mimo, że dołączył do oddziału jeszcze przed Asashim. Spojrzała na zdjęcie z tyłu. Było to oficjalne zdjęcie rodziny. Wszyscy stali tak samo, jedynie Ariel już nie była w ramionach Akarina. Stała przy ojcu i uśmiechała się nieśmiało do fotografa. Mała Mija też stała grzecznie, wyprostowana i z uśmiechem na twarzy.  To zdjęcie było poważne, dlatego też pewnie stało na samych końcu a na pierwszym planie postawiona była zabawna wersja, która lepiej obrazowała ich charaktery. Uśmiechnęła się, widząc zdjęcie Akarina z rodzicami a zaraz obok z nią i Ariel. Obejrzała się na Ayano, która podawała jej bez słowa materiałową chustkę. Dopiero wtedy zauważyła, że płacze. Otarła łzy, nie patrząc już na zdjęcia i podeszła do biurka na których leżały puste kartki. 
– Twój Porucznik przybył zaraz po ich śmierci i zabrał wszystkie dokumenty związane z oddziałem. 
– Takie są procedury. – przytaknęłam. – Jak się dowiedziałaś o oddziale? 
– Trudno coś takiego ukryć przed służbą. – zaśmiała się. – Nie kryli się z tym za bardzo. Powiadomili nas o wszystkim z nakazem milczenia. Sługa nie może zdradzić sekretów swego Pana. Było widać, że ruszają na misje, że wracają nieraz poranieni. Nie pasowało to do szlachcica nie należącego do oddziału Gotei. 
– No tak. 
          Otworzyłam jedną z szuflad i zobaczyłam kolejną ramkę ze zdjęciem. Podniosłam je i uśmiechnęłam się smutno. 
– Wiedziałam. 
– Kto to? 
– Moja trzecia oficer. Miałam wrażenie, że ją znam, ale nie wiedziałam skąd. – spojrzała na szeroko uśmiechniętą dziewczynkę z tak samo długimi, zielonymi włosami jak dziś. 
– Nigdy jej nie widziałam. 
        Mija przetarła twarz myśląc o huśtawce w Azylu. 
– A. M., co? – mruknęła cicho, ignorując zaciekawione spojrzenie Ayano. 
– Mija-sama!!! – obie usłyszały wołanie Nikko.
– Tutaj!
– Mija-sama? – dziewczyna rozejrzała się zaskoczona po pokoju.
– Coś się stało? 
– Twoi oficerowie przyszli do ciebie. 
– Dzięki. Zaraz do nich przyjdę. Ugościsz ich?
– Tak, oczywiście. 
– Dziękuję. – uśmiechnęła się do niej ciepło i skupiła swą uwagę znów na zdjęciu.  – Jak myślisz Ayano, powinnam dać jej to zdjęcie? Wiem, że bardzo cierpi i wychodzi na to, że śmierć Akarina miała w tym swój wpływ. 
– Jak uważasz. Jeśli sądzisz, że poczuje się dzięki temu lepiej. 
– Nie wiem. Powinny być dwa komplety kluczy, prawda? 
– Tak. 
– Zostaw je u mnie i jeszcze... – zawahała się. 
– Tak?
– Jak myślisz? Co jeśli rezydencja znów zaczęłaby żyć? 
– Co masz na myśli? 
– Od śmierci rodziców nie mamy prawie gości. Poza kilkoma osobami nikt tu nie mieszka i cała rezydencja niszczeje. Jakby znów było tu mnóstwo ludzi? 
         Kobieta uśmiechnęła się lekko, gładząc dziewczynę po głowie. 
– To twój dom. Rób co uważasz za stosowne. Uszanuję każdą twoją decyzję. 
         Mija uśmiechnęła się do niej potakując i skierowała się do drzwi. 
– Nie zamykaj na razie. Możliwe, że ktoś tu jeszcze zajrzy. 
         Przyglądając się uśmiechniętej parze na zdjęciu ruszyła w stronę salonu. Usłyszała śmiech Tory, który przekomarzał się o coś z Asari. 
– Mija-sama! – dziewczyna uniosła wzrok na Nikko, która rozlewała właśnie herbatę do kubków. Ze zdziwieniem zauważyła, że wszyscy zamilkli i jej się przyglądają. 
– Płakałaś? – odezwał się jako pierwszy Nitori. 
– Ja... nie interesuj się. – dziewczyna przeklęła się w myślach za niedoprowadzenie się do porządku i otarła dłonią twarz. – Nie gapcie się tak! Dowiedzieliście się czegoś? 
– Niewiele. – Asashi wstał by złożyć raport, ale zajął szybko swoje miejsce, widząc zirytowane spojrzenie swej przełożonej. – No tak...  Nim w ogóle zdążyli zacząć badać ten portal, to cztery osoby zostały powalone przez jakieś wyładowanie energii. Nikomu nic się nie stało, ale nie dowiedzieli się zbyt wiele...
        Asashi dalej mówił a Mija zerknęła na Azuri. Dziewczyna siedziała cicho, patrząc na Porucznika. Nie uśmiechała się, nie było radości w jej oczach w przeciwności do postaci na zdjęciu. Na nim stali we dwoje, uśmiechali się szeroko, obejmując się. Mija zacisnęła lekko zęby, uświadamiając sobie jak nie wiele wiedziała o swych bliskich. Miała niewiele lat gdy umarli, ale nie wiedziała jeszcze wtedy w jakim oddziale stacjonują, nie wiedziała, że Akarin ma bliską dla siebie osobę. Przyjrzała się jeszcze raz dziewczynie i zastanowiła się czy byli tylko przyjaciółmi czy byli dla siebie czymś więcej. 
– Taicho... Taicho? – spojrzała na Asashiego, uświadamiając sobie, że kompletnie odpłynęła.
– Och, wybacz! – przetarła oczy, które znów zrobiły się niebezpiecznie wilgotne. Dopilnowała jednak by nikt tego nie zauważył. – Wyłączyłam się jak mówiłeś o wyładowaniu siłowym. 
– Sokka. – przyglądał jej się chwile, ale dokończył myśl. – W sumie wszystko sprowadza się do tego, że wiedzą jedynie, że portal połączony jest z jednym z ostatnich kręgów Rukungai, ale potrzebują więcej czasu by ustalić gdzie dokładnie. 
– Rozumiem, dzięki za informacje.
– Co się stało? Coś z Ayano-san? – zapytał, patrząc na nią uważnie. 
– Co? Nie! Wszystko z nią w porządku. Czuje się coraz lepiej. 
– Więc dlaczego płakałaś i czemu jesteś taka nieobecna? 
         Mija spojrzała na niego niezbyt przychylnie, jednak ten  nie ustąpił. Westchnęła krótko, spoglądając na tył ramki, którą trzymała na kolanach. 
– Gdy moi bliscy zginęli kazałam zamknąć ich pokoje na wszystkie możliwe sposoby i zakazałam je otwierać. Jedynie Ayano tam zaglądała by posprzątać. Dzisiaj weszłam do pokoju Akarina po raz pierwszy od tamtego dnia. – uśmiechnęła się smutno i spojrzała na Azuri, która patrzyła na nią wielkimi oczami. – Shimatta! Kapitan chyba nie powinien płakać przy swych podwładnych. 
          Zasłoniła twarz dłonią, ocierając szybko łzy. Podniosła głowę, czując dłoń na ramieniu. Spojrzała na uśmiechającą się do niej ciepło Asari. 
– Łzy to nic złego nawet u Kapitana. Tym bardziej z takiego powodu. Dla nas też byli bardzo ważni.
– Cieszymy się, że chcesz być przy nas sobą. – uśmiechnął się lekko Asashi. 
           Uśmiechnęła się słabo, patrząc na ramkę na którą kapnęło kilka łez. 
– Azuri?
– Tak? – poderwała głowę, bo jak na razie wpatrywała się w stół. 
– Znalazłam to w jego pokoju i chcę byś to wzięła. – podała jej ramkę wciąż zdjęciem do dołu. Azuri gdy tylko zobaczyła zdjęcie skamieniała, po czym zaczęła płakać. Tora zajrzał jej przez ramię i zaciągnął się powietrzem, widząc co trzyma. – Nie wiem co was łączyło, choć mam nadzieję, że kiedyś zechcesz mi opowiedzieć, ale powinnaś to mieć. 
– Ja... – wyszlochała. – Nie mogę tego przyjąć. To... twoja pamiątka po.... zmarłym bracie. Ja...
– To własność Akarina. Znałaś mojego brata lepiej i dłużej niż ja. Jestem pewna, że chciałby byś miała wasze zdjęcie. Ja mam jeszcze inne zdjęcia rodzinne.
         Azuri spojrzała znów na zdjęcie, przytulając je do piersi i otarła łzy z twarzy. 
– Dziękuję ci. Moje zdjęcie zostało zniszczone w tamtą noc.
– Więc czas najwyższy by do ciebie wróciło. Poprosiłam Ayano by nie zamykała drzwi do jego pokoju. Jeśli chcesz możesz tam iść. 
         Azuri spojrzała na swą Kapitan zszokowana. 
– Nie wiem czy... – nie dokończyła oszołomiona.
– Drzwi są dla ciebie otwarte. Mi zajęło wiele lat by tam zajrzeć. Do Ariel i rodziców jeszcze się nie odważyłam. Jeśli dzisiaj nie dasz rady, to daj znać gdy będziesz gotowa. Ja i Ayano mamy klucz, więc kiedy tylko będziesz chciała możesz tam zajrzeć, albo po prostu dorobię ci własny. – uśmiechnęła się do zapłakanej oficer.
– Dlaczego to dla mnie robisz? 
         Mija spojrzałam na nią zdziwiona. 
– Dlaczego miałabym tego nie zrobić? – wstała i podeszła do dziewczyny by spojrzeć na zdjęcie, które Azuri pokazała jej dopiero po krótkim wahaniu. – Dzisiaj sobie uświadomiłam a może po prostu przypomniałam sobie jak bardzo był denerwujący. Nie raz wracał wściekły, pewnie z misji, albo z warty, trzaskał drzwiami i nigdy nie chciał mi powiedzieć gdzie był. Uwielbiał się ze mną drażnić a potem udawał umierającego, gdy zła kopałam go w kostkę, albo w piszczel, gdy byłam starsza i już tam dosięgałam nie wywalając się przy tym, ale jaki by nie był zawsze witał mnie tym szerokim uśmiechem. – Azuri spojrzała na nią gwałtownie a Mija przejechała opuszkiem palca po twarzy brata. – Uśmiechał się tak tylko do wybranych. Do tych których naprawdę kochał. Do ciebie też się tak uśmiecha na zdjęciu, więc masz takie samo prawo być w jego pokoju jak ja. Idź. 
         Azuri wtuliła się w nią nagle, wybuchając jeszcze gwałtowniejszym płaczem. Mija objęła ją, gładząc ją po plecach i pociągnęła ją lekko za lewy kucyk, uśmiechając się lekko. 
– Akarin... był tak denerwujący. Nic tylko gadał o tobie i Ariel. – powiedziała, odsuwając się z szerokim uśmiechem. Może i był przez łzy, ale był równie szeroki jak ten na zdjęciu. Mija otworzyła szerzej oczy, widząc w tym uśmiechu swego brata. Azuri wybiegła z salonu i pobiegła w stronę pokoju Akarina. Mija stała oszołomiona i po raz kolejny uświadomiła sobie, że płacze dopiero gdy znikąd przed nią stanęła Ayano i ją przytuliła. 
– Akarin byłby z ciebie bardzo dumny. – pogłaskała dziewczynę po głowie. – No już. Umyj twarz i wypij herbatę nim ostygnie. Oni by nie chcieli byś rozpaczała za nimi całe życie. 
– Czemu ty zawsze prawisz morały nie wtedy co trzeba. – prychnęła. 
– Prawię morały tylko wtedy kiedy trzeba. – odparła bez wahania, przedrzeźniając sposób mówienia Miji, wywołując śmiech u Tory i Nitori'ego
– Tak, tak... Dorośniesz to zrozumiesz. – prychnęła i podeszła do zlewu umyć twarz. 
– I tak jesteś już zbyt dojrzała jak na swój wiek. – uśmiechnęła się do pleców dziewczyny, po czym przywitała się z jej gośćmi. 
– Będziemy wracać, Taicho. Nie będziemy ci dłużej przeszkadzać. – odezwał się Asashi, dopijając herbatę. 
– Nie przeszkadzacie. Miło czasem mieć się z kim napić herbaty. Kimś kto nie jest Ayano, lub Hitsugayą, bo tego mam aż nadto. Chciałam was zapytać o jedną rzecz.
– Tak?
– Przydałaby się Azuri, ale można jej później przekazać. Słyszałam od wielu osób w oddziale, że brakuje wam większej ilości światła i dotąd Azyl był jedynym miejscem otwartym na świat. 
– To prawda. Teraz jest nieco lepiej odkąd możemy się swobodnie pokazywać, ale dotąd siedzieliśmy pod ziemią i łapaliśmy klaustrofobię. – prychnęła Nanami. 
– Dlatego chciałam zapytać was co byście powiedzieli na przeniesienie głównej bazy tutaj? 


sobota, 28 marca 2020

ROZDZIAŁ 26



– Masz rację zachowywałem się jak dziecko i naraziłem swoich podwładnych na niebezpieczeństwo. Bardzo mi przykro. Naprawię swój błąd.
           Westchnęła cicho, patrząc na swego Porucznika. Mężczyzna stał przed jej biurkiem. Za jego plecami ustawieni byli pozostali Główni Oficerowie. Wszyscy mieli dosyć nietęgie miny.
– Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć. – stwierdziła zamyślona.
– Tak, wiem. To się więcej nie powtórzy.
– Nie o tobie mówię. – machnęła lekceważąco ręką. – Świat się nie kręci wokół ciebie, Hiroto.
          Mężczyzna uniósł zdziwiony jedną brew.
– Więc o czym mówisz?
– Jak to o czym? – prychnęła z irytacją. – O zdrajcy, który uciekł z więzienia Centrali. Rozmawiałam z nimi i ze strażnikami. Nie mają pojęcia jak się uwolnił.  W czasie kontroli był a kilka minut później walczył z wami. Hiroto, uwierz, że mam na głowie ważniejsze rzeczy niż twoja żałosna postawa.
          Asashi spiął się lekko, jednak nic nie powiedział.
– Więc zastanawiamy się jak się uwolnił, tak? – spytała Asari.
– Nie. Ważniejszą kwestią jest kto mu pomógł.
          Wszyscy wymienili się ostrożnymi spojrzeniami.
– Masz kogoś konkretnego na myśli? – spytała Nanami.
– Nie wiem... Wiem, że sam się nie uwolnił. Chcę mieć dokładną listę Shinigami, których umiejętności pozwoliłyby na włamanie się i uwolnienie zdrajcy. Jeśli ktoś z Centrali macza w tym palce, to będzie ciężko im cokolwiek udowodnić. Cholera, jakbym wystarczająco nie miała na głowie.
– Zajmę się tą listą. – stwierdziła Asari. – To znaczy, jeśli mogę.
– Taa... - mruknęła Mija. – Możesz.
– Taicho, co z Asashim? – zapytała niepewnie Nanami.
– Ech... Naprawdę staram się nie podejmować decyzji pod wpływem złości, a wy wracając w kółko do niego uniemożliwiacie mi to. – spojrzała chłodno na Porucznika, który mimowolnie lekko zesztywniał. – Sam powiedz co teraz zamierzasz.
– Ja... – wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. – Dostosuję się do twoich poleceń. Ty jesteś Kapitanem.
          Mężczyzna zacisnął zęby, walcząc sam ze sobą, po czym skłonił się przed dziewczyną.
– Przestań.
– Nani? – zdziwił się, unosząc głowę.
– Aż boli gdy się patrzy jak ze sobą walczysz, by się pokłonić.
– To nie tak...
– Nie potrzebuję twoich wymuszonych ukłonów, choć doceniam to. Domyślam się ile tak dumną osobę musiało to kosztować i nie ma w tej wypowiedzi ani krzty kpiny. Wolałabym żebyś miał do mnie faktyczny szacunek, który będzie widoczny i bez bezsensownych pokłonów. Zastanówcie się wszyscy i lepiej żeby odpowiedź była szczera. Ile czasu wytrzymacie słuchając mnie?
– Co? – zdziwili się.
– Co masz na myśli? – zapytał Azuma.
– Ciebie i Tory w sumie to nie dotyczy bo już wcześniej zdecydowaliście z własnej woli. Mówię o pozostałych. W tym momencie zgadzacie się na wszystko, bo ta walka trochę wami wstrząsnęła.
– Nic nami nie wstrząsnęło!
– Nitori! – zganiła go Nanami.
– O tym właśnie mówię. Teraz jako tako się słuchacie, ale za kilka dni wam przejdzie i będzie tak samo jak wcześniej. – mruknęła.
          Zawahała się na chwilę po czym wstała i obeszła biurko. Usiadła ku zaskoczeniu wszystkich przy niskim stole do herbaty.
– Porozmawiajmy sobie tak od serca. Siadajcie.
– Ale...
         Wszyscy wymienili się niepewnymi spojrzeniami. Jako pierwsi usiedli Azuma i Tora, po krótkim wahaniu reszta też do nich dołączyła.
– Powiedz Poruczniku, co ci we mnie nie odpowiada. Uczciwie. Bez owijania.
– Brak wystarczającego doświadczenia by móc dowodzić całym oddziałem. –powiedział bez chwili wahania.
– W porządku. – kiwnęła głową. – A wy?
– To samo. – stwierdził Nitori, patrząc chłodno na swą niechcianą przełożoną.
          Dziewczyny potwierdziły skinieniami głowy.
– A przede wszystkim? – spytała.
– Co przede wszystkim?
– Poza doświadczeniem. Nawet do waszych upartych móżdżków dotarł z pewnością fakt, że z brakiem doświadczenia możecie mi pomóc. Więc zapytam jeszcze raz. Co przede wszystkim wam we mnie przeszkadza?
          Zapadła krępująca cisza.
– Od samego początku jak zostałam Kapitanem wszyscy mi mówili bym wam pokazała kto tu rządzi i gdzie jest wasze miejsce. Uznałam, że to zły sposób, który sprawi, że jeszcze bardziej będziecie się buntować. Starałam się być miła i pokazać wam, że chcę z wami współpracować, ale wy weszliście mi na głowę i szczerze mówiąc, trochę mnie to przytłoczyło.
          Nitori prychnął pod nosem, patrząc z niechęcią na dziewczynę.
– Przytłoczyło mnie to dlatego, że dotychczas wszyscy, którymi dowodziłam chodzili jak w zegarku. – posłała mężczyźnie pewne siebie spojrzenie. – Nawet na samym początku mojej kariery w Gotei, gdy Aizen-Taicho wrzucił mnie na głęboką wodę i zrobił ze mnie od razu swojego Porucznika. Wtedy też nikt mnie nie chciał słuchać, no chyba, że obok był Kapitan. Ogarnęłam wtedy wszystko w jakiś tydzień, a tu jak grochem o ścianę.
          Oparła głowę na dłoni i spojrzała na Hiroto.
– Problemem jest moje niewystarczające doświadczenie, czy brak wystarczającej siły?
– Oba. – podniósł się z ziemi Nitori. – Zginiesz na pierwszej naszej misji!
– Siadaj. – powiedział Asashi.
– Chyba żartujesz. – wyglądał na zupełnie wytrąconego z równowagi.
– Siadaj! Mieliśmy spokojnie porozmawiać a nie kłócić się znowu. – wtrącił Tora.
– Jeśli się lepiej czuje jak chodzi, to niech chodzi. – mruknęła Mija.
          Mężczyzna natychmiast zaczął krążyć po pokoju.
– Mów. Od razu będzie ci lepiej.
          Nitori spojrzał na obserwującą go nastolatkę i warknął coś pod nosem.
– Nasze misje to nie zabawa w piaskownicy. Zginiesz na pierwszej lepszej.
– Skąd wiesz?
– Masz cholerne piętnaście lat! Jak Yamamoto-sama, może znowu tak ryzykować?! – wrzasnął.
          Wszyscy automatycznie się spięli. Mija spojrzała po nich, ale nie zapytała. Czuła, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie, ale na pewno nie teraz.
– Martwisz się o mnie? – uniosła jedną brew zdziwiona.
– Nie! – warknął.
– Nie chcemy cię na kapitana, bo nie chcemy by z powodu twojego niedoświadczenia i braku siły zginęli nasi przyjaciele. Nie chcemy też byś ty zginęła. Za kilka lat będziesz wstanie udźwignąć te obowiązki, ale nie teraz. Jak na razie jesteś za słaba. – powiedziała spokojnym, monotonnym głosem Nala.
– Hmm, jeśli chodzi o doświadczenie to z pewnością macie rację, ale z waszą pomocą nie będzie to problemem. Szybko się uczę i jeśli tylko zechcecie mi pomóc i lekko pokierować wyrównam wszystko. Tym bardziej jak zwracam na to uwagę od początku. Chcę słuchać waszych opinii i rad. Jednak jeśli chodzi o siłę to się mylicie.
– Nic nie rozumiesz! – wrzasnął Nitori. – Nasze misje są niebezpieczne! Zginiesz na pierwszej z nich!
– Nie dowiemy się tego dopóki nie pójdziemy na pierwszą misję. Że ten pajac ma rację.
– Kto? – zdziwił się Tora.
– Ikkaku z jedenastki. – mruknęła. – Rozmawiałam z nim dziś rano. Stwierdził, że jak sobie z wami nie radzę to mam wam skopać tyłki.
          Zapadła na chwilę cisza.
– To jak? Jeśli udowodnię wam, że mam w sobie dość mocy to się spróbujemy jakoś dogadać?
          Po krótkim wahaniu wszyscy przytaknęli.
– Poruczniku, w takim razie dzisiaj wieczorem zmierzymy się. – zerknęła na zegar, wskazujący dwunastą w południe. – O dziewiętnastej.
– Na jakich zasadach?
– A jakie ty potrzebujesz zasady?
– Odejdziesz jeśli przegrasz? – spytał Nitori.
– Nie, raczej nie. – uśmiechnęła się wrednie. – Przemyślę to i dam ci znać przed walką. Załatwcie by przyszło jak najwięcej członków oddziału, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń.
– W porządku.  To może być ciekawe. – uśmiechnął się wesoło Tora.
– Idźcie już.
– Dalej jesteśmy zawieszeni? – zapytała Azuri.
– Ech, nie. Idźcie zanim zmienię zdanie.
– Hai! – wyszli natychmiast z gabinetu.
          Mija z niechęcią spojrzała na dokumenty piętrzące się na biurku.
– Nie dzisiaj.
          Wyszła z gabinetu i rozejrzała się po prawie pustym korytarzu.
– Taicho, potrzebujesz czegoś? – odezwał się wartownik.
– Świeżego powietrza. – mruknęła, idąc w jego kierunku.
– Tutaj niestety często tego brakuje. –uśmiechnął się lekko, otwierając przed nią drzwi. – Miłego spaceru.
– Dziękuję.
          Wyszła na pełną słońca drogę, licząc, że na nikogo nie wpadnie. Ostatnimi czasy ma wrażenie, że ludzie czają się pod wejściem byle tylko chwilę z nią porozmawiać. Na szczęście tym razem mijane osoby kiwały jej tylko głową z szacunkiem i nikt nie podchodził. Szła wolno, ciesząc się ciepłym wiatrem i promieniami słońca na twarzy. Weszła na rzadziej uczęszczane drogi. Shinigami było tu o wiele mniej i w końcu mogła się zrelaksować. Odetchnęła głęboko czystym powietrzem i przymknęła oczy, ciesząc się ciszą. Podniosła głowę i z zaskoczeniem dostrzegła swego oficera, siedzącego pod jednym drzewem.
– Azuma? - mężczyzna podniósł na nią wzrok.
– Też poszłaś na spacer?
– Trochę relaksu po tym wszystkim się przyda. Co tu robisz?
– Wspominam. – mruknął, spoglądając na drzewo.
– No tak... Miałeś mieć dzisiaj wolne. Przez to wszystko zapomniałam. Nie będę ci przeszkadzać.
– Zostań.
         Mija spojrzała na mężczyznę zaskoczona.
– Nie rozumiem.
– Razem z Asashim uznaliśmy, że powinniśmy ci powiedzieć, ale on nie potrafi o tym mówić.
– Chce mi powiedzieć coś bardzo dla siebie intymnego? – zdziwiła się.
– Nie do końca. Wrzeszczał po mnie 10 minut a później powiedział "rób co chcesz".
– W takim razie nie wiem czy powinieneś...
– Powinienem. To da ci dość dobry obraz tego dlaczego mamy do ciebie takie podejście a nie inne.
–W porządku. – usiadła obok.
         Mężczyzna milczał kilka minut, ale Mija go nie pośpieszała. Domyślała się, że dla niego ten temat też nie jest zbyt łatwy.
– Asashi został porucznikiem ponad sto trzydzieści lat temu. Jesteśmy w podobnym wieku, jednak on od samego początku był na zupełnie innym poziomie. On został porucznikiem, a ja dołączyłem do oddziału jako niższy oficer. Nie miałem jeszcze na tyle mocy by zyskać należną mi pozycję. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Trenował ze mną bym szybciej się rozwinął. Zabierał mnie na prostsze misje. Byliśmy bardzo blisko. Poznałem wtedy w oddziale kobietę. Miyuki była piękną i potężną wojowniczką. Była jedenastym oficerem. W porównaniu z nią byłem głupim szczeniakiem. Zakochałem się w niej a ona jakimś cudem mnie przyjęła. – uśmiechnął się smutno do swych wspomnień. – Asashi śmiał się z nas, że jakby nas od siebie odciąć to umarlibyśmy z braku powietrza. Cóż, nie miał racji.
– Co się stało?
– Byliśmy razem pięć lat gdy postanowiłem się oświadczyć. Byłem najszczęśliwszym facetem na świecie, gdy się zgodziła. Pobraliśmy się. Żyliśmy razem dwadzieścia lat. To były najpiękniejsze lata mojego życia. Pozostali też dołączyli do oddziału. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. – przeciągnął dłonią po czarnych włosach. – W tamtych czasach wciąż głośno było o Quincy, mimo, że od ich eksterminacji minęło już sporo lat. Okazało się, że garstka przeżyła. Planowali odwet na Shinigami. Musieliśmy temu zapobiec. Asashi wysłał Miyuki i Satoshiego, jego młodszego brata, oraz ich drużyny.
– Asashi ma brata?
– Miał. Do tej misji.
         Zmroziło ją.
– Zlekceważyliśmy moc garstki Quincy. Asashi chciał tylko by sprawdzili ich plany. Nie mieli walczyć. Dwa dni po wysłaniu ich do świata żywych urwał się z nimi kontakt. Natychmiast wysłaliśmy ekipę ratunkową, ale było za późno. Wszyscy nie żyli. – odetchnął głęboko. – Miyuki też. Cały oddział bardzo to przeżył. Byli ogólnie lubiani i szanowani. Dla naszej dwójki był to największy cios. Nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Asashi wziął całą winę na siebie. Obwinia się o to do dzisiaj. Często się o to kłóciliśmy. Mimo, że na początku było mi bardzo ciężko, to nigdy go o to nie obwiniałem. To nie była jego wina. Wysłał swoich najlepszych ludzi, na zdawałoby się prostą misję. Nie mógł przewidzieć komplikacji. Ryzyko jest wpisane w nasze życie, ale i tak nie potrafi tego zaakceptować. Sądzi, że jakby sam się tym zajął, to skończyłoby się to inaczej.
– Nie wiadomo co by się stało.
– Wiem o tym. Tamten dzień bardzo nas zmienił.
– Dlatego tak ciężko jest mu mnie zaakceptować?
– Tak. Nie chce by tamta sytuacja się powtórzyła. Problemem nie jest fakt, że cię nie lubi. On boi się, że szybko zginiesz, albo, że przez twój błąd zginie ktoś nam bliski.
– Taka sytuacja może się powtórzyć zawsze. Nie możemy przewidzieć wszystkiego. Zawsze mogą wystąpić jakieś komplikacje, którym wysłani nie podołają. Nawet jeśli zostałabym kapitanem za dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat, to może się to wydarzyć. Od samego początku wam mówię, że będę słuchać waszych opinii. Jeśli uznacie, że moja decyzja jest błędna i komuś może stać się krzywda zawsze możecie o tym powiedzieć i razem ustalimy co trzeba zrobić. Tylko wspólnie możemy coś osiągnąć. Dopóki ze sobą walczymy tylko ryzykujemy, że wszystko wymsknie się nam z rąk i ktoś niepotrzebnie zginie. Nie chcę tego. Od kiedy zostałam porucznikiem Aizen- Taicho ciągle mnie trenował. Dawał listę misji i drużyn. Miałam decydować kto na jaką misję powinien iść. Jak dobrać misję by nikomu w grupie się nic nie stało, albo przynajmniej jak zmniejszyć ryzyko. Z początku popełniałam bardzo dużo błędów. Praktycznie każdy mój wybór musiał być poprawiony przez Taicho, ale z czasem szło mi coraz lepiej. Poznawałam możliwości poszczególnych członków. Wiedziałam kogo na ile stać. Ile kto da radę udźwignąć. Po dwóch latach szkolenia pod okiem Aizena-Taicho poznałam wszelkie tajniki strategii. Mieszałam członków drużyn pod względem umiejętności, ich sympatii, korelacji pod względem mocy u wszystkich członków. Wiedziałam o swoich podwładnych nieraz więcej niż o sobie samej, bo tylko to zapewniało mi pewność, że nie podejmę złej decyzji. W pewnym momencie sama musiałam przypominać Kapitanowi by sprawdzał moje decyzje i je korygował. Uznał, że nie ma już takiej potrzeby, a ja wciąż sądziłam, że mogłabym to robić lepiej, że mogłabym jeszcze bardziej zmniejszyć ryzyko śmierci, lub ciężkich obrażeń. Mam duże doświadczenie, może nie w boju, ale jeśli chodzi o taktyki i planowanie nie raz was zaskoczę. Potrzebuję tylko jednej szansy by móc wam to udowodnić. Rozumiem wasz punkt widzenia. Pójdę już. Widzimy się wieczorem. Dziękuję, że mi zaufaliście i o tym powiedzieliście... no a przynajmniej ty.
          Odeszła zamyślona, zostawiając za sobą mężczyznę. Teraz lepiej rozumiała punkt widzenia pozostałych. Postanowiła jednak wrócić do bazy i wypełnić zaległe raporty, jednak najpierw skierowała swe kroki do baraków pierwszego oddziału.
– Ciekawe czy się zgodzi.

          Przetarła zmęczona oczy, odkładając kolejny raport. Mimo kilkugodzinnej pracy wciąż zostało jej sporo dokumentów. Zerknęła na zegar i westchnęła ciężko. Była za pięć dziewiętnasta. Skierowała się od razu w stronę sali treningowej. Miała całkiem sporo wątpliwości, jednak kości zostały już rzucone. Nie ma odwrotu...
          Na korytarzu został jedynie strażnik, pilnujący wejścia.
– Chodź ze mną. – zwróciła się do mężczyzny.
– Ale, Taicho... Co z bezpieczeństwem?
– Zwalniam cię na czas walki. Chyba, że cię to nie interesuje.
– Interesuje. – zapewnił.
– Więc chodź. Będę wiedzieć jeśli ktoś tu wejdzie.
          Poszli wspólnie w stronę sali, gdzie musiało już się zgromadzić większość oddziału. Nawet blokujące zaklęcia nie były wstanie ukryć kłębiącej się w pomieszczeniu energii. Weszła do sali i dostrzegła tłum ludzi. Podeszła do Yosuke, dowódcy trzeciego pododdziału.
– Mija-sama! – skłonił się na powitanie, uśmiechając się szeroko.
– Witaj. Wypuścili Cię już? Jak się czujesz?
– Już dobrze. Jestem jeszcze nieco obolały. Błagałem Unohane-Taicho na kolanach bym mógł być na walce. Reszta bardzo ubolewa, że nie może być. Obiecałem im szczegółowe sprawozdanie po wszystkim.
– Rozumiem. – zaśmiała się. – Orientujesz się ile mniej więcej osób przyszło.
– Tak myślę, że około dwustu pięćdziesięciu na pewno. Na pewno wszyscy będący w Seireitei i w jego pobliżu. Reszta jest na misjach.
– Świetnie. Dziękuję. – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę rozmawiającego oddziału specjalnego.
– Taicho! – Tora odwrócił się w jej stronę a w jego ślady poszli pozostali.
– Możemy zaczynać? – zapytała.
– Hai! – porucznik podszedł do niej.
– Świetnie. Pytałeś o zasady. Mam propozycję. – uśmiechnęła się. Jej głos niósł się doniośle po sali, tak, że każdy mógł ją usłyszeć.
– Jaką? – dopytał mężczyzna.
– Masz trzy opcje. Pierwsza: przegrywasz. Tu jest chyba wszystko jasne. Jeśli przegrasz będziecie się mnie słuchać. Nie będziecie sabotować działań oddziału i będziecie wykonywać moje polecenia.
– W porządku. Jeśli wygrasz, tak będzie.
– Jeśli przegram, nie zrezygnuję z pozycji.
– Więc co proponujesz?
– Jeśli chcesz znów pełnić pełne obowiązki dowódcy, to musisz wygrać i mnie zabić.
– Co? Żartujesz? – zapytał Tora a pozostali spojrzeli na nią zszokowani.
– Nie. Jest tu ponad dwustu członków oddziału. W innym oddziale przejąłbyś pozycję kapitana. Tutaj jest to niemożliwe, ale już rozmawiałam z Yamamoto-sama, jeśli wygrasz i mnie zabijesz, przejmiesz dowodzenie do czasu aż pojawi się wystarczająco silny mój następca.
– Ale jak to... – zaczęła Fumiko.
– Dodatkowo ustaliłam z Yamamoto-sama, że to oddział zajmie się wychowaniem mojego następcy. Wy zdecydujecie kto będzie się nią zajmował, wychowywał, czego się będzie uczyć. Wszystko będzie zależeć od was. Obydwoje z generałem już podpisaliśmy odpowiednie dokumenty.
          Porucznik patrzył na nią zszokowany.
– Czyli jedyną możliwością twojego odejścia jest twoja śmierć?
– Tak. Trzecia opcja jest taka, że przegrywam, ale ty mnie nie zabijasz. Wtedy siadamy wszyscy spokojnie i ustalamy panujące zasady. Ja jestem kapitanem, ale działamy wspólnie, a nie przeciw sobie. Zgoda? – wyciągnęła do mężczyzny dłoń.
– Zgoda. – uścisnął ją.
         Wspólnie poszli w głąb sali, tak by oddalić się na w miarę bezpieczną odległość, jednocześnie by inni mogli ich widzieć. Spojrzeli na siebie a porucznik wyciągnął miecz.
– Zaczynajmy. – mruknął, patrząc na spokojnie stojącą nastolatkę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna została kapitanem w tak młodym wieku. Mimo wszystko uratowała im wszystkim życie, a nawet stanęła do walki z kapitan Sui-Feng nie ustępując jej wcale siłą.
– Więc zaczynaj.
– Więc złap za miecz. – zmrużył oczy, patrząc na ostrze dziewczyny wciąż ukryte w pochwie przy biodrze.
– Zmuś mnie. – uśmiechnęła się ironicznie. – Gdy trafisz mnie chociaż raz, to wyjmę Suki.
         Asashi zacisnął zęby, patrząc na wciąż pewną swego Panią Kapitan. Słyszał szum rozmów swych podwładnych, nie mogących uwierzyć, że dziewczyna nie zamierza złapać za miecz.
– Nie zdążysz za niego złapać, jeśli nie zrobisz tego teraz.
– Lepiej dla ciebie. – ukazała zęby za zadziornym uśmiechem.
         Wszyscy wstrzymali oddech gdy Hiroto skoczył do przodu robiąc zamach na gardło dziewczyny, jednak nim zadał cios zniknęła i pojawiła się kawałek za nim, śmiejąc się cicho.
– No co jest Poruczniku? Mogę już mówić do ciebie po imieniu? – zapytała, unikając kolejnych ataków, jakby widziała przyszłość. Każdy atak był przeraźliwie precyzyjny, a mimo to mężczyzna nie potrafił dosięgnąć ostrzem dziewczyny. Skumulował więcej mocy w ostrzu i uderzył. Poczuł opór ostrza a z ziemi wniósł się obłok piachu, zasłaniając widok. Zamrugał gwałtownie i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego atak został zatrzymany samymi palcami. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem, widząc niepozorną nastolatkę trzymającą ostrze w dwóch palcach.
– To za mało. – uśmiechnęła się. – Co prawda dałam ci wybór i nie musisz mnie zabijać, ale jeśli nie będziesz próbował tego zrobić nic nie osiągniesz.
          Odepchnęła od siebie ostrze i kopnęła mężczyznę w brzuch odrzucając na kilka metrów. Przeturlał się kawałek i zatrzymał dopiero po wbiciu katany w ziemię. Podniósł się szybko, mierząc dziewczynę uważnym spojrzeniem. Była spokojna i pewna siebie. Odetchnął głęboko, uspokajając się. Wiedział, że ma zwyczaj wyprowadzania przeciwnika z równowagi, jednak on nie mógł sobie na to pozwolić. Unormował przepływ swej energii, by mieć nad nią większą kontrolę i zniknął. Mija rozglądała się uważnie za swym podwładnym. Z zewnątrz wyglądała na rozluźnioną, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że każdy atak, tak silnego wojownika może być dla niej ostatnim. Powiedziała mu, że może ją zabić, ale wcale nie planowała schodzić z tego świata tak wcześnie. Do tego nie podejrzewała Porucznika by zamierzał to zrobić. Wyskoczyła w górę, wyczuwając mężczyznę za swoimi plecami i zrobiła salto do tyłu, lądując za plecami Porucznika. Ukucnęła szybko gdy mężczyzna obrócił się wokół własnej osi, tnąc mieczem. Wybiła się do góry i uderzyła go znowu w brzuch, odrzucając. Pobiegła za nim by nie zdążył się pozbierać. Wymierzyła kolejne ciosy, które mężczyzna cudem zdołał sparować. Zamachnął się kataną, zmuszając dziewczynę do odskoczenia. Zadał kolejne precyzyjne cięcia, zmuszając dziewczynę do ciągłych uników. Pilnując wciąż by ostrze nie zbliżyło się zbytnio do jej ciała nie była wstanie przejść do ataku. Naparł na nią całym ciałem, przytłaczając ją głównie swą wielkością. Miecz poleciał na jej głowę.
- Seki! - wyciągnęła dłoń przed siebie a z niej poleciała maleńka niebieska kula, która odbiła miecz mężczyzny.
          Spróbowała odskoczyć, jednak zrobiła to o ułamek sekundy za późno. Odepchnięta katana zachwiała pozycją mężczyzny, ale nie na tyle by nie zdołał się obrócić w miejscu i z całej siły kopnąć swą Kapitan w bok. Mija odleciała w stronę pozostałych członków swego oddziału. Przeturlała się, obijając sobie nieco ciało. Obróciła się minimalnie i wybiła z ręki, odzyskując równowagę skoczyła na nogi. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie, widząc ostrze milimetry przed sobą.
– Taicho!
          Ocknęła się z minimalnego szoku, słysząc krzyk Fumiko i widząc wahanie w oczach Hiroto. W ostatniej chwili się uchyliła, robiąc mostek do tyłu. Machnęła nogą, kopiąc mężczyznę prosto w brodę i wyrzucając go w powietrze. Przerzuciła nogi za siebie, stając normalnie. Odetchnęła głęboko, uspokajając przyśpieszone tętno.
– To prawie mnie miałeś. – powiedziała, patrząc na podnoszącego się z ziemi i potrząsającego głową mężczyznę, starającego się zapewne pozbyć zawrotów głowy. Mężczyzna spojrzał na nią skrzywiony i odetchnął głęboko. Zniknął przy pomocy shunpo. Mija odsunęła się dwa kroki, unikając tym samym uderzenia. Krok w bok i mężczyzna przeleciał kawałek od niej. Lekkie odchylenie do tyłu i katana przemknęła milimetry od jej gardła. Mężczyzna wziął większy zamach, jednak znów minął się o milimetry. Podskoczyła, unikając cięcia i chciała kopnąć go w pierś. Asashi uniósł rękę i złapał za nogę dziewczyny, mimo to odsunął się pod naporem kilka centymetrów.
- Przestań wreszcie uciekać! Skaczesz jak jakaś tancereczka zamiast stanąć porządnie do walki! - wrzasnął, odrzucając ją od siebie.
          Mija zaśmiała się głośno, robiąc salto w powietrzu i lądując miękko na nogach. Skłoniła się przed nim teatralnie.
- Sugerujesz Panie Porucznik, że nie radzisz sobie z tancereczką? Rozczarowujące. Walka to walka. Nie ma zasad a jeśli ktoś ci wmawiał inaczej to kłamał. Wykorzystasz wszystkie swoje sztuczki by przeżyć i zabić. Jeśli nie potrafisz mnie dosięgnąć raz ostrzem, to nie masz prawa się wypowiadać o moim stylu walki.
- Kisama! - warknął.
          Doskoczył do dziewczyny w locie chowając katanę. Wymierzył cios w twarz, który został jednak zatrzymany. Podobnie jak kolejne kopnięcie i próba podcięcia. Dziewczyna sparowała jego atak i sama uderzyła. Zadawała cios za ciosem, które mężczyzna dawał radę parować, jednak każdy wytrącał go z równowagi. Odskoczył do tyłu, zatrzymując się przy drzewie. Mija skoczyła za nim i wymierzyła silne kopnięcie. Asashi uciekł przy pomocy shunpo a jej noga przełamała drzewo w pół. Odskoczyła gdy konar zaczął się na nią osuwać. Obróciła się by spojrzeć na Asashiego. Stał kilka metrów od niej ciężko oddychając. W ręku znów trzymał katanę.
– Co? Rezygnujesz już z walki wręcz? Chyba się nie wystraszyłeś, nie?
          Asashi zmrużył oczy zirytowany, jednak nie dał się sprowokować. Nie mógł pozwolić dziecku tak dominować.
– Hado no 57 Daichi Tenyo. – powiedział na tyle cicho, że dziewczyna go nie usłyszała.
          Wyciągnął dłonie przed siebie, skupiając się na kamieniach za dziewczyną i kilku gałęziach. Mija obserwowała go, nie wiedząc co planuje. Widział jak oczy dziewczyny nagle się rozszerzają. Szarpnął dłonią, zmuszając tym samym wszystkie uniesione przedmioty do ataku. Ku jego zaskoczeniu bez żadnej inkantacji ani nawet wypowiedzenia nazwy zaklęcia stworzyła złotą barierę.
– Enkosen. – zdziwił się.
           Kamienie i gałęzie zatrzymały się na tarczy, poza jednym, który leciał bardziej z boku. Mija dostrzegła go kątem oka i wyskoczyła w powietrze, by go uniknąć. Odwróciła się w powietrzu i zatrzymała tarczą ostrze Asashiego. Drgnęła gdy na złotej tafli pojawiło się pęknięcie. Uchyliła się przed kopnięciem, jednak wytrącona z równowagi nie zdołała wystarczająco szybko uciec przed kataną. Zasłoniła się tarczą, która, jednak nie wytrzymała i została przecięta w pół. Postawiła stopę na udzie mężczyzny i odbiła się, uciekając. Spojrzała na Asashiego, który uśmiechnął się chyba po raz pierwszy odkąd się znają.
– Pierwsze zadanie wykonane.
– Nani? – zdziwiła się.
          Spojrzała po sobie i zauważyła rozcięcie na samym skraju haori, gdzie musiała przelecieć katana. Uśmiechnęła się minimalnie.
– Było bliżej niż myślałam. – sapnęła. – No cóż. Umowa to umowa.
          Wyjęła katanę za pasa, przejechała czubkiem po ziemi i zniknęła z minimalnym błyskiem przy stopach. Pojawiła się przed mężczyzną wymierzając potężne uderzenie. Asashi sparował cios, mimo to cofnął się o kilka centymetrów do tyłu. Kapitan nie dawała mu chwili wytchnienia. Atakowała raz za razem, mierząc idealnie w jego punkty witalne. Jeden błąd mógł kosztować go życie. Po policzku spłynęła mu kropla potu, z trudem łapał oddech. Energia jego przywódczyni wciąż rosła co powoli zaczynało odbierać mu dech.
– Bakudo 21. Sekienton!
– Shakkaho!
          Nim wszystko pokryło się czerwonym dymem Mija wyciągnęła dłoń przed siebie, formując czerwoną kulę energii, którą uderzyła w Porucznika. Mężczyzna odleciał od niej, pozostawiając ją samą w czerwonym dymie. Mija rozejrzała się i ruszyła w stronę swych podwładnych by jak najszybciej opuścić dym. Drgnęła gdy przestała wyczuwać energię przeciwnika. Rozejrzała się, jednak nic wciąż nie była wstanie zobaczyć. Zamknęła oczy i skupiła się na wszelkim ruchu wokół siebie. Minimalnie drgnęła gdy wyczuła ruch ze swojej lewej strony. Natychmiast przerzuciła miecz do drugiej dłoni, parując bez większych przeszkód atak. Otworzyła oczy i spojrzała na zszokowaną twarz mężczyzny. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
– Musisz się bardziej postarać. Zaskocz mnie czymś. Okasen!
           Z dłoni dziewczyny uwolnił się złoty błysk, który ugodził Asashiego w pierś, odrzucając i lekko raniąc. Rozejrzała się wciąż stojąc w denerwującym czerwonym dymie. Uniosła miecz do góry a z czubka zaczęło uwalniać się potężne tornado, które wciągnęło cały dym i wyrzuciło go wysoko.
– Wybacz. Przesadziłam? – spytała niewinnie, patrząc na poparzenie na piersi mężczyzny.
– To nic.
– To dobrze bo dopiero się zaczynam rozgrzewać. – uśmiechnęła się z wyższością, opierając swą katanę, tępą stroną na swoim barku.
– Nie pozwolę ci tak przytłaczać tej walki!
– Poruczniku, przecież tego od początku oczekuję.
– Skoro tak... Pożeraj, Monsuta! 
          Mija zesztywniała, czując intensywną mroczną energię. Miała wrażenie jakby otoczyło ją całe stado pustych. Miecz pokryty był dziwną czarną mgiełką. Z każdym nawet minimalnym ruchem w powietrzu zostawała czarna droga miecza. Przełknęła ślinę, mając ochotę się cofnąć. Pierwszy raz od dawna się czegoś przestraszyła a to było dopiero jego Shikai. Dłonie zaczęły jej drżeć, czuła jak panika w niej wzbiera, mimo, że nie działo się nic wielkiego. Miecz ją przyzywał, mamił.
– Asashi, tylko nie przesadzaj. – usłyszeli głos Tory. – Bez wcześniejszego treningu, to może być dla Taicho niebezpieczne.
– Nie będę przesadzał. Taicho już wygląda na przestraszoną. – uśmiechnął się wrednie.
          Kapitan skrzywiła się lekko, słysząc jego słowa. Im dłużej przyglądała się ostrzu, tym głośniej w głowie słyszała ryk pustych. Otrząsnęła się ze złością. Energia tego Zanpakuto ją niepokoiła, ale to nie miało znaczenia. Nie bała się pustych, tego miecza też nie zamierzała. Ryk w uszach natychmiast ucichł. Porucznik spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Godne podziwu. – uśmiechnął się, patrząc na nią z prawdziwym uznaniem.
– Co? – niezrozumiała.
– Większość przeciwników ucieka lub jest kompletnie zesztywniała gdy przebudzam moje Zanpakuto. Nie oczekiwałem, że z tobą też tak będzie, ale sądziłem, że z lękiem zbyt szybko sobie nie poradzisz.
– Cóż, to było zdecydowanie najstraszniejsze Shikai z jakim miałam do czynienia, ale to nie wystarczy. – wyprostowała się dumnie.
– Nie na tym kończy się moc mojego Shikai.
           Wyskoczył do przodu, atakując. Mija sparowała atak, nie odkrywając wzroku od unoszącej się czarnej mgiełki. Ulatniała się z miecza, unosiła się  kilka sekund, po czym znikała. Uchyliła się od ciosu pięścią w twarz i uderzyła celując ostrzem w gardło mężczyzny. Ten zablokował atak i zaczęli się siłować. Wkładali w to coraz więcej siły, gdy nagle Asashi się wycofał. Siła popchnęła ją minimalnie do przodu. Spięła się gwałtownie, gdy dłonie przeleciały przez czarną mgiełkę, która osiadła jej na skórze. Całe jej ciało zadrżało w spazmie bólu. Ból promieniował od palców na całe ciało. Katana wyleciała jej z dłoni a zmartwiałe palce odmówiły posłuszeństwa. Zbyt mocno przykuwając do tego stanu uwagę nie zdążyła zareagować na ruch Asashiego i odleciała niesiona silnym kopnięciem. Zatrzymała się kilka metrów dalej z trudem łapiąc oddech z powodu ogarniającego całe jej ciało bólu. Spróbowała się podnieść jednak natychmiast uderzyła policzkiem z powrotem o ziemię. Jej dłonie były sparaliżowane. Obróciła się na plecy i z trudem usiadła. Spojrzała na stojącego kilka metrów od niej mężczyznę. Przyglądał jej się, jednak nie atakował.
– Co tak stoisz? – wysapała. – Mogłeś to spokojnie zakończyć.
– Mogłem. – przyznał. – Ty mogłaś mnie od początku walki pokonać już z 6 albo więcej razy. Nie zrobiłaś tego. Nasza umowa w sumie nie ma już znaczenia.
– Jak to? – zdziwiła się wstając, jednocześnie powstrzymując odruch wymiotny. Zerknęła na swoich podwładnych, którzy szeptali coś w podnieceniu.
– Są zszokowani, że wstałaś. Nikt dotąd nie wstał. Nie ważne jak ktoś silny by nie był. Ten ból jest nie do wytrzymania. – zamyślił się na chwilę, patrząc na lekko chwiejącą się dziewczynę. – Nasza umowa nie ma już znaczenia. Ja cię nie zabiję, to nie była możliwość od samego początku. Obojętnie kto z nas wygra udowodniłaś już, że jesteś wystarczająco silna na naszego kapitana, choć wciąż nie przychodzi mi to łatwo. – zaśmiał się. – Znasz swoją wartość. Wiedziałaś, że jesteś wystarczająco silna. Mogłaś mnie pokonać od razu i mieć to z głowy, ale wolałaś sprawdzić na co mnie stać. Nie pokonam cię od razu, bo chcę wiedzieć jak poradzisz sobie w takiej sytuacji.
– Super, Aizen-Taicho w kółko powtarzał nie baw się z przeciwnikiem, bo się sparzysz i jak zwykle musiał mieć rację. – mruknęła, wciąż nie mogąc ruszać palcami.
           Spróbowała zgromadzić demoniczną energię w dłoni, jednak nie była wstanie. Czuła jak energia przepływa w dół ramienia, po czym znika. Stało się jednak coś istotnego. Czarna warstwa na skórze cały czas się rozrastała i z palców ogarnęła już całe dłonie, jednak przy napływie energii proces zwolnił.
– Pokaż z czego jesteś ulepiona, Taicho! – drgnęła, słysząc swój tytuł z ust mężczyzny.
            Uśmiechnęła się mimowolnie odskakując od niego. Skumulowała swą energię zaraz przed czarną plamą na dłoniach. Było to trudne do utrzymania, jednak utrzymywało paraliżującą substancję w miejscu a jednocześnie energia nie była z niej wysysana. Unikała ataków mężczyzny, utrzymując bezpieczną odległość. Nie miała pomysłu jak się do niego zbliżyć. Jeśli jeszcze raz dotknie tej mgiełki, to już raczej nie da rady wstać. Jednak ciągle uciekając też nic nie osiągnie.
– No co jest, Taicho? Brak pomysłów? Bez dłoni wiele nie osiągniesz.
           Sprawnie unikała ataków, nie dając się dotknąć. Uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna uniósł miecz nad głowę by zwiększyć zamach. Skoczyła w jego stronę, odwracając się w powietrzu i lądując stopami na jego piersi. Spojrzała w zdziwione spojrzenie mężczyzny po czym skoncentrowała się na demonicznej energii. Wzięła głęboki wdech i uwolniła energie.
– Shibireyubi!
          Odbiła się od mężczyzny, który stał wciąż z uniesionymi rękami nad głową. Widziała jak lekko drżał, próbując się ruszyć. Jego ciało było sparaliżowane od jej zaklęcia.
          Skoncentrowała swoje reiatsu wyłącznie na nogach, zwiększając gwałtownie siłę uderzeń. Skoczyła znów w jego stronę. Kopnęła go w brzuch, odrzucając do tyłu. Nim zdążył upaść na ziemię dziewczyna stanęła na drodze jego lotu i kopnięciem wybiła go wysoko w powietrze. Przy pomocy Shunpo skoczyła do góry i nim Asashi zdążył zacząć opadać kopnęła go w brzuch, wbijając w ziemię i tworząc dziurę. Hiroto wygrzebał się z trudem, wciąż drżąc na całym ciele. Jego ruchy były mocno ograniczone.
– Rzuciłaś zaklęcie przy pomocy nóg. – wysapał zaskoczony.
– Ręce mi odebrałeś, to trzeba sobie jakoś radzić. – uśmiechnęła się lekko, patrząc na swoje dłonie. Czarne plany istotnie się zmniejszyły. Przelała do nadgarstków więcej energii, zmniejszając wciąż czarną powierzchnie.
– Z czasem to czarne coś słabnie. – powiedziała do mężczyzny, zginając palce. Wciąż były zdrętwiałe i obolałe, ale było dużo lepiej. Jeszcze chwila i odzyska pełną sprawność.
– Nie spotkałem jeszcze nikogo kto był wstanie cofać ten efekt, ale nie dziwi mnie, że akurat ty to potrafisz. Twoja energia jest biała a moja czarna, to logiczne, że będziemy na siebie mocniej reagować.
– Co to znaczy?
– Ta moc można powiedzieć w pewnym sensie pochodzi od pustych. – dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Inaczej. Nie pochodzi od nich a tworzy je a przynajmniej tak jest w naturze. W moim przypadku można powiedzieć, że dzięki Monsucie jestem wstanie kontrolować puste. Ty jesteś przeciwieństwem. Nie potrafisz kontrolować Suki jeszcze w pełni, gdy się tego nauczysz będziesz mogła niwelować z łatwością ten mrok. Na razie jednak nie masz takiej możliwości. Co gorsza będziesz na to reagować zdecydowanie gorzej niż przeciętny shinigami.
– Jak to? – spytała, zmniejszając odległość między nimi i szykując się do kolejnego ataku.
– Z jednej strony jesteś bardziej odporna. Po kontakcie z tą energią większość traci z bólu przytomność. Ty stoisz, walczysz, możesz korzystać z Kido, jednak dla przeciętnych nie ma znaczenia jakiej mocy użyję. Czy użyję drobinki mocy, czy całości efekt będzie taki sam. Z bólu stracą przytomność i koniec. W twoim przypadku jest gorzej. – rozruszał ramiona niwelując uczucie zdrętwienia. – Jeśli na tobie użyłbym większej mocy, to mogłabyś zginąć. Jeśli ilość mroku jaką wytworzę przerośnie twoje światło umrzesz.
– Uroczo... – westchnęła. – Co Tora miał na myśli, mówiąc o treningu.
– Trenowałem z nimi. Ten efekt strachu ujawnia się u każdego kto jest świadkiem mojego Shikai, choć osoba na którą kieruję uwagę odczuwa to najmocniej. Potrzeba trochę czasu nim się przyzwyczaisz i nauczysz panować nad tym lękiem. Przynajmniej zazwyczaj. Ty nie dość, że przestałaś zwracać uwagę na lęk, to co lepsze kompletnie przestałaś go odczuwać. – uniknął kopnięcia w twarz, atakując dziewczynę, która jednak się wymknęła, odskakując. – Jak to zrobiłaś?
– Zirytowałeś mnie uwagą, że wyglądam na przestraszoną.
           Mężczyzna patrzył z zaskoczeniem na dziewczynę, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
– Moja atutowa technika pokonana przez zranione ego piętnastolatki. – parsknął. – Starałem się tego nie widzieć, ale zdecydowanie jesteś ciekawą i niezwykłą osóbką.
– Nikt normalny nie poradziłby sobie z waszą bandą. – uśmiechnęła się. – Raikoho!
          Zaskoczyła go, używając Kido przy pomocy dłoni, co wskazywało, że wpływ czarnej energii się skończył. Złota kula poleciała w stronę mężczyzny, ten odskoczył, jednak przez wybuch wszystko wokół niego pokryło się piachem .
– Bokudo no 9 Horin! – z dłoni dziewczyny wyleciała złota lina, która wpadła w pył. Po chwili związany nią Porucznik wyleciał z unoszących się drobinek piachu. Przeleciał kawałek i uderzył w ziemię. Ciągnięty kaleczył ciało o podłożę. Mija wyciągnęła drugą dłoń przed siebie i kolejna lina energii pognała w jego stronę. Owinęła się wokół Monsuty i wyrwała katanę z rąk mężczyzny, odrzucając ją daleko. Mija z uśmiechem cofnęła technikę i przyzwała Suki. Zacisnęła palce na rękojeści i ruszyła na mężczyznę. Pozbawiony broni w konfrontacji z mistrzem miecza mógł jedynie robić uniki, mimo to na jego ciele pojawiło się już kilka krwawych szram a jego ubranie było w strzępach. Dostrzegł swoją szansę w krótkim zawahaniu dziewczyny, gdy w ostatniej chwili uniknął morderczego ciosu. Odchylił się do tyłu i kopnął w ziemię, unosząc piach i rzucając nim w twarz dziewczyny. Ta cofnęła się, zasłaniając przedramieniem oczy. Doskoczył do niej i uderzył ją w pierś. Odleciała, tracąc katanę. Odbiła się dłonią, przerzuciła nogi za głowę i stanęła w pionie, krztusząc się lekko. Spojrzała na mężczyznę podnoszącego swą katanę.
– Jesteś cholernie uciążliwy. – mruknęła, zaciskając palce na rękojeści zmaterializowanego miecza.
– Mogę powiedzieć o tobie to samo. Muszę wrócić do intensywniejszych treningów. Od dawna nikt nade mną nie nadążał, a ty jeszcze, że nadążasz, to jeszcze jesteś lepsza.
– Miło słyszeć. – uśmiechnęła się. – Urahara zdecydowanie nie przesadzał opisując wasze możliwości. Przynajmniej twoje.
– Taicho? – mruknął.
– Hmm?
– Mam nadzieję, że cię to nie zabije, ale zmuszę cię do przebudzenia Suki.
          Patrzyła na niego uważnie. Przeciął wewnętrzną stronę swojej dłoni i pokrył całą długość ostrza swą krwią.
– Bankai! Monsuta o taberu akuma!
          Czarna mgiełka wylała się z ostrza i kręcąc się nad Asashim przybrała postać jakby człowieka, skrajnie wychudzonego i okrytego poszarpanym płaszczem. Kości były tak ciasno oplecione skórą, że wyglądały jakby w każdej chwili mogły ją przebić. Stwór wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny i z jego palców zakończonych długimi pazurami wyleciała czarna mgła, która podążyła w jej stronę. Nie podobało jej się to. Dotychczas mgiełka unosiła się tylko z miecza i już było niebezpiecznie, jednak teraz zasięg ataków gwałtownie wzrósł. Odskoczyła do tyłu, zachowując bezpieczną odległość. Stwór cały stworzony był z tej mgły, więc fizyczne ataki odpadały. Do mgły też nie miała po co się zbliżać, chyba, że chciałaby szybciej zakończyć te walkę i swoją egzystencję przy okazji.
– Obróć się w niwecz, czarny psie Rondalnini! Przeczytaj te słowa, spal je na popiół i rozerwij swą gardziel własnymi szponami! Bakudo 9. Geki! – nie potrzebowała inkantacji do tak prostego czaru, jednak teraz uwolnione zaklęcie miało o wiele większą moc. Ciało porucznika i stwora rozbłysło czerwonym światłem i znieruchomiało a czarna mgiełka się rozwiała.
– Bakudo 63. Sajo Sabaku! – złoty łańcuch oplótł się wokół ciała porucznika oplatając go i powalając na kolana. Mężczyzna szarpnął się, jednak nie zdołał zerwać więzów. Mija doskoczyła do niego i skierowała dłoń w stronę jego twarzy.
– Hakufuku! Zaśnij sobie bo już mnie zmęczyłeś. – mruknęła.
           Spojrzenie mężczyzny stało się zamglone. Zachwiał się, jednak złoty łańcuch utrzymał go w pozycji klęczącej. Miała przyłożyć mu miecz do gardła, gdy nagle mimo braku kontaktu Asashiego stwór uniósł rękę w której pojawił się mglisty miecz. Nie wyglądał na zbyt materialny, ale dla bezpieczeństwa odskoczyła. Zobaczyła jak Asashi się przebudza. Potrząsnął głową i rozejrzał się lekko zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę i w tym samym momencie wytwór jego Bankai uderzyło mieczem w ziemię. Ziemia pękła a ze szczelin wydobył się czarny dym pod dużym ciśnieniem. Mija uciekła jak najdalej od szczelin, jednak ziemia pękała w każdą stronę. Nie mając żadnej drogi ucieczki wyskoczyła w powietrze, jednak z pęknięć wystrzelił dym z taką siłą, że wiedziała, że ją dosięgnie.
– Nie! - usłyszała krzyk Azumy. – To ją zabije! Asashi!
           Widziała jak jej oficerowie ruszają w jej stronę a Asashi stara się cofnąć skutki ataku, jednak ona nie miała zamiaru się poddawać. Skierowała swoje ostrze w stronę dymu, ufając Suki bezgranicznie. Zawsze wyciągała ją z opałów, więc i teraz na pewno jej się to uda.
– Zadziwiaj, Suki! – zawołała.
           Z jej ostrza wystrzeliło białe światło, na tyle silne, że wszystkich poraziło. Mija w ostatniej chwili zamknęła oczy by kompletnie nie oślepnąć. Z cudem wylądowała na ziemi i założyła, że przebudzenie Suki coś dało, bo nie czuła przeraźliwego bólu ogarniającego jej ciało, jednak gdy otwierała oczy widziała jedynie białe plamy.
– Dzięki, Suki. O to mi chodziło. – warknęła.
– Twoje Zanpakuto wyzwoliło takie ilości energii, że rozwiało Bankai Asashiego. – usłyszała nad sobą niedowierzający głos Nitoriego.
– Świetnie, ale mogła przy okazji mnie nie oślepiać. – przetarła oczy, ale nic to nie dało.
– Taicho się wybroniła, więc walka wciąż trwa. Idźcie stąd.
– Taicho nic nie widzi. Nie może dalej walczyć... – oburzyła się Niko gdzieś z oddali.
          Mija poczuła ruch i natychmiast uniosła miecz, blokując cios.
– Taicho, nie ma z tym problemu. Jak się tego nauczyłaś? – spytał. – To nie jest tylko kwestia wzroku. Ty reagujesz na ruchy, których nie miałaś prawa wyczuć.
– Moje Bankai nie odbiera tylko wzroku. – odepchnęła go od siebie. – Dzieli się na 7 poziomów.
– To znaczy?
– Każde nacięcie aktywuje kolejny poziom. Pierwsze odbiera wzrok, drugie słuch, kolejno węch, smak, dotyk, wyczucie reiatsu a ostatnie cięcie zabija. By opanować Bankai musiałam nauczyć się walczyć pozbawiona wszystkich zmysłów. Was też mogę tego nauczyć. Choć to niebezpieczne. Koniec tego gadania. Wyczuwam, że wciąż masz aktywne Bankai, ale nie czuję tej mrocznej energii.
– Rozwiałaś je. – mruknął. – Teraz potrzebuję chwilę by znów zebrać energię.
– Hmm... – skoczyła do przodu, zadając mężczyźnie potężny cios.
          Asashi choć z trudem, to sparował atak. Przeskoczył w bok tnąc jednocześnie swym Zanpakuto. Jednak broń odbiła się z głośnym zgrzytem od ostrza Miji. Odskoczył na bezpieczną odległość, choć po postawie dziewczyny mógł wnioskować, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego gdzie on się znajduje.
– Kilka dni temu trenowałaś z Hitsugayą. Nie pokazałaś ani procenta z tego co potrafisz. Gdy Aizen Taicho do was dołączył nie byliście wstanie nad nim nadążyć a teraz...
– Nie chcieliśmy by Seireitei znało nasze pełne możliwości. Gdy ktoś nas obserwował dawaliśmy z siebie kilka procent i raczej walczyliśmy fizycznie, bez zbytniego wspomagania się reiatsu. Gdy Aizen-Taicho dołączył byliśmy już nieco zmęczeni i wciąż nie pokazywaliśmy całej naszej mocy. Poza tym Aizen-sama jest od nas dużo potężniejszy.
            Wykorzystała Shunpo i pojawiła się przed mężczyzną. Zadała cios z lewej strony, który napotkał opór drugiej katany. Podbiła miecz mężczyzny i kopnęła go lekko w brzuch przewracając. Stanęła nad nim dociskając stopą jego miecz do ziemi. Przyłożyła ostrze do jego piersi na wysokości serca i uśmiechnęła się lekko.
– Wygrałam. – stwierdziła spokojnie po czym pomogła mu usiąść. Mężczyzna oddychał  ciężko i z trudem, więc kazała mu siedzieć aż nieco odpocznie.
– Taicho! Ty na prawdę wygrałaś! – podbiegła do niej Fumiko z przyjaciółmi. Pozostali z oddziału stali wciąż w oddali, przyglądając się wszystkiemu w szoku.
          Mija dezaktywowała Shikai i schowała Suki, łapiąc głębszy oddech. Przetarła oczy, starając się coś zobaczyć. Widziała zarys postaci, jednak wciąż wszystko ją raziło. Zamknęła oczy, wzdychając ciężko.
– Taicho, twoje oczy... Może powinnaś udać się do czwartego oddziału. - wtrąciła niepewnie Nanami.
         Mija skrzywiła się mimowolnie na myśl o spotkaniu Unohany-Taicho.
– Wolałabym tego uniknąć. Wystarczy na razie jakiś okład i odpoczynek.
– Ale...! – oburzyła się Fumiko.
– Jak do godziny nie przejdzie to pójdę. – zapewniła.
– Dobrze. Powinniście obydwoje odpocząć. – zarządziła Fumiko. – Niech ktoś przyniesie zmoczony bandaż dla Taicho. Lepiej, żebyś nie przeciążała na razie wzroku.
– Poradzę sobie...
– Wiem co mówię. – powiedziała nieznoszącym odmowy tonem.
           Mija odwróciła się w jej stronę zdziwiona.
– Taicho, to znaczy... Ja...
           Dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem, nie zdając sobie sprawy, że wywołała rumieńce zażenowania na twarzy kobiety.
– Nie chciałam zabrzmieć...
– W porządku. Nic się nie dzieje, ale dotąd byłaś mimo wszystko lekko spięta przy mnie, więc nie spodziewałam się takiej stanowczości. – znów zachichotała, wywołując uśmiech na twarzach pozostałych oficerów.
– Nie chciałam cię urazić. – zapewniła natychmiast.
– Nie martw się. Nie tak łatwo mnie urazić. Mam trochę dokumentów do dokończenia, ale masz rację. Muszę odpocząć, w tym stanie i tak nic nie zrobię. Ale najpierw... Poruczniku.
          Odwróciła się w jego stronę. Mimo zamkniętych oczu widziała przepływ reiatsu w otoczeniu. Nie był to tak wyraźny obraz jak zwykle, ale wystarczał. Widziała jak mężczyzna z lekkimi trudnościami podnosi się z ziemi.
– Nie miałem racji. – zaczął pierwszy. – Oceniłem cię przez pryzmat moich własnych błędów. Był to osąd niesłuszny za co przepraszam. Sądzę, że oddział przy twoim dowództwie tylko się wzmocni.
– Zrobię wszystko co w mojej mocy by tak było. Nie obiecuję, że wszystkie moje decyzje będą słuszne, że któraś nie spowoduje tragedii. Nie jestem nieomylna. Jak każdy popełniam błędy, ale wierzę, że działając wspólnie zmniejszymy to ryzyko. Na pewno przede mną jeszcze długa droga. Nie poznałam jeszcze granicy moich możliwości. Nie opanowałam mocy związanej z naznaczeniem, ale obiecuję, że użyję całej swojej mocy by chronić ten oddział i każdego jego członka. – powiedziała głośno, tak by każdy ją usłyszał. – To mogę obiecać.
– Będziesz nas chronić? – spytał Porucznik. – Będziesz dbać o dobro nasze i całego oddziału?
– Tak. – zapewniła stanowczo. – Wiem, że dotąd mieliście ciężko. Mimo, że ty dowodziłeś, w gruncie rzeczy odpowiadaliście przed wszystkimi Kapitanami a to nie mogło być łatwe. Oddział teraz zyskał większą autonomię. Inni Kapitanowie nie będą już kontrolować działań oddziału.
– Rozumiem.
– Asashi? – Fumiko zwróciła się do lekko nieobecnego myślami męża.
– W porządku. Skoro ty włożysz całą swoją moc w ochronę nas, to nam jedynie zostaje cię wspierać. Nie będę mówić w imieniu wszystkich. Raz to zrobiłem i teraz tego żałuję. Reszta zrobi co uważa. Ty jako nasz Kapitan przysięgasz nam ochronę ja mogę przysiąść posłuszeństwo i oddanie.
         Mija nie dowierzała, widząc jak mężczyzna wyciąga miecz, wbija go w ziemię przed sobą, po czym klęka. Każdy żołnierz miał obowiązek wypełniać obowiązki swego Kapitana czy mu się to podoba czy nie, jednak to co zrobił Hiroto było czymś innym. Uroczyste oddanie się woli swego dowódcy. Mało który Kapitan dostąpił tego zaszczytu. Wszyscy stali chwilę z szokiem patrząc na klęczącego mężczyznę. Po krótkiej chwili wahania dołączyli do niego Azuma i Tora a za nimi reszta. Jedynie Nitori wciąż stał, przyglądając się dziewczynie.
– Nie zawiedziesz? – spytał nerwowo.
– Nie wiem. Zrobię wszystko by nie.
– Hmm... – parsknął. – Przynajmniej nie rzucasz pustych frazesów.
         Przyjrzał się jeszcze uważnie dziewczynie po czym westchnął.
– Spraw bym tego nie żałował.
          Wyjął swoje Zanpakuto i wbił je w ziemię przed sobą, klękając i pochylając przed nią głowę. Po chwili zrobiła to również Fumiko. W oddali zobaczyła klęczącą Niko i oficera 3 pododziału . Ku jej niedowierzaniu reszta oddziału poszła w ich ślady. Wszyscy uroczyście oddali siebie i swe Zanpakuto pod jej rozkazy. Przełknęła gulę w gardle, żałując, że nie może tego zobaczyć w normalny sposób, ale ten drobiazg nie zmieniał wzniosłości tego wydarzenia.
– Przedstawiłaś nam swoje zasady i poglądy. – zaczął Asashi podnosząc głowę. – Wiele pewnie się jeszcze o tobie dowiemy. Jako twój Porucznik będę cię bronił i w razie potrzeby oddam za ciebie życie. Nie pozwolę też byś zagubiła po drodze swoje własne zasady.
– Dziękuję. – uśmiechnęła się wzruszona.
         Asashi podniósł się i schował swój miecz. Pozostali szybko poszli w jego ślady.
– Więc co teraz, Taicho? – spytał, uśmiechając się.
         Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
– Zacznijmy może od tego. Jestem Mija.
          Porucznik spojrzał na nią zdziwiony, po czym zaśmiał się lekko. Miała rację jego głos był bardzo przyjemny dla ucha gdy nie warczał.
– Asashi.
– Asari. – uśmiechnęła się różowo-włosa kobieta.
– Nanami.
– Nitori.
– Misaki.
– Nala.
          Każdy po kolei się przedstawił a uśmiech na twarzy dziewczyny wciąż rósł.
– Chodźmy budować nasz oddział po naszemu.
– Hai!



...................................................................................................................................................................
* Monsuta o taberu akuma (Potwór zjadający demony) - nie jestem pewna tłumaczenia, ale no XD