Translate

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych...


Wesołych świąt


Ile ozdób na choince, ile kartek leży w skrzynce, ile potraw jest na stole, ile siana masz w stodole,  ile spadło w górach śniegu, ile czasu spędzasz w biegu. Tyle w święta miej radości, dobra, ciepła i miłości.

Życzy, wszystkim czytelnikom i ich rodzinom.
Mija Mirini.






wtorek, 23 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 13


" 5 lat ciężkiej pracy"
Razem z Hitsugayą przez ostatnie kilka lat wylewamy z siebie siódme poty by stać się z silniejszymi, mimo to wciąż zdarzają się misje z których wracamy z ranami. Niby wszyscy gadają, że jesteśmy na poziomie kapitanów, że jesteśmy silniejsi niż wszyscy porucznicy, jednak dla nas jest to wciąż za mało.
Hitsugaya skączył jakiś czas temu piętnaście lat, ja mam jeszcze czternaście, wszyscy nam tego zazdroszczą. W tak młodym wieku już tyle osiągneliśmy, większość osób w tym wieku dopiero dowiaduje się, że mógłby zostać Shinigami. Nasz rocznik z którym zaczynaliśmy szkolenie, dopiero kończy Akademię, a my już jesteśmy na samej górze hierarchi.
Akurat trenujemy z Hitsugayą na jednym z wolnych placów treningowych. Większość pól znajduje się na terenie dywizji, jednak jest kilka takich poza nimi, gdzie może każdy trenować, nawet studenci Akademii, choć oni żadko się załapią, gdyż Shinigami mają pierwszeństwo.
Każde pole wygląda praktycznie tak samo, z kilkoma wzniesieniami, wielkimi głazami, jeziorkiem i licznymi drzewami. Wszystko byle utrudnić zadanie ćwiczącym.
Cięłam ostrzem by ranić tego głupka, jednak bez większych przeszkód zatrzymał cios. Siłowaliśmy się z taką mocą, że ziemia pod nami zaczęła się kruczyć, a widzom aż zabrakło tchu.
Na początku niewiele osób oglądało nasze treningi, jednak gdy rozniosła się plotka, że Trzeci Oficer i Porucznik piątego oddziału, których moc dorównuje tej kapitańskiej  trenują tutaj, sporo osób chciało to zobaczyć, więc za każdym razem gdy trenujemy zbiera się całkiem sporo widzów. Moją uwagę dzisiaj przykuła kilkuosobowa grupa. Stali z boku i z nikim nie rozmawiali, po ich energii mogłam wyczuć, że są silni, jednak nigdy dotąd ich nie widziłam.
Uniknęłam pięści Hitsugayi i przeskoczyłam nad nim, lądujac za jego plecami.
-Toshiro, może...-zaczęłam, gdy nasze miecze się skrzyżowały, jednak zostałam zmuszona do odskoczenia. Nie dałam się jednak zepchnąć do defensywy i natychmiast znów zaatakowałam.
-...obrywamy wciąż na misjach...-kolejny unik, tym razem w wykonaniu chłopaka. Natychmiast do niego doskoczyłam.
-...dlatego, że...trenujemy tylko we dwoje i nie mamy szans poznać innych technik.-dokończyłam odskakując od chłopaka o kilka metrów.
-Całkiem możliwe. W sumie...miałoby to jakis sens.-stwierdził z trudem łapiąc oddech.-To logiczne, że jesteś za słaba i ciągniesz mnie w dół.-zawołał tak głośno, że wszyscy usłyszeli.
-Nie to miałam na myśli!-warknęłam.-Raczej to, że to ty probujesz mnie rozpaczliwie dogonić, ale jesteś za słaby by móc cię nazwać wyzwaniem!
-Yaro!-warknął.
-Baka!
-Zasiądź na tronie mroźnego nieba, Hyōrinmaru!
-Zadziwiaj, Suki!
Prześliśmy jednoczęsnie do Shikai, kryształ tworzący moje ostrze pulsował moją energią. Kapitanowie i Porucznicy mogą przebudzać swoje ostrza tylko za specjalnym zezwoleniem, lub podczas treningów, inaczej nasza moc mogłaby zbyt mocno uszkodzić Seireitei. Oczywiście niektórzy oficerowie, tacy na przykład jak Hitsugaya też muszą się ograniczać.
-Hitsugaya?-uśmiechnęłam się uroczo.
-Co?
-Zabiję cię!
-Spróbuj jeśli potrafisz.-zakpił.
Doskoczyłam do niego, biorąc potężny zamach. Z początku planowal odeprzeć atak, ale w ostatniej chwili zrobił unik i zaatakował z mojej prawej. Ja niesiona przez siłę poprzedniego ataku, odwróciłm się wokół własnej osi i sparowałam cios. Zaś uwolniona przed chwilą energia zdmuchnęła kilka drzew i odrzuciła widzów stojących najbliżej, pomimo barier ochronnych.
-Ej, wy tam! Wzmocnijcie tę barierę!-krzyknął Hitsugaya, do Shinigamich odpowiedzialnych za porządek i tworzenie barier.
-Ależ, Hitsugaya-sama, bariery są na najwyższym poziomie.-odkrzyknął mu jeden z mężczyzn.
-Kuso!-zaklął, gdy pojawiłam się zaraz przed nim.
Sparował jeden cios, po czym odchylił się do tyłu unikając ucięcia głowy.
-Ogranicz się trochę, zrobisz im krzywdę!-powiedział ostro.
-To nie moja wina, nic na to nie poradzę. Nikt im nie każe tam sterczeć, a ty mogłeś nie robić uniku.
-I co jeszcze?
W ostatniej chwili ukucnęłam, unikając śmiercionośnego ciosu. Opierając się na dłoni, zrobiłam obrót i podciełam chłopakowi nogi. Toshiro poleciał na plecy, ale najpierw wymierzył mi silne kopnięcie w twarz. Na szczęście nie trafił, jednak przez unik nie mogłam od razu zaatakować. Hitsugaya odrócił się w powietrzu i wylądował na lewej ręcę z ktorej się wybił i stanął na nogach. Nie pozwoliłam mu odetchnąć i natychmiast stanęłam przed nim. Widziałam jak źrenice mu się rozszerzają, gdy dostrzegł ostrze milimetry od swojej twarzy, zawachałam się już nad zatrzymaniem ciosu, gdy w ostatniej chwili jakimś cudem sparował atak i chciał kopnąć mnie w brzuch. Uniknęłam jednak bez problemu atak, wyskakując w powietrze. Spróbowałam  go kopnąć głowę, jednak się uchylił. Wylądowałam na lewej ręcę, prawą zatrzymałam jego atak. Obróciłam się lekko i kopnęłam go w twarz.
-"Mam go!"
Trafiłam, nie przewidziałam jednak, że chłopak niesiony uderzeniem, zdoła się jeszcze obrócić i też kopnie mnie w twarz. Obydwoje poturlaliśmy się po skalistej ziemi, siniaczac sobie ciała. Podniosłam się szybko, trzymając za obolały kark. Nim zdążyłam rozeznać się w sytuacji Hitsugaya stał już przedemną. Cudem zatrzymałam nadchodzący atak. Nie dawał mi ani chwili wytchnienia, cios padał za ciosem. Wstał może ułamek sekundy przedemną, ale tyle wystarczyło by zupełnie wybić mnie z mojego tempa. Nie mogę nad nim nadążyć, ledwo paruję ataki o żadnej kątrze nie ma mowy.
-Shimata!
Wysapałam gdy miecz Hitsugayi niebezpecznie szybko, zaczął się zbliżać do mojej piersi. W ostatniej chwili zdołałam odskoczyć o kilka metrów za pomocą Shunpo. Nie zdążyłam jednak nawet nabrać głebszego oddechu, gdy znów musiałam parować szybkie i śmiertelnie precyzyjne ciosy.
Uchyliłam się do tyłu unikając Hyōrinmaru i skrzywiłam się gdy kilka moich kosmyków opadło na ziemię.
-Za blisko.-mruknęłam.
Ukucnęłam i cięłam mieczem ziemię, uwalniając przy tym energię. Doszło do małego wybuchu i poderwał się duży kawał skały, odgradzając nas od siebie. Wzięłam głebszy wdech i zamachnęłam się na skałę.
-Shi no Zanshu!-wykrzyczałam nazwę techniki.
Biały sierp natychmiast rozbił skałę, zasypując stojącego za nią chłopaka odłamkami. Hitsugaya w ostatniej chwili zatrzymał swym ostrzem nadlatujący sierp.
Odskoczyliśmy od siebie ciężko dysząc, żaden z nas nie był ranny, nie licząc kilku zadrapań i siniaków, jednak energia dosyć szybko uciekała.
Schowałam miecz i uśmiechając sie lekko wskoczyłam między drzewa, ukrywając swoją energię.
   ...........................

-Są niesamowici.-powiedział Abarai do stojących koło niego Hinamori i Kiry.
-Pewnie, że są!- powiedziała Rangiku, pojawiając się znikąd za rozmawiającymi, wieszając się przy okazji na Renjim.
-Matsumoto Fukutaicho?-powiedzieli zaskoczeni.
- O rany, co wy tacy sztywni? Po prostu Rangiku.
-Ależ, pani poru...-zaczęła Hinamori.
-Tylko nie "pani", czuję się przez to staro.
-Rangiku, co ty tu robisz?-zapytał Kira.
-Lubię ich oglądać.- powiedziała wesoło.- Poza tym Uchiba Taicho jest na misji w Świecie Żywych, więc mogę sobie darować papierkową robotę.
-Sokka.
-Kuuuurde, gdzie ona zniknęła.-jęknęła.
-Może musi złapać oddech, oficer Hitsugaya mocno ją przycisnął.-zasugerował Kira.
-Może, ale ile ona będzie odpoczywać!-warknęła kobieta.
-Rangiku-san, Mija-chan....to znaczy Fukutaicho nie odpoczywa.-wtrąciła Hinamori.
-Jak to?-zapytała, wieszając się z większym ciężarem na dziesiątym oficerze oddziału jedenastego, pod którym zaczęły uginać się nogi.
-Mirini Fukutaicho jest świetna w cichym zabijaniu i w walce wręcz. Ona próbuje zajść Toshiro-kun, by ten się tego nie spodziewał.-powiedziała nieśmiało.
-Świetna w skrytobójstwie mówisz?-mruknęła porucznik dziesiątego oddziału.
Przeniosła ponownie spojrzenie na Hitsugaye. Pamiętała go jako małego dzieciaka, którego namówiła do wstąpienia do akademii, a teraz już trzeci oficer.

.................................................
Toshiro uważnie rozglądał się wokół siebie, próbując wykryć dziewczynę.
-Pamiętasz, jutro masz być na moich urodzinach.-usłyszał za plecami. 
Odwrócił się natychmiast, nikogo tam jednak nie było.
-Sama arystokracja, jak sobie poradzisz?-znów rozniósł się głos za jego plecami.
Odwrócił się i ciął mieczem powietrze.
-Cholera! Pokaż się!-krzyknął.
-O czym ty mówisz? Jestem cały czas za tobą.-rozniósł się kpiący głosił.
Ciął mieczem w koło, a z jego końca wyłonił się ogromny lodowy smok. Oplatał on ciasno ciało chłopaka, by nikt nie mógł się za nim ukryć.
-Shimata!
Usłyszał nad sobą ciche przeklnięcie. Uniósł głowę i natychmiast posłał w kierunku dziewczyny smoka. 
-Hado no 76 Zangerin. -zawołała.
Skumulowała energię w mieczu i cięła nim tworząc wokół siebie krąg energii, który rozciął technikę chłopaka. Wylądowała na ziemi, podniosła głowę i ciężko oddychając patrzyła na chłopaka. Jego smok zupełnie zniknął i Toshiro też spoglądał na dziewczynę.
-Kończmy to, jestem już zmęczona.-powiedziała Mija.
-Zgoda.-powiedział spokojnie chłopak.
Wokół nich rozniosła się potężna energia, powietrze zaczęło lekko drżeć. Skoczyli na siebie, dzielił ich może metr, gdy między nimi pojawiła się postać, ominęła ich miecze, złapała ich za nadgarstki i cisnęła nimi o ziemię, wokół nich natychmiast wzniosły się tumany pyłu.
Obydwoje podnieśli się z trudem i spojrzeli na postać, która ich zaatakowała.
-Taicho?-zdziwili się.
Po publice rozniosły się zaskoczone krzyki.
-Co jest młodzieży? Mija-chan, jako mój porucznik, powinnaś zablokować ten atak, ty również, Toshiro.
Obydwoje wstali, zrozumieli o co chodzi. Złapali za miecze i zaatakowali.
Publika stała uważnie obserwując pojedynek.
Mija zaatakowała pierwsza, cięła raz za razem jednak Aizen unikał wszystkich ciosów.

-"Kuso, nawet nie wyjął miecza!"
Cięła mieczem, by natychmiast wyprowadzić szybki cios pięścią, jednak mężczyzna to przewidział złapał ją za dłoń i rzucił o ziemię. Mija krzyknęła krótko, gdy poczuła jak strzela jej coś w prawej ręce.
Aizen ruszył w jej stronę, lecz na jego drodzę stanął Toshiro i trzy jego lodowe smoki.
Mija pozbierała się szybko i nie spuszczając z oczu swego kapitana sprawdziła stan swojej ręki, na szczęście wszystko było z nią w porządku.
Podniosła się, skumulowała energię i wycelowała dłoń w kierunku walczących, skupiając demoniczną energię. Jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Toshiro, Mija wystrzeliła w kierunku obydwojga pocisk.
-Dangan shi! *
Toshiro odskoczył w ostatniej chwili, Kapitan Aizen odwrócił się do pędzącego w jego stronę pocisku. Technika była tak potężna że zostawiała za sobą głęboki rów, oraz tumany pyłu. Sousuke wyciągnął przed siebie dłoń i zatrzymał cios.
-Arienai(niemożliwe), zatrzymał to jedną ręką.
Energia skumulowała się w jego ręku i wystrzeliła w kierunku swojej właścicielki.
-KUSO!-krzyknęła, w ostatniej chwili wyskakując w powietrze, jakimś cudem atak jej nie dosięgnął, sama nie wiedziała jakim.
Odwróciła głowę i dostrzegła jak jej technika zamienia w drzazgi potężne dęby za nią.
- O cholera!-jęknęła, odskakując w ostatniej chwili przed atakiem kapitana.
Wylądowała na ziemi, przed nią zaraz pojawił się kapitan. Zrobił krok w jej stronę, jednak natychmiast musiał się odwrócił za siebie, by sparować cios Toshiro. Dziewczyna natychmiast wykorzystała okazję, zmaterializowała się za Aizenem. Skierowała swe ostrze na kręgosłup mężczyzny. Ten w ostatnim momencie zrobił unik, tak że miecz przebił jego Haori.
Aizen rozszerzył zaskoczony oczy gdy dostrzegł, że miecz dziewczyny, zatrzymał się milimetry od boku jej przyjaciela.
Mija natychmiast odwróciła broń i znów zaatakowała, tnąc kilka milimetrów od ciała trzeciego oficera. Mężczyzna w ostatniej chwili się wywinął i odskoczył.
-Walczycie bardzo ryzykownie, ostatni atak mógł ranić Toshiro-kun'a.
-Ale nie ranił.-powiedziała prosto z mostu dziewczyna.
-Hahaha, macie odpowiedź dlaczego tak często po misjach lądujecie w szpitalu, zwyczajnie wasz styl walki jest zbyt ryzykowny i nie zawsze wszystko wychodzi.
Mija i Toshiro spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
-Dobrze, kończmy już.-powiedział mężczyzna.
-Hai, Taicho!-krzyknęli równocześnie, przygotowując się do ataku.
Jednak kapitan nagle zniknął. Zmaterializował się on za Toshiro, chłopak nie zdążył się nawet obrócić, gdy miecz kapitana znalazł się przy jego szyi. Chłopak stał chwilę zaskoczony, jego twarz jednak nie zdradzała żadnych emocji. Po chwili opuścił miecz.
-No Toshiro-kun, poszło ci bardzo dobrze.
-Wcale nie.-mruknął.
Aizen odsunął się od chłopaka i spojrzał na dziewczynę.
Ta stanęła pewniej i złapała mimowolnie mocniej za miecz.
Poczuła jak Aizen pojawił się za nią, natychmiast się odwróciła w tamtym kierunku. Jednak gdy wykonywała zwrot, poczuła jak Kapitan znika i pojawia się z przeciwnej strony. Instynktownie uniosła miecz, blokując atak.
-Dobrze, Mija-chan.
Znowu zniknął, silne kopnięcie poniosło ją do tyłu. Zdołała sparować trzy ciosy mieczem. Mężczyzna jednak ukrył ostrze i zaczął atakować gołymi rękami. W kilku ruchach powalił dziewczynę na ziemię i przyłożył jej ostrze do szyi.
-"Nawet nie zauważyłam kiedy wyjął miecz."
-No i to by było na tyle, świetnie się spisaliście.
-Jasne.-prychnęła.
Aizen zmrużył oczy.
-To znaczy.... arigato, Taicho.

................................

-Niesamowite.-mruknął Abarai, który uwolnił się już spod ciężaru Matsumoto, która stała teraz obok.- Jeszcze przed chwilą walczyli na takim poziomie, że żaden z nas pomimo o wiele większego doświadczenia nie miałby szans. Jednak Aizen-Taicho pokonał ich jakby walczył z małymi dziećmi.
-Taaa, niesamowite.-szepnął Kira.
-Naprawdę sądzisz że masz większe doświadczenie od nich?-zapytała Rangiku.
-Przecież to oczywiste, jestem w Gotei sto lat dłużej.
-Ta, ale oni mają dziesięciokrotnie trudniejsze zadania, niż wasza trójka kiedykolwiek miała. Moim zdaniem to się wyrównuje.
-Rangiku-san, Kira-kun...
-Co jest?-zapytali.
-Piekielne motyle-powiedziała czarnowłosa, wskazując kierunek.
Rozejrzeli się, a gdy je dostrzegli wyciągnęli palce w ich kierunku.

.....................................

Mija spojrzała przed siebie i dostrzegła czarnego motyla, natychmiast wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
-Cóż to, wiadomość o takiej godzinie, musi być to coś ważnego.
Mija siedziała skupiona na wiadomości, gdy nagle jej oczy rozszerzyły się w szoku, a usta uchyliły lekko.
-Mija-chan, co się dzieje?
-MATSUMOTO-SAN!
Toshiro i Aizen obrócili się w kierunku kobiecego krzyku. Dostrzegli zapłakaną blondwłosą kobietę, klęczącą na ziemi. Na jej palcu siedział motyl.



-Mija, co się dzieje?!-spytał Hitsugaya.
-Porucznicy i kapitanowie są natychmiastowo wzywani na nadzwyczajne kapitańskie spotkanie.
-Powód?-zapytał Aizen.
-Oddział wysłany do świata żywych, w celu rekonesansu pod dowództwem Kapitana Uchiby, został zamordowany...
-Co takiego! Co z Mifune(Uchiba)?
-Zginął.-powiedziała.-Zmasakrowane ciała znalazł jeden z oficerów drugiego oddziału. Wiadomość została potwierdzona przez Yamamoto-sama i Kurotsuchiego-Taicho.
-Nie dobrze. Mija, ruszajmy.
-Taicho, ruszaj sam, ja pomogę Rangiku-san i zaraz z nią dołączę.
Mężczyzna spojrzał na załamaną kobietę, zalewającą się łzami.
-Dobrze, pośpiesz się, ta sprawa nie może czekać.
-Tak jest.
Mija natychmiast ruszyła biegiem w kierunku przyjaciółki, nigdy nie widziała jej tak załamanej, nawet w najgorszych okolicznościach miała na twarzy chociażby sztuczny uśmiech, po raz pierwszy widziała jej łzy smutku.
-Rangiku-san, Rangiku-san, co się dzieje?-pytała Hinamori, próbując pomóc kobiecie.
-Dosyć! Rozejść się! Nie ma tu co oglądać!-krzyknęła Mija, stając przy Matsumoto i Kirze, który podczymywał kobietę. Natychmiast uklękła przy niej.
-Kira-kun, idź już, damy radę.
-Ale...
-No idź.
Chłopak spojrzał jeszcze raz na Rangiku, po czym kiwnął głową i zniknął.
-Spokojnie Rangiku-chan, musimy iść na spotkanie, chodź tam się wszystko wyjaśni, może to pomyłka.
-Jaka pomyłka, nie słyszałaś?! Yamamoto-Taicho i ten stary zgred, Kurotsuchi, potwierdzili te informację!
-Tak wiem, nie chcesz się dowiedzieć co się stało?
-Nie!-krzyknęła, znów zalewając się łzami.
-Mija-chan, co się stało?-spytała cicho Hinamori.
Czarnowłosa podniosła spojrzenie na przyjaciółkę, dostrzegła koło niej Renji'ege, wokół pomimo rozkazu wciąż stało sporo osób.
Mija westchnęła cicho, wstając.
-Kapitan Uchiba i jego oddział zginęli na misji w świecie żywych.
-Co?!-krzyknął Abarai.
-Słyszałeś Abarai, nic więcej nie wiem. Rozejść się do cholery, nie macie żadnych obowiązków?!-wrzasnęła wkurzona.
Znów kucnęła.
-Rangiku, wiem że nigdy nie przepadałaś za obowiązkami, ale to ty będziesz musiała powiadomić o wszystkim oddział dziesiąty, musisz wiedzieć co się stało.
-Masz rację...-szepnęła słabym głosem. Wstała, Mija ją na wszelki wypadek przytrzymała. Matsumoto otarła łzy i się wyprostowała, wypychając biust do przodu. Nie uśmiechała się jednak, co zmartwiło Mije.
-Ruszajmy.-powiedziała.
-Hai, jesteśmy już spóźnione.-przed odejściem spojrzała jeszcze na Shinigamich, wszyscy rozmawiali o informacji jaką właśnie usłyszeli.
-Nie rozgłaszajcie tego na razie, nie ma sensu wprowadzać bezsensownej paniki. Rozejść się do swoich obowiązków.
-Hai!-krzyknęli.
-Wasza trójka też.-powiedziała do Hinamori, Renji'ego i Toshiro.
Kiwnęli w ciszy głowami.
Mija i Toshiro porozumiewawczo kiwnęli sobie głowami, a chłopak natychmiast zniknął.
-Chodźmy, Rangiku.
Natychmiast zniknęły i za pomocą Shunpo szybko przemieszczały się w kierunku miejsca zebrania. Mija widziała, jak kobieta co chwilę ociera łzy.
-Rangiku-chan, w porządku?
-Jasne, nic mi nie jest.-powiedziała, uśmiechając się sztucznie.
-Ech...przecież widzę.-westchnęła.
-Nie martw się, dam radę.
Mija obserwowała jej twarz.
-Rangiku-chan, wiem że sztuczny uśmiech mocno rani. Nie udawaj...
-Muszę jakoś przetrwać zebranie.-powiedziała słabo.
-Sokka, nie martw się pomogę ci ze wszystkim. Mam okazje się odwdzięczyć.
-Hai.
Obie stanęły przed drzwiami do gabinetu obrad, gdzie znajdowali się już wszyscy kapitanowie.
-Melduje się porucznik piątego oddziału, Mirini Mija.
-Melduje się porucznik dziesiątego oddziału, Rangiku Matsumoto.
Zameldowały się czekając na zgodę, na wejście.
-Wejdźcie!-rozniósł się głos Głównodowodzącego kapitana.
Mija natychmiast rozsunęła drewniane drzwi i przekroczyła próg, za nią natychmiast ruszyła Rangiku.
Obie skłoniły się przed kapitanami.
-Przepraszamy za spóźnienie, Yamamoto-sama.
-Zajmijcie swoje miejsca, Aizen-Taicho usprawiedliwił już waszą nieobecność.
-Hai.
Natychmiast udały się na swoje miejsca, Mija stojąc za Aizenem spoglądała, kątem oka na Matsumoto, która mętnym spojrzeniem patrzyła na puste miejsce kapitana dziesiątego oddziału. Dziewczyna rozejrzała się dyskretnie. Zaskoczył ją fakt, że obecni byli wszyscy porucznicy. Zdołali się zebrać w tak krótkim czasie, zazwyczaj zebrania poruczników odbywają się osobno, gdyż ci muszą się zbiegać z całej społeczności dusz, więc czasem trzeba czekać i cały dzień na nich.
-Dobrze, skoro wszyscy już są, możemy zaczynać.
-Co się stało, Yama-Jii?-zapytał Kyoraku.
-Jak wiecie, oddział pod dowództwem Uchiby-Taicho, został wysłany do świata żywych dwa tygodnie temu, w celu zbadania tajemniczych zniknięć plusów. Nie znaleźli na ten temat żadnych informacji. Jedyna rzecz jaką się dowiedzieliśmy to to, że za wszystkim stoją najprawdopodobniej shinigami.
-Czyli mamy wśród swych szeregów zdrajcę.-powiedział Ukitake.
-Lub zdrajców.-dopowiedział Aizen.
-Zgadza się. Uchiba-Taicho był na tropie zdrajców, niestety wczoraj kontakt z nim się urwał. Natychmiast wysłałem oddział drugi by odnaleźli go i jego ludzi. Informacje jakie nam przynieśli przed momentem zasmuciły nas wszystkich.
-To że nie żyje jest pewne?-zapytała Rangiku.
-Tak.
-Sokka.
-Yamamoto-Taicho, jeśli nie masz nic przeciwko, mogę wspomóc porucznik Matsumoto w sprawach oddziału-powiedział Aizen.
-To dobry pomysł, jednak ty udasz się do świata żywych.
Mija zesztywniała.
-"Jak to?! Dopiero zginął jeden z kapitanów i już wysyłają tam następnego? Dlaczego Aizen-sama?!"
-Mija, spokojnie.-usłyszała kojący głos Aizena.
-Sumimasen.- powiedziała pośpiesznie, natychmiast się uspokajając.
-Misja nie będzie trwała długo, ruszysz natychmiast.
-Co to za misja?- zapytał, zupełnie spokojny.
-Sprowadzenie ciała kapitana i jego oddziału.
-Ciała nie zostały jeszcze sprowadzone?-zapytał zaskoczony.
-Nie, wokół nich rozłożona została silna bariera, oficerowie nie są wstanie jej zdjąć, a po sytuacji jaka miała miejsce niebezpiecznie będzie wysyłać poruczników.
-Sokka, ale w takim razie kto wspomoże Rangiku-san?
Na sali zapadła cisza, nikt nie był do tego chętny. Komu się dziwić, było to jedynie dołożenie sobie papierkowej roboty.
-Kto wspomoże, wprowadzeniu oddziału dziesiątego, porucznik Matsumoto?
Oficjalnie powinien się tego podjąć jeden z kapitanów, jednak jak widać nikt nie był chętny.
-Yamamoto-sama?-zaczęła niepewnie Mija, nie była pewna czy powinna się odzywać?
-Tak, porucznik Mirini?-zapytał kapitan, kierując swe spojrzenie na dziewczynę, przyprawiając ją o drżenie dłoni, natychmiast się jednak opamiętała.
-Jeśli nie ma chętnych i nie sprawi to żadnych kłopotów, mogę wspomóc Rangiku-Fukutaicho.
-Zdołasz połączyć obowiązki piątego oddziału z obowiązkami dziesiątego oddziału?-zapytała Sui-Fēng, z powątpiewaniem w głosie.
-Hai, Taicho.
-Mija jest bardzo rzetelną osobą, z pewnością sobie poradzi.-poparł pomysł kapitan Aizen.
-Niech będzie, do czasu wyboru nowego kapitana jesteś odpowiedzialna za pomoc w prowadzeniu oddziału dziesiątego.-zakończył Yamamoto.
-Tak jest!
-To wszystko, możecie się rozejść.
-Hai!
Wszyscy opuścili pomieszczenie.
-Mija, ja natychmiast udam się do świata żywych, ufam że wszystkim się tu zajmiesz.
-Hai, Taicho!
-Mam nadzieję, że zdążę na twoje jutrzejsze urodziny.
-Nie przejmuj się tym, Taicho. Ja sama nie mam ochoty tam pójść.
Mężczyzna zaśmiał się krótko.
-Z tego co wiem będzie tam Kuchiki-Taicho wraz ze swoją siostrą Rukią.
-Hai, są przedstawicielami klanu Kuchiki, będą również przedstawiciele pozostałych trzech klanów i inne ważne osobistości.
-Sokka. Za prośbą rodu Shihōin, spotkanie odbędzie się w ich rezydencji, czyż nie?
-Owszem, przywódcę Shihōin w ostatnim czasie zaatakowano kilkukrotnie, więc ten obawia się podróżować, wystąpili z prośbą by uroczystość odbyła się w ich rezydencji, nie miałam nic przeciwko, więc przystanęłam na ich prośbę. Taicho, już pójdę, Rangiku-chan na mnie czeka.
-Oczywiście, do zobaczenia, Mija-chan.
-Hai, Taicho!
Mija skłoniła się na pożegnanie.
-Taicho?-zawołała za nim.
-Tak, Mija-chan?-zapytał, odwracając się.
-Proszę, uważaj na siebie.
-Nie musisz się martwić, wrócę jak najszybciej.
-Hai!- powiedziała, uśmiechając się lekko.
Dziewczyna podeszła szybko do porucznik dziesiątki.
-Wybacz, że musiał czekać, Rangiku-chan.
-Nic się nie stało. Dziękuję że się zgłosiłaś do pomocy.
-Lepiej dziękować Kapitanowi Yamamoto, że się zgodził.
-Hai.
-Ruszajmy, jak cię znam, to odkąd Kapitan Uchiba ruszył do świata żywych, nie tknęłaś raportów.
-Nie.
Mija westchnęła cierpiętniczo, widząc oczami wyobraźni stosy dokumentów.
Złożyła ręce jak do modlitwy i skoncentrowała demoniczną energię.
-Mija, co robisz?
-Cii!
Rozłączyła po chwili dłonie, a z między nich wyłonił się biały motyl.
-Co to?-zapytała zaskoczona kobieta.
-Moja technika, wymyśliłam ją niedawno. Opiera się na działaniu piekielnych motyli, mogę za ich pomocą wysłać szybko wiadomość. Nie muszę biegać by znaleźć piekielnego motyla. Jest stworzony z mojego reiatsu, wiadomość może być odszyfrowana tylko przez osobę, którą wybiorę, zaś gdy wiadomość zostanie dostarczona motyl znika. Nadal ją ulepszam.
Motyl stworzony z kondensowanej energii przeleciał przez ścianę i zniknął.
-Do kogo go wysłałaś?
-Do Toshiro, powiadomiłam go co się dzieje.
-To urocze, nie chcesz by się martwił.
-Nie, chcę by się zajął raportami mojego oddziału.
-Ahh, sokka. To podobne do ciebie.
Kobiety ruszyły natychmiast w kierunku baraków oddziału dziesiątego.
Na miejscu znalazły się po dziesięciu minutach. Natychmiast podbiegł do nich strażnik.
-Matsumoto-sama, Mirini-sama, czy to co mówią...?
-Wezwij wszystkich do głównej sali.-przerwała blondynka.
-Hai, Fukutaicho!
Po pół godzinie cały oddział znajdował się na sali.
-Fukutaicho, co się dzieje? Co z Taicho-sama?-pytał jeden z oficerów.
-Czy to co mówią jest prawdą?-zapytał inny.
-Tak, Taicho zginął na misji w świecie żywych.
Na sali wybuchła burza, część płakała, część krzyczała, inni głośno rozmawiali.
-Uciszcie się! Muszę wam przekazać kilka wiadomości!
Rangiku próbowała kilka razy uciszyć tłum, jednak osłabienie wywołane szokiem przebudziło się i kobieta nie miała na tyle siły przebicia.
-Ciszej, muszę wam powiedzieć...-kobieta przerwała czując drobną dłoń na lewym barku. Matsumoto spojrzała z pytaniem na czarnowłosą, ta uśmiechnęła się lekko.
Zrobiła dwa kroki do przodu, stając przed porucznikiem. Wzięła głęboki wdech...
-ZAMKNĄĆ JADACZKI!!!- wrzasnęła na całe gardło, dodatkowo uwalniając sporą ilość energii duchowej. Na sali natychmiast zrobiło się głucho, jedynie krzyk nastolatki wciąż niósł się po ścianach.
-Arigatou.-powiedziała spokojnie, gdy na sali było już zupełnie cicho.-Rangiku-Fukutaicho chce wam przekazać kilka informacji, więc byłoby miło gdybyście się zamknęli i słuchali.
Dziewczyna wciąż się uśmiechała, a jej głos był bardzo miły dla ucha, jednak otaczająca ją aura, dawała jasno do zrozumienia, że zabije jeśli ktoś się jeszcze odezwie.
Mija cofnęła się i znów stała koło starszej koleżanki, która wzięła głębszy wdech i zaczęła tłumaczyć sytuację.
-Uchiba-Taicho, jak w większości wiecie, dwa tygodnie temu ruszył do świata żywych, w celu wykonania zadania zleconego przez Yamamoto-sama. Niestety z jakiegoś powodu misja się nie powiodła, a Taicho i jego ludzie zginęli. Jest to dla naszego oddziału potworna strata, podobnie jak dla całego Soul Society. Jak na razie nie znam żadnych szczegółów tej tragedii, gdy czegoś się dowiem niezwłocznie was powiadomię. W tym momencie Aizen-Taicho rusza do świata żywych by sprowadzić ciała poległych, zaś porucznik Mirini zaoferowała nam swoją pomoc w prowadzeniu oddziału, do czasu aż zostanie wybrany nowy kapitan. Jak wiecie, zgodnie z zasadami, w najbliższym czasie wybrany zostanie nowy dowódca, niezależnie kto to będzie mam nadzieję że go ciepło przywitanie. Pamiętajcie, że nie jego winą jest śmierć kapitana, choć domyślam się że to może być dla was wszystkich trudne. To wszystko co chciałam wam dzisiaj powiedzieć.
Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić, aura w pomieszczeniu była mocno przygnębiająca i z całą pewnością przydałoby się otworzyć kilka okien.
-Chodźmy.-powiedziała Rangiku.
-Hai, muszę dzisiaj zrobić jak najwięcej raportów bo jutro nie będę miała czasu.
-Ah, no tak, zupełnie wyleciało mi z głowy, wybacz.
-Sama nie mam ochoty o tym pamiętać, no ale cóż nie co dzień obchodzi się piętnaste urodziny.
-Tak jak wszystkie pozostałe.
-Też prawda. Nie sądziłam Rangiku-chan, że potrafisz być taka poważna.
-Jak trzeba, ale rzadko.
-No tak, nie pasuje to do ciebie.
Kobiety weszły do skromnie urządzonego gabinetu.
-Jak pomyślę, że nigdy więcej nie usłyszę jak się po mnie wydziera, za lekceważenie raportów, to mi się robi tak jakoś niedobrze.
-Taa, ale nie martw się następny kapitan cię z pewnością nie zawiedzie.
-Hmm?
-Jak Uchiby-Taicho nie było tu te dwa tygodnie, ty nie tknęłaś żadnych dokumentów.-stwierdziła patrząc na cztery, wysokie stosy papierów.
-No tak.
-Na co ja się zgłosiłam, chyba zwariowałam.-westchnęła cicho.
-Dobrze, że masz Toshiro. Zajmie się dokumentami piątki.
-Tak, chociaż tyle. Pod tym względem można na niego liczyć.
Mija przyjrzała się bladej twarzy przyjaciółki.
-Połóż się i odpocznij, ja się zajmę dokumentami.
-Powinnam ci pomóc.
-Nie ma potrzeby, dam radę. Pokaż mi tylko gdzie są akta, bym miała z czego spisywać dane.
-W tamtej szafie jest wszystko co będziesz potrzebować.-powiedziała wskazując na obszerny regał.
-Dzięki.
Rangiku kiwnęła lekko głową i położyła się na kanapie stojącej na środku gabinetu.
-Jakbyś miała jakiś problem to mnie obudź.
-Spać i to już!
-Rozkaz!-uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy.
Mija nie zdążyła zabrać ani jednego dokumentu, a kobieta już spała.
.............................
Przeciągnęłam się mocno, aż coś strzeliło mi w plecach.
-Cholera, mam dopiero piętnastkę, a czuję się jak emeryt.-westchnęłam, przecierając zmęczone oczy. 
Pracowałam przez pięć godzin. Za oknem od jakiegoś czasu jest już ciemno. Rangiku wciąż śpi, podniosłam się i widząc lekko skulone ciało kobiety, przykryłam ją kocem jaki zdołam znaleźć.
Stanęłam przy oknie i zdjęłam z włosów czerwoną wstążkę. Uśmiechnęłam się lekko, dostałam ją dwa lata temu od kapitana Uchiby, gdy podczas jednego z treningów z Toshiro włosy strasznie mi przeszkadzały. Kapitan był niesamowicie ciepłą osobą, w każdej chwili był gotów nieść pomoc, jednak gdy przychodziła konieczność stawał się niewiarygodnie niebezpiecznym przeciwnikiem. Jak każdy miał swoją ciemną stronę, lubił sobie czasem chlapnąć i miał dużą słabość do kobiet, dzięki czemu świetnie dogadywał się ze swym porucznikiem, jak i Kapitanem Kyoraku z którym dzielił zainteresowania.
Uśmiechnęłam się smutno, mam wielki szacunek do tego człowieka i z całą pewnością nie chciałam by biedak tak skończył.
Podeszłam do biurka i napisałam na czystej kartce wiadomość do przyjaciółki.

"Rangiku-chan, nie chciałam cię budzić, skończyłam dokumenty które miałaś przygotowane, nie wiem czy zdążę jutro jeszcze przyjść, może rano. 
Wstążkę dostałam w prezencie od Uchiby-Taicho, zachowaj ją. Możesz to uznać za prezent, nie przyjmuję zwrotów!
Odpoczywaj.
Mija."

Złożyłam kartkę i związałam ją czerwoną wstążką. Podeszłam do śpiącej kobiety i położyłam list koło jej głowy.
-Druga w nocy.-westchnęłam po spojrzeniu na zegarek.-Jeśli na jutrzejszej uroczystości mam być wstanie użytkowym, muszę się położyć.
Opuściłam po cichu gabinet i skierowała się ku wyjściu z baraków dywizji dziesiątej. Po drodze spotkałam jednego ze strażników.
-Fukutaicho!-skłonił się z szacunkiem.
Machnęłam lekceważąco ręką.
-Mam do ciebie prośbę.
-Tak?
-Rangiku-chan mocno to przeżyła, śpi teraz w gabinecie kapitana, przypilnuj by nikt jej nie przeszkadzał.
-Oczywiście Mirini-sama, osobiście się tym zajmę. Dziękuję za twoje poświęcenie, musi być ciężko połączyć obowiązki dwóch oddziałów. Tym bardziej jak wasz kapitan ruszył na misję.
-Nie martw się, od czegoś mam trzeciego oficera. Hitsugaya doskonale się zajmie wszystkimi sprawami. Z resztą to nie jest żadne poświęcenie, czysta przyjemność móc pomóc przyjaciółce, poza tym miałam u niej dług.
-Dług? Och, przepraszam to nie moja sprawa.
-Pomogła mi kiedy potrzebowałam pomocy, teraz moja kolej.
-Sokka.-uśmiechnął się nieśmiało.
-"No tak, przecież to zwykły szeregowiec, pewnie rzadko kiedy ma kontakt z kimś na poziomie porucznika."
-Przyjmij moje kondolencje, strata takiej osoby to coś strasznego, Kapitan był bardzo dobrą osobą.
-Tak, nie miałem okazji z nim rozmawiać, ale zawsze go obserwowałem, chciałbym być taki jak on.
-Nic niemożliwego, pracuj ciężko.
-Hai!
-Ja już pójdę, spokojnej warty.
-Arigato, oyasuminasai.(dobranoc, poważna wersja)
-Oyasumi.(dobranoc, luźna wersja)-odpowiedziała, po czym odeszła.
Obejrzałam się jeszcze za siebie. Chłopak nie wyróżnia się niczym niesamowitym, czarne krótkie włosy, brązowe oczy, drobny nos, lekko zaróżowione usta. Można  spokojnie stwierdzić że jest przystojny, jednak nie opuszcza mnie dziwny niepokój, gdy na niego patrzę.
-"Ma za wysoki poziom energii, jak na zwykłego szeregowca."
Zamyślona opuściłam kwatery oddziału i udałam się za pomocą shunpo do swej rezydencji.
Jak najciszej tylko mogłam skierowałam się do swojej sypialni, by nikt nie zauważył mojego tak późnego powrotu. Wszyscy od miesiąca stają na rzęsach żeby jutrzejsza uroczystość wypadła idealnie. Gdyby zakłóciło to wydarzenie moje niewyspanie, nawet jeśli jestem księżniczką pewnie by mnie powiesili.
Weszłam do swojej sypialni, spowitej mrokiem. Dostrzegłam zaskoczona, rozścielone na podłodzę posłanie, już dawno wynegocjowałam możliwość samodzielnego ścielenia posłania.
-Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś do tak późnej pory, dzień przed swymi piętnastymi urodzinami, Mija?
Podskoczyłam zaskoczona. Dopiero teraz zauważyłam siedzącą pod oknem kobietę ciskającą w moją stronę piorunami z oczu.
- "Muszę być bardzo zmęczona, skoro jej nie wyczułam."
-Ayano-san, co tu robisz o tak późnej porze?
-Czekam na ciebie. Co to ma znaczyć, przed tak ważnym dniem, wracasz do domu o drugiej w nocy?
Już jakiś czas temu, zatarła się między nimi granica sługa-władca.
-Wybacz Ayano-san, wiem, że jutrzejszy dzień w przeciwności do mnie, jest dla ciebie bardzo ważny, ale miałam ważne obowiązki które nie mogły czekać.
-Co takiego było aż tak ważne?
-Musiałam wspomóc oddział 10.
-Z jakiego powodu dzień przed urodzinami, musiałaś im pomagać. Z tego co wiem jesteś w oddziale piątym.
-Wy nic nie wiecie?
-Ale czego?
-Kapitan Uchiba zginął w świecie żywych. Porucznik Matsumoto jest załamana, więc Yamamoto-sama wybrał mnie do pomocy.-przemilczałam szczegół, że sama się zgłosiłam.
-Kami-sama, to straszne, nie miałam pojęcia.-powiedziała zszokowana kobieta.
-Tak, to wielka tragedia, ale nic nie możemy już na to poradzić. Najchętniej odwołałabym jutrzejszą uroczystość, jeszcze, że mam wspomagać dziesiątkę, to jeszcze Aizen-sama ruszył do świata żywych. Więc dwa oddziały są na mojej głowie, dobrze, że ten idiota Toshiro zajmie się raportami naszego oddziału.
-Mija, nie powinnaś tak mówić o swoim przyjacielu.
-On, moim przyjacielem? I co jeszcze? Ostatecznie, maskotka przeznaczona do denerwowania.
Stwierdziłam, biorąc swoją Yukatę do spania.
-Ayano, pójdę się wykąpać i zaraz idę spać. Ty również powinnaś, musisz być również jutro wyspana.
-Hai. Oyasumi.
-Oyasumi.
Kobieta wyszła, a ja skierowałam się do łaźni i wzięłam szybki, odświerzający prysznic.
Ułożyłam się na Futonie i patrzyłam w sufit. Przed oczami cały czas miałam zapłakaną twarz Rangiku.
-Wreszcie się jej odwdzięczę.-mruknęłam cicho i ułożyłam się do snu.
Pięć lat temu, gdy Urahara odszedł, byłam na skraju załamania. Kisuke Urahara był człowiekiem, który nauczył mnie jak walczyć, jak żyć, jak być shinigamim. Po śmierci rodziców i rodzeństwa, zastąpił mi rodzinę. Zawsze mogłam przyjść się wypłakać, porozmawiać, zawsze obdarował mnie wtedy ciepłym słowem. Jednak nagle brutalnie zostało mi to odebrane, bez słowa wyjaśnienia zniknął z mojego życia, zostawiając mnie samą sobie, jedyne co po sobie pozostawił to krótki liścik i moje słone łzy. Wtedy nawet Toshiro nie potrafił do mnie dotrzeć, jednak pojawiła się znikąd Rangiku i w kółko mnie męcząc zaraziła mnie w końcu swoim dobrym humorem.


†††††††††††††††††††††††††††††
* mój bliski przyjaciel translator przetłumaczył tak, ścięcie śmierci. Czy dobrze pytajcie jego ★
*pocisk śmierci★( jak powyżej)

środa, 10 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 12

Mija stała przy oknie w sali szpitalnej. Wyglądała przez okno, przyglądała się śpieszącym się wszędzie shinigamim, zielonym krzewom, i potężnym drzewom. Słońce grzało niemiłosiernie, w cieniu było przynajmniej 35°C. Spojrzała na swoje przedramię wciąż owinięte bandażem. Podobnie obandażowane miała obie nogi i brzuch. Ubrana była w luźną czerwoną bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, przez plecy zaś przewieszoną miała katanę. To że zdołali ją uratować, wszyscy uważali za cud. Jej stan był krytyczny, straciła ponad półtorej litra krwi, była na granicy wykrwawienia się. Dodatkowo do ran wdało się zakażenie. Na szczęście zaraz po zapewnieniu jej opieki medycznej wszystkie rany zaczęły się goić w "naturalnym" dla niej tempie, czyli szybko. Po trzech dniach odzyskała przytomność, zaś po dwóch tygodniach wypuszczono ją, czyli dzień wcześniej, jednak te poważniejsze rany, jak przebity brzuch, czy rozszarpana lewa łydka nie zaleczyły się jeszcze w pełni. Niestety Toshiro nie miał tyle szczęścia, pomimo że jego rany nie były aż tak poważne, nie stracił tyle krwi, a do ran nie wdało się zakażenie, wciąż się nie budził.
Dziewczyna westchnęła cicho, odeszła od okna i usiadła na krześle koło chłopaka.
-Dawaj Toshiro, wyspałeś się już chyba wystarczająco, nie? Co jest z tobą, zawsze musisz być we wszystkim gorszy, mnie już wypuścili, a ty nawet nie raczyłeś się obudzić.
-Nie poganiaj go tak, jak będzie gotowy, to się obudzi, on nie regeneruje się tak szybko.
Mija podskoczyła zaskoczona, odwróciła się szybko i spojrzała za siebie.
-Aizen-sama?-wstała natychmiast.
-Siedź, siedź, musisz jeszcze odpoczywać.- powiedział, machając lekceważąco ręką.
-Hai.-zajęła z powrotem miejsce na krześle.
-Martwisz się o niego, prawda?
-Ja.... nie, w ogóle...
-Zazwyczaj jesteś lepszym kłamcą, uznam tę słabość za osłabienie, po tak ciężkich ranach.-powiedział, uśmiechając się ciepło.
-Ja wcale nie...
-Wszyscy to widzą.
-Co?
-Wskoczyłabyś za nim w ogień, tak samo jak on za tobą. Wszyscy to widzą i śmieją się, że tak zażarcie się przed tym bronicie. Nawet gdyby was torturowano, nie przyznalibyście się, że martwicie się o siebie.
-Bo się nie martwimy.-powiedziała obrażona.
-Mam na to kilka dowodów. Po pierwsze gdy zostałaś ranna w tamtym wybuchu, Toshiro pojawił się tam z prędkością światła, potem co chwilę cię odwiedzał w szpitalu. Dogryzacie sobie nawzajem cały czas, jednak gdyby o tobie ktoś powiedział coś złego, Toshiro nieźle by się zdenerwował i ty również.
-To oczywiste żebym się wkurzyła gdyby ktoś o mnie coś głupiego mówił.-prychnęła.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
-Dobrze wiesz, że chodziło mi o to, że zdenerwowałabyś się gdyby ktoś coś mówił o Toshiro.
-Wcale nie.
-Mówisz że się o niego nie martwisz? To dlaczego tu siedzisz?
-Ja.... bo..... ja....
-Nie masz wyjaśnienia. Pomimo, że wczoraj cię wypisano, nie wróciłaś do domu tylko czekasz aż się obudzi.
-Ja...siedzę tu tylko dlatego, że to moja wina, że jest w takim stanie, gdybym szybciej znalazła słaby punkt tamtego pustego, nie musiałby się tak narażać.
-...."tak narażać", zabrzmiało jakbyś .....
-Wcale się o niego nie martwię!
-Wierzysz w to?
-Tak.
-To dlaczego, serce prawie ci stanęło, gdy dowiedziałaś się, że jego stan jest krytyczny.
-Co...ja...nic mi prawie nie stanęło!!!
-A jednak.-zaśmiał się.
-Wcale nie, nic mnie nie obchodzi co z nim!-powiedziała ostro.
-No cóż, ale wydaje mi się że Toshiro się jednak martwi. Kizawa-san, zdał mi raport. Twierdził że najprawdopodobniej Toshiro-kun, pomimo swych licznych ran, czuwał przy tobie całe trzy dni, inaczej pewnie byś nie przeżyła.
-Czuwał... przy mnie...trzy... dni? W takim stanie?
-Kizawa znalazł go opartego o łóżko na którym leżałaś, z całą pewnością czuwał nad tobą. Dobrze na mnie pora, nie przemęczaj się.
-Hai.-powiedziała cicho.
Mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą drzwi, miał już odejść gdy, jego uszu doszedł cichy głos, swojej porucznik.
-Wcale się nie martwię o tego bałwana, da sobie radę i bez tego.
Mężczyzna stał chwilę zaskoczony, po czym z uśmiechem na twarzy odszedł do swych obowiązków.
Mija siedziała na krześle, ze spuszczoną głową.
-* To nie tak, że nic mnie nie obchodzi, on po prostu nie lubi jak ktoś się nad nim użala i ja też nie. Zresztą mam swoją dumę, on nigdy by nie pokazał że się martwi, nie zamierzam być gorsza.
Zacisnęła mocniej powieki, by powstrzymać łzy bezsilności.
-* Tyle trenuję a i tak nie mogłam mu pomóc.
-Baka, obudź się wreszcie!-warknęła.
-Nie...unoś...się....tak.
Usłyszała słaby głos. Poderwała głowę do góry i spojrzała w błękitne oczy.
-Baka?
-Jak zwykle... miłe powitanie.-zakpił.
-Ty idioto, wiesz jak ja się...-ucięła nagle, zdając sobie sprawę co prawie powiedziała.
-Jak ty, co?-spytał, z chytrym uśmieszkiem.
-Zupełnie nic.-mruknęła, odwracając zarumieniona twarz.
Chłopak zaczął podnosić się powoli, krzywiąc się przy okazji z bólu.
-Kretynie, co ty robisz! Kładź się!
-A jak nie, to co?
-To cię walne w ten głupi łeb. Połóż się, zrobisz sobie krzywdę....większą niż dotychczas.-dodała po chwili.
-Marudzisz.-sapnął i oparł się o ścianę.
-Idiota!-prychnęła.
Westchnęła krótko i rozluźniła się na krześle.
-Ile już nie śpisz?
-Z godzinę.
-Nani!?-sapnęła zaskoczona, zdając sobie sprawę, że chłopak musiał słyszeć jej kłótnie z Kapitanem.
Spojrzała na niego zmieszana.
-Ty...czy ty....słyszałeś...?
-Twoją sprzeczkę z kapitanem? Tak jakby...
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, było jej tak cholernie głupio. Była z całą pewnością czerwona na całej twarzy.
-Opowiadał jakieś brednie, nie? Że ja się niby o ciebie martwię, ta i co jeszcze?
Dziewczyna patrzyła na niego zaskoczona.
-* Nie skomentował, tego co powiedziałam.-pomyślała z niedowierzaniem.
Uśmiechnęła się lekko.
-Tak, jakieś brednie.
-Długo tu leżę?-spytał, sięgając po szklankę z wodą, naczynie stało jednak trochę za daleko.
Mija westchnęła cicho, wstała i wzięła naczynie do ręki.
-Ponad dwa tygodnie.-mruknęła,wręczając mu wodę.
-Dzięki, tak długo?
-Tak jakby.
-Ciebie już wypuszczono.-stwierdził.
-Wczoraj, obudziłam się po trzech dniach, moje rany szybko się zasklepiły.
-Sokka, szkoda że nie mogły się zaleczyć od razu, nie musiałbym przy tobie siedzieć.
-Czyli jednak nade mną czuwałeś.-uśmiechnęła się wrednie.
-Dam sobie radę i bez twojego zamartwiania się, tak?-zripostował natychmiast.
Zmierzyli się zirytowanymi spojrzeniami. Obydwoje prychnęli, odwracając z obrazą głowy w innych kierunkach.
Mija westchnęła, po chwili cicho i spojrzała na chłopaka.
-Toshiro...
-Co?-zapytał,odwracając się w jej stronę.
-Ja...to znaczy...cholera.-wzięła głębszy wdech i wykrztusiła.-Arigato.
-Za co?-spytał zdziwiony.
Dziewczyna patrzyła zmieszana za okno.
-Aizen-sama powiedział, że gdyby nie ty, to bym nie przeżyła.
Na sali zapadła krępująca cisza.
-Żaden problem.-stwierdził po chwili Hitsugaya.-Ale w zamian masz mi załatwić szybsze wyjście ze szpitala i nie wracamy do tematu.
Mija spojrzała na niego zdziwiona, po czym lekko się uśmiechnęła.
-W pierwszej sprawię sprawdzę co da się zrobić, zaś co do drugiej nie mam nic przeciwko, gorzej bym na tym wyszła.


..............................
Wybaczcie strasznie przegadane, w sumie to sam dialog i nic więcej. Nie miałam pomysłu, zobaczymy następne notki może będą ciekawsze :-)