Translate

środa, 10 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 12

Mija stała przy oknie w sali szpitalnej. Wyglądała przez okno, przyglądała się śpieszącym się wszędzie shinigamim, zielonym krzewom, i potężnym drzewom. Słońce grzało niemiłosiernie, w cieniu było przynajmniej 35°C. Spojrzała na swoje przedramię wciąż owinięte bandażem. Podobnie obandażowane miała obie nogi i brzuch. Ubrana była w luźną czerwoną bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, przez plecy zaś przewieszoną miała katanę. To że zdołali ją uratować, wszyscy uważali za cud. Jej stan był krytyczny, straciła ponad półtorej litra krwi, była na granicy wykrwawienia się. Dodatkowo do ran wdało się zakażenie. Na szczęście zaraz po zapewnieniu jej opieki medycznej wszystkie rany zaczęły się goić w "naturalnym" dla niej tempie, czyli szybko. Po trzech dniach odzyskała przytomność, zaś po dwóch tygodniach wypuszczono ją, czyli dzień wcześniej, jednak te poważniejsze rany, jak przebity brzuch, czy rozszarpana lewa łydka nie zaleczyły się jeszcze w pełni. Niestety Toshiro nie miał tyle szczęścia, pomimo że jego rany nie były aż tak poważne, nie stracił tyle krwi, a do ran nie wdało się zakażenie, wciąż się nie budził.
Dziewczyna westchnęła cicho, odeszła od okna i usiadła na krześle koło chłopaka.
-Dawaj Toshiro, wyspałeś się już chyba wystarczająco, nie? Co jest z tobą, zawsze musisz być we wszystkim gorszy, mnie już wypuścili, a ty nawet nie raczyłeś się obudzić.
-Nie poganiaj go tak, jak będzie gotowy, to się obudzi, on nie regeneruje się tak szybko.
Mija podskoczyła zaskoczona, odwróciła się szybko i spojrzała za siebie.
-Aizen-sama?-wstała natychmiast.
-Siedź, siedź, musisz jeszcze odpoczywać.- powiedział, machając lekceważąco ręką.
-Hai.-zajęła z powrotem miejsce na krześle.
-Martwisz się o niego, prawda?
-Ja.... nie, w ogóle...
-Zazwyczaj jesteś lepszym kłamcą, uznam tę słabość za osłabienie, po tak ciężkich ranach.-powiedział, uśmiechając się ciepło.
-Ja wcale nie...
-Wszyscy to widzą.
-Co?
-Wskoczyłabyś za nim w ogień, tak samo jak on za tobą. Wszyscy to widzą i śmieją się, że tak zażarcie się przed tym bronicie. Nawet gdyby was torturowano, nie przyznalibyście się, że martwicie się o siebie.
-Bo się nie martwimy.-powiedziała obrażona.
-Mam na to kilka dowodów. Po pierwsze gdy zostałaś ranna w tamtym wybuchu, Toshiro pojawił się tam z prędkością światła, potem co chwilę cię odwiedzał w szpitalu. Dogryzacie sobie nawzajem cały czas, jednak gdyby o tobie ktoś powiedział coś złego, Toshiro nieźle by się zdenerwował i ty również.
-To oczywiste żebym się wkurzyła gdyby ktoś o mnie coś głupiego mówił.-prychnęła.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
-Dobrze wiesz, że chodziło mi o to, że zdenerwowałabyś się gdyby ktoś coś mówił o Toshiro.
-Wcale nie.
-Mówisz że się o niego nie martwisz? To dlaczego tu siedzisz?
-Ja.... bo..... ja....
-Nie masz wyjaśnienia. Pomimo, że wczoraj cię wypisano, nie wróciłaś do domu tylko czekasz aż się obudzi.
-Ja...siedzę tu tylko dlatego, że to moja wina, że jest w takim stanie, gdybym szybciej znalazła słaby punkt tamtego pustego, nie musiałby się tak narażać.
-...."tak narażać", zabrzmiało jakbyś .....
-Wcale się o niego nie martwię!
-Wierzysz w to?
-Tak.
-To dlaczego, serce prawie ci stanęło, gdy dowiedziałaś się, że jego stan jest krytyczny.
-Co...ja...nic mi prawie nie stanęło!!!
-A jednak.-zaśmiał się.
-Wcale nie, nic mnie nie obchodzi co z nim!-powiedziała ostro.
-No cóż, ale wydaje mi się że Toshiro się jednak martwi. Kizawa-san, zdał mi raport. Twierdził że najprawdopodobniej Toshiro-kun, pomimo swych licznych ran, czuwał przy tobie całe trzy dni, inaczej pewnie byś nie przeżyła.
-Czuwał... przy mnie...trzy... dni? W takim stanie?
-Kizawa znalazł go opartego o łóżko na którym leżałaś, z całą pewnością czuwał nad tobą. Dobrze na mnie pora, nie przemęczaj się.
-Hai.-powiedziała cicho.
Mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą drzwi, miał już odejść gdy, jego uszu doszedł cichy głos, swojej porucznik.
-Wcale się nie martwię o tego bałwana, da sobie radę i bez tego.
Mężczyzna stał chwilę zaskoczony, po czym z uśmiechem na twarzy odszedł do swych obowiązków.
Mija siedziała na krześle, ze spuszczoną głową.
-* To nie tak, że nic mnie nie obchodzi, on po prostu nie lubi jak ktoś się nad nim użala i ja też nie. Zresztą mam swoją dumę, on nigdy by nie pokazał że się martwi, nie zamierzam być gorsza.
Zacisnęła mocniej powieki, by powstrzymać łzy bezsilności.
-* Tyle trenuję a i tak nie mogłam mu pomóc.
-Baka, obudź się wreszcie!-warknęła.
-Nie...unoś...się....tak.
Usłyszała słaby głos. Poderwała głowę do góry i spojrzała w błękitne oczy.
-Baka?
-Jak zwykle... miłe powitanie.-zakpił.
-Ty idioto, wiesz jak ja się...-ucięła nagle, zdając sobie sprawę co prawie powiedziała.
-Jak ty, co?-spytał, z chytrym uśmieszkiem.
-Zupełnie nic.-mruknęła, odwracając zarumieniona twarz.
Chłopak zaczął podnosić się powoli, krzywiąc się przy okazji z bólu.
-Kretynie, co ty robisz! Kładź się!
-A jak nie, to co?
-To cię walne w ten głupi łeb. Połóż się, zrobisz sobie krzywdę....większą niż dotychczas.-dodała po chwili.
-Marudzisz.-sapnął i oparł się o ścianę.
-Idiota!-prychnęła.
Westchnęła krótko i rozluźniła się na krześle.
-Ile już nie śpisz?
-Z godzinę.
-Nani!?-sapnęła zaskoczona, zdając sobie sprawę, że chłopak musiał słyszeć jej kłótnie z Kapitanem.
Spojrzała na niego zmieszana.
-Ty...czy ty....słyszałeś...?
-Twoją sprzeczkę z kapitanem? Tak jakby...
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, było jej tak cholernie głupio. Była z całą pewnością czerwona na całej twarzy.
-Opowiadał jakieś brednie, nie? Że ja się niby o ciebie martwię, ta i co jeszcze?
Dziewczyna patrzyła na niego zaskoczona.
-* Nie skomentował, tego co powiedziałam.-pomyślała z niedowierzaniem.
Uśmiechnęła się lekko.
-Tak, jakieś brednie.
-Długo tu leżę?-spytał, sięgając po szklankę z wodą, naczynie stało jednak trochę za daleko.
Mija westchnęła cicho, wstała i wzięła naczynie do ręki.
-Ponad dwa tygodnie.-mruknęła,wręczając mu wodę.
-Dzięki, tak długo?
-Tak jakby.
-Ciebie już wypuszczono.-stwierdził.
-Wczoraj, obudziłam się po trzech dniach, moje rany szybko się zasklepiły.
-Sokka, szkoda że nie mogły się zaleczyć od razu, nie musiałbym przy tobie siedzieć.
-Czyli jednak nade mną czuwałeś.-uśmiechnęła się wrednie.
-Dam sobie radę i bez twojego zamartwiania się, tak?-zripostował natychmiast.
Zmierzyli się zirytowanymi spojrzeniami. Obydwoje prychnęli, odwracając z obrazą głowy w innych kierunkach.
Mija westchnęła, po chwili cicho i spojrzała na chłopaka.
-Toshiro...
-Co?-zapytał,odwracając się w jej stronę.
-Ja...to znaczy...cholera.-wzięła głębszy wdech i wykrztusiła.-Arigato.
-Za co?-spytał zdziwiony.
Dziewczyna patrzyła zmieszana za okno.
-Aizen-sama powiedział, że gdyby nie ty, to bym nie przeżyła.
Na sali zapadła krępująca cisza.
-Żaden problem.-stwierdził po chwili Hitsugaya.-Ale w zamian masz mi załatwić szybsze wyjście ze szpitala i nie wracamy do tematu.
Mija spojrzała na niego zdziwiona, po czym lekko się uśmiechnęła.
-W pierwszej sprawię sprawdzę co da się zrobić, zaś co do drugiej nie mam nic przeciwko, gorzej bym na tym wyszła.


..............................
Wybaczcie strasznie przegadane, w sumie to sam dialog i nic więcej. Nie miałam pomysłu, zobaczymy następne notki może będą ciekawsze :-)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz