Translate

wtorek, 18 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 17

Jeśli ktoś to w ogóle czyta, to wierzcie, że bardzo ciężko było mi to napisać. Miałam napisany tekst do rozdziału 23, ale nie publikowałam tego bo miałam dużo innych obowiązków. Tylko co jakiś czas pisałam i trochę się tego uzbierało. Miałam się brać za publikowanie gdy nagle okazało się, że tych wszystkich rozdziałów nie ma. Sprawdziłam wszędzie i nic. Myślałam, że się popłaczę. Rzuciłam tym wszystkim i stwierdziłam, że nie piszę tego od nowa, ale teraz jakoś wzięłam się za siebie i jestem. Mam nadzieję, że czyta to choć jedna osoba ;)
_________________________________________________________________________________



- Mirini Mija, Hitsugaya Toshiro, mianuję was oficjalnymi kapitanami Gotei 14. Przyjmijcie wasze Haori.
- Arigatou. - podziękowali, odbierając symbol kapitańskiej władzy i natychmiast ubrali płaszcze na swoje ramiona.
- Od dziś przejmiecie dowodzenie w przypadających wam jednostkach. Oto teczki z informacjami na temat waszych podwładnych. Zapoznajcie  się z nimi, nim spotkacie się ze swoimi ludźmi.
- Hai! - odparli, odbierając dokumenty.
- Zajmijcie miejsca wśród kapitanów.
     Obydwoje skłonili się głęboko i odwrócili się by stanąć wraz z innymi.
- Od dziś wszystkie oddziały w Seireitei posiadają swych dowódców. Mam nadzieję,  że współpraca między jednostkami będzie udana. Hitsugaya - Taicho, Mirini - Taicho, wasi ludzie już na was czekają. Pozostali kapitanowie są zobowiązani do poinformowania swoich jednostek o sytuacji z czternastym oddziałem. Możecie wszyscy odejść.
- Hai! -  skłonili się przed Yamamoto i wyszli spokojnie z sali.
- Więc w końcu się doczekałem. - uśmiechnął się Aizen, obejmując swoich dawnych podopiecznych. - Gratulacje, jestem z was niezmiernie dumny.
- Arigatou, Taicho. - uśmiechnęli się obydwoje.
- Od pierwszego dnia gdy was zobaczyłem w Akademii wiedziałem, że wiele osiągnięcie. - uśmiechnął się do nich Ukitake, ściskając im dłonie.
- Nie kłam, Taicho. - uśmiechnęła się żartobliwie Mija.
      Mężczyzna zaśmiał się ciepło, po czym zaczął kaszleć.
- Wszystko w porządku, Taicho?
- Tak, nie martw się. Wszystko w porządku. - uśmiechnął się słabo.
- Zajmujecie ich zbyt długo. Ja też chcę. - zawołał Kyoraku.
     Od razu porwał świeżo upieczonych kapitanów w ramiona.
- Moje gratulacje, dzieciaki. - zawołał jak zwykle pełny energii mężczyzna. - Jestem pewny, że świetnie sobie poradzicie.
- My również mamy nadzieję, że ta pośpieszna decyzja nie będzie błędem. - odezwała się chłodno Sui-Feng.
- Nie zawiedziemy. - zapewnił Hitsugaya.
       Poza Sui-Feng wszyscy kapitanowie złożyli krótkie gratulacje i odeszli, zostawiając ich samych.
- Ona ma jakiś konkretny powód by nas nie lubić? - zapytał Hitsugaya.
- Nie mam pojęcia. Grunt, że nie jest  już w hierarchii nad nami.
- To co teraz? - mruknął chłopak. - Koniec ze wspólnymi misjami  i treningami.
- Gadasz jakbyś żałował. - parsknęła, opierając o barierki i patrząc na Seireitei. - Jestem za, by nasze jednostki ściśle współpracowały i nie wywiniesz się z naszych treningów. No chyba, że masz już mnie dość.
- Dość to ja cię mam od dawna, ale bardzo chętnie będę współpracował z twoim oddziałem. - uśmiechnął się lekko.
    Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Pamiętasz? Pierwszy raz tu byliśmy gdy Yamamoto-sama zaproponował nam wcześniejsze dołączenie do Gotei.
- Tak, pamiętam. Nie rób się taka nostalgiczna. To nie było tak dawno temu.
     Zaśmiała się.
- Masz rację.
- Ja już pójdę. Czekają na mnie, a muszę jeszcze to poczytać.
- Ja też.
- Do sprawy współpracy wrócimy, jak ogarniemy sprawy w oddziałach.
- To może trochę zająć. - westchnęła.
- Co masz na myśli?
- Mówiłam ci. Przez ostatnie dwa tysiące lat mój oddział nie miał kapitana. Cały czas radzili sobie sami, a teraz nagle wcisnęli im dziecko.
- Gdybyśmy byli zwykłymi dzieciakami, nie wywalczylibyśmy tego stanowiska. Niczego nie dostaliśmy w prezencie.
- Nie znaczy, że ich to będzie interesować.
- No to im to zademonstrujesz. Rób to co zwykle, a padną ci do stóp.
- Nie chcę niewolników...
- Wiem. - oparł się o barierki z westchnieniem. - Ja też nie mam pojęcia co mam im powiedzieć.
- Macie mnie słuchać, albo zamienię was w bloki lodu. - zakpiła dziewczyna, wywołując u chłopaka delikatny uśmiech.
- Zapewne. Dobra, nie każmy im dłużej czekać.
- Tak, chodźmy.
- Na razie.
     Chłopak wskoczył na dach i zostawił dziewczynę samą.
-  Cześć. - spojrzała jeszcze raz na panoramę miasta i pobiegła przy pomocy Shunpo w stronę tajnego wejścia do swej bazy.
     Wylądowała na potężnym drzewie, ukrywając się wśród gałęzi. Nie chciała by ktoś ją zauważył. Nikt jeszcze nie wie o czternastym oddziale. Bez sensu wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie. Spojrzała w dół na kilku Shinigami idących pod nią, na szczęście nie byli wstanie jej wykryć. Zerknęła przed siebie na wysoką, kamienną ścianę, w którą wbudowane zostały drzwi. Zabezpieczone były one kilkoma prostymi zaklęciami Kido. Nikt poza osobami wiedzącymi o jednostce, oraz samym fakcie gdzie znajdują się drzwi, nie był wstanie ich dostrzec.
- Będzie trzeba znieść te zabezpieczenia.
     Rozsiadła się wygodnie na większej gałęzi i otworzyła kartotekę.
- Więc tak...
Oddział 14
Kwiat: Lotos - wierność i równowaga.
Kolor: Granat 
Cel: jednostka do zadań specjalnych, kontrola działań jednostek Seireitei.

Kapitan: Mirini Mija
Porucznik: Hiroto Asashi

Pododdział specjalny:

Dowódca: Mirini Mija 
Zastępca: Hiroto Asashi
Członkowie:
Trzeci oficer: Haraki Azuri
Czwarty oficer: Isayama Tora
Piąty oficer: Hintaro Azuma
Szósty oficer: Egami Asari 
Siódmy oficer: Shiba Nanami
Ósmy oficer: Ichiro Nitori 
Dziewiąty oficer: Iriye Misaki
Dziesiąty oficer: Kataoka Nala

Pododdział 2:
Dowódca: Jedenasty oficer Hiroto Fumiko
Zastępca: Żołnierz Ikina Yoichi...

- Hmm, ciekawe. Dziesięć pierwszych oficerów stanowi oddział specjalny a kolejni oficerowie przewodzą mniejszym grupom, składających się z dziesięciu zwykłych żołnierzy. Grup jest...- przekartkowała akta, mrużąc lekko oczy. - Trzydzieści jednostek, plus grupa specjalna. Czyli mam łącznie pod sobą 339 osób, w tym 38 oficerów i Porucznik. Cholera, sporo. Co prawda średnio w każdym oddziale jest ponad 1000 osób, ale sądziłam, że w tak niebezpiecznej jednostce będzie mniej, tym bardziej, że jest tajna. - westchnęła.
     Rozejrzała się po okolicy czy nikt nie przechodzi i zeskoczyła z drzewa. Stanęła pod drzwiami, biorąc kilka głębszych wdechów, otworzyła je. Weszła do śmierdzącego stęchlizną tunelu.
- Pięknie się zaczyna. - rozejrzała się wokół, nikogo jednak w ciemnościach nie dostrzegła.
- No tak, komitetu powitalnego się nie spodziewałam, ale jakaś straż by się przydała.
     Ruszyła przed siebie, chcąc mieć już to wszystko za sobą. Kamienny tunel nie był bardzo długi, po krótkiej chwili dotarła do drewnianych drzwi. Weszła do wewnętrznej części bazy.
- Przytulniej. - oceniła, widząc ściany wyłożone drewnem.
      Rozejrzała się. Dokładnie przed nią znajdowały się drzwi, z wygrawerowanym numerem i symbolem oddziału. Zajrzała do środka i ujrzała prawdopodobnie swój nowy gabinet. Duże pomieszczenie oświetlone było jedynie lampami, gdyż prawdopodobnie tak jak w całej bazie, nie było tu okna. Pokój był duży. Na przeciwko od drzwi stało masywne biurko. Przed nim znajdował się niski stolik z poduszkami, a pod ścianami stały regały z pojedynczymi dokumentami i zwojami. Mija postanowiła zajrzeć tu jeszcze później, a na razie odnaleźć swój oddział, który wyczuwała gdzieś w głębi bazy. Wyszła z gabinetu, zasuwając za sobą drzwi i ruszyła w lewo. Po jej lewej i prawej znajdowały się drzwi do jakiś pomieszczeń, prawdopodobnie do sali treningowych. Stanęła w końcu przed jednymi z większych drzwi, za których dochodziły podniesione głosy członków oddziału.
Cofnęła rękę nim zdążyła otworzyć drzwi, gdy usłyszała wściekły, męski krzyk.
- Proszę cię, nie mów nam jak mamy do tego podchodzić!
- Nie wydzieraj się po mnie, Asashi! - odkrzyknęła mu jakaś kobieta. - Zachowujecie się jak małe dzieci. Od dawna wiedzieliśmy, że szybko zajmie miejsce Kapitana, po to ją obserwowaliśmy.
- Niczego nie rozumiesz, Fumiko! To jest jeszcze dziecko. Nie ma potrzebnego doświadczenia by przejąć dowodzenie. Myślisz, że od tak z uśmiechem oddam jej wasze życia pod opiekę.
- Doskonale rozumiem, Panie Wszystko Wiedzący! Też jestem członkiem tego oddziału, gdybyś zapomniał! Gdyby była za słaba nie zdałaby testu, a gdyby nie miała odpowiedniego doświadczenia Yamamoto-sama nie dopuściłby jej do tego stanowiska. Doskonale o tym wiesz!
     Mija z lekkim uśmiechem przemknęła do pomieszczenia, tak by nikt jej nie zauważył. Podobała jej się ich relacja.  Zerknęła jeszcze raz w dokumenty i dopiero teraz zwróciła uwagę na zbieżność nazwisk Jedenastego oficera, a Porucznika.
- Małżeństwo, czy rodzeństwo? - mruknęła cicho pod nosem.
     Podniosła spojrzenie na ludzi w pomieszczeniu. Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Rozczarowujące.
     Postanowiła to jednak nieco wykorzystać i posłuchać jakie mają do całej tej sytuacji podejście. Choć chyba nienajlepsze.
- Zachowujecie się jak małe dzieci. Skreślacie ją na samym starcie, choć nawet jej nie poznaliście.
- Nie mam zamiaru pozwolić jej dowodzić, jeśli zagrozi to waszemu życiu!
- Nie masz  w tej kwestii nic do powiedzenia. Poza tym Aizen-sama wypowiadał się o niej w samych superlatywach.
- To nic nie znaczy.
- Do cholery, Asashi! Słyszysz ty sam siebie? Jesteś tak zaślepiony nieuzasadnioną niechęcią, że nic do ciebie nie dociera! A wy? - zwróciła się do pozostałych członków jednostki specjalnej. - Idziecie za nim jak ślepe owce!
- Fumiko. - odezwał się chłodno czerwonowłosy chłopak. - Asashi jest naszym dowódcą i żaden dzieciak tego nie zmieni.
- Nie, Nitori! Asashi jest naszym Porucznikiem. Mirini jest naszym Kapitanem.
- Widocznie tylko twoim. - odparł jej blondyn.
- Tora...
- Nie będę wykonywać rozkazów dziecka, które ledwo od ziemi odrasta. Ona i Hitsugaya są za młodzi na takie stanowisko. - powiedziała ostro białowłosa dziewczyna.
      Mija zmrużyła z irytacją oczy.
- O mnie mówcie sobie co tam tylko chcecie, ale byłabym wdzięczna gdybyście nie mieszali w nasze sprawy innych Kapitanów.
     Wszyscy odwrócili się w stronę drzwi, o które opierała się dziewczyna. Gdy tylko ją zobaczyli podnieśli się z ziemi i pokłonili. Uwadze Miji nie umknęło, że jedynie najwyżsi oficerowie się nie skłonili. Na spokojnie ruszyła w stronę centrum zgromadzenia. Cała niepewność jaka się w niej tliła wcześniej, teraz uleciała i nie było po niej śladu. Dokładnie wiedziała co ma robić.
- Taicho, my... - zaczęła się tłumaczyć Hiroto Fumiko. - Jestem twoim Jedenastym oficerem, a oto twój Porucznik i mój mąż...  Przepraszam, to cię, Taicho, pewnie nie interesuje.
- W sumie to interesuje. Wyjaśniałoby to waszą sprzeczkę.
- Bardzo przepraszam za tą sy...
- Jak długo tam stałaś? - padło pytanie z ust Porucznika.
- Asashi, to twoja Kapitan.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jak długo? - zmrużył wściekle oczy.
- Wystarczająco długo by usłyszeć co nieco. Czekałam aż ktoś zwróci na mnie uwagę, no ale się nie doczekałam.
- Nie chcemy cię tu. - powiedział ostro.
- To nie od was zależy. - odparła zupełnie spokojnie, patrząc jak mężczyzna gotuje się ze złości.
- Nie zaakceptujemy cię.
- Nie decyduj za wszystkich.
- Wszyscy mamy takie zdanie.
- Wszyscy ci powiedzieli, że tak myślą, czy sam to wydedukowałeś? Cóż, postaram się byście zmienili do mnie nastawienie, a jeśli nie to cóż w oddziale będzie nieprzyjemnie, jeśli wszyscy będziemy się kłócić jak pięcioletnie dzieci.
- Nie masz wiele więcej.
- Nie zachowujesz się na wiele więcej. Nie zrezygnuję z pozycji Kapitana, bo wam coś nie odpowiada i z całą pewnością nie dam sobie wejść na głowę. Możecie mieć do mnie podejście jakie chcecie, nic mnie to nie obchodzi, dopóki będziecie wypełniać swoje obowiązki.
     Mężczyzna warknął coś cicho pod nosem i odwrócił się do dziewczyny plecami.
- Asashi, możemy już iść? - zapytała dziewczyna o zielonych włosach do pasa, upiętych po bokach głowy w dwa kucyki.
-" Znam ją."
     Mija znała tę dziewczynę, ale nie wiedziała skąd. Była pewna, że w czasie ataku zdrajców kilka dni wcześniej to oni obserwowali całe zdarzenie. Jednak tą Shinigami, wyglądającą na piętnaście lat, już wcześniej gdzieś widziała.
-"To niemożliwe. Nie mogłam jej wcześniej widzieć."
- Tak, już idziemy.
- Nie skończyłam jeszcze.
- A my tak. Niektórzy mają swoje obowiązki. - powiedział chłodno, wychodząc z sali tylnym wyjściem.
- No tak.
- Taicho - sama, bardzo przepraszam za nich. Oni są na prawdę świetnymi Shini...
- Nie tłumacz ich. - odwróciła się do kobiety o długich do pasa lekko skręconych fioletowych włosach.
- Przepraszam. - skłoniła się głęboko.
- Spokojnie, nic się przecież nie stało. Myślałam, że będzie gorzej. Dobrze, żeby nie przedłużać. W końcu tak jak Porucznik zauważył, niektórzy mają obowiązki.
- On nie miał nic złego na myśli. - próbowała bronić męża Fumiko.
- Aż tak naiwnym dzieckiem nie jestem by nie zauważyć tak jawnej aluzji.
- Jaa... - nie wiedziała co powiedzieć, a Mija tylko parsknęła krótkim śmiechem.
- Więc tak. Nazywam się Mirini Mija. Od dziś będę waszym nowym Kapitanem. Rozumiem, że większości z was to nie odpowiada, w końcu jestem dzieckiem.
     Po sali przeszła fala szeptów, która z każdą chwilą zyskiwała na sile.
- Uciszcie się. - zawołała Fumiko, próbując opanować sytuację, jednak niezadowolenie Shinigami było coraz bardziej widoczne.
- Cisza! - krzyknęła Mija, na sali natychmiast zrobiło się głucho.
      Wszyscy z zaskoczeniem patrzyli na niepozorną nastolatkę od której przez ułamek sekundy można było wyczuć tak niebezpieczną energię.
- Czym dłużej będziecie mi przeszkadzać, tym więcej czasu tu spędzicie. Nie musicie mnie lubić, akceptować, ale wzajemny szacunek jest podstawą, której wymagam. Jeśli chcecie bym w przyszłości słuchała co macie mi do powiedzenia, to słuchajcie co ja do powiedzenia mam wam. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie dostrzeżecie, że nie jestem krwiożerczym potworem, zabijającym o byle błahostkę i że można ze mną normalnie rozmawiać. Możecie przyjść w każdej ważnej dla was sprawie a ja was wysłucham. Możecie też przychodzić z zażaleniami z związku z moją pracą. Nie zabijam z takich powodów, pod warunkiem, że krytyka jest konstruktywna. Jestem trudną osobą, nie kryję tego. Mimo, że moje zasady są bardzo proste, czasem ciężko jest się do nich dostosować. Dzisiaj wam powiem czego nie wolno wam robić by żyło nam się dobrze.
     Na sali panowała idealna cisza, więc kontynuowała.
- Po pierwsze, nie toleruję głupoty. Są głupie rzeczy z których się śmiejemy i głupie, których nie wybaczamy, mam nadzieję, że znacie granicę między nimi. Druga rzecz, brak posłuszeństwa. Nie jestem typem monarchy nie będę wam rzucać rozkazami na lewo i prawo. Jesteście dużo bardziej doświadczeni ode mnie i najlepiej wiecie co macie robić i jak, ale gdy w końcu sytuacja będzie wymagała mojej interwencji, nie chciałabym być w skórze osoby, która bez jasnego powodu złamała rozkaz. Trzecia sprawa, lenistwo. Rozumiem, że ktoś może zawalić misję, zdarza się najlepszym. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że dowiaduję się, że coś się stało z powodu czyjegoś lenistwa. Jak macie wolne, to macie wolne. Róbcie sobie co chcecie, nawet jakbyście cały dzień mieli pić Sake i spać, nic mnie to nie obchodzi, ale w czasie służby robicie wszystko jak najlepiej.  Jasne?
- Hai!
- Ostatnia i najważniejsza dla mnie kwestia. Zdrada. W tym przypadku sprawa jest bardzo prosta. Jeżeli zdrada jest oczywista, to nie gwarantuję nikomu komu przyjdzie równie głupi plan do głowy, że dożyje sądu.
    Wszyscy przełknęli ślinę, wyczuwając od dziewczyny morderczą aurę.
- Nie toleruję zdrady, obojętnie w jakim wydaniu. Zapewniam was, że takie działanie nie zdąży nikomu przynieść żadnych profitów. Taka osoba wyląduje w celi lub w grobie szybciej niż się możecie spodziewać. Mam nadzieję, że te zasady dla tak doświadczonych osób nie będą problemem, ale jeśli już teraz ktoś z was myśli sobie jak ominąć którąś z zasad i nie zamierza zmieniać swoich przyzwyczajeń to macie dwie opcje. Pierwsza, mimo wszystko zmieniacie swoje przyzwyczajenia, a jak nie to zmieniacie jednostkę. Zrozumiano?
- Hai!
- Świetnie. Z moich zasad na tę chwilę to wszystko. Poza nimi, tak jak już mówiłam jestem jeszcze dzieckiem. Nie będę tego ukrywać. Do pięt wam nie dorastam jeśli chodzi o doświadczenie, ale gwarantuję wam, że nie zostałam Kapitanem przez przypadek.  Mimo to liczę  na wasze wsparcie, przynajmniej na samym początku mojej pracy. Nie mam zamiaru zmieniać oddziału, ale jeśli nie zechcecie ze mną współpracować, to poprowadzę go tak jak ja będę chciała i nie będą mnie później interesować żadne zażalenia. Jakieś pytania?
     Jedna blondynka uniosła rękę.
- Jedno. Można, Taicho?
- Słucham?
- Co masz zamiar zrobić z oficerami? - wskazała głową na drzwi, za którymi, kilka minut wcześniej zniknął Porucznik z pozostałymi.
- Na razie nic. Tak jak mówiłam dopóki wykonują obowiązki jak należy, nie obchodzi mnie ich nastawienie do mnie.
- A jeśli nie będą wykonywać obowiązków?
- Nie sądzę by zależało im na szkodzeniu oddziałowi w którym tyle czasu działają. To nie jest kwestia, że mi zrobią na złość. Szkodząc mi, zaszkodzą całemu oddziałowi.
- A jeśli?
-Rany... - westchnęła. - Nie zamierzam z wami toczyć wojen. Potrzebuję jednolity oddział na którym będę mogła polegać.
- Taicho...
- Możecie do mnie mówić po imieniu. - wtrąciła w odruchu.
     Poczochrała sobie włosy, widząc zdumione spojrzenia u wszystkich.
- Dobra, nie ważne. Do tego jeszcze kiedyś dojdziemy. Nie lubię gdy ktoś mnie tytułuje. Jestem waszym Kapitanem, bo oddział potrzebuje dowódcy by dobrze funkcjonować. Jednak ja nie potrzebuję niewolników i podwładnych. Ja potrzebuję towarzyszy, na których będę mogła polegać i którzy będą mogli polegać na mnie. Niczym się nie różnimy każdy z nas poświęca się swej pracy w taki sam sposób. Walczymy i giniemy za tę samą sprawę. Są jeszcze jakieś pytania?
     Na sali panowała jednak idealna cisza.
- Dobrze, możecie odejść.
- Hai!
     Członkowie oddziału pokłonili się przed swym nowym dowódcą i powoli zaczęli opuszczać salę.
- Hiroto-san?
- Tak? - zapytała kobieta, zdziwiona użytym przez swą przełożoną zwrotem grzecznościowym.
- Właściwie chciałam by zrobił to twój mąż, lub któryś z oficerów nad tobą, skoro mam z nimi pracować bezpośrednio, ale skoro się ewakuowali.... Czy mogłabyś mnie, Hiroto-san, oprowadzić po bazie?
- Tak, oczywiście.
- Oczywiście jeśli nie masz innych obowiązków. Mogę poprosić kogoś innego.
- Nie ma problemu, Taicho. Jestem umówiona na trening, ale do tej pory mam jeszcze trochę czasu.
- To świetnie.
- Tutaj jest sala obrad. Porucznik z Głównymi oficerami zazwyczaj tutaj podejmowali decyzję w sprawach oddziału, gdy sprawa była poważniejsza wszyscy oficerowie byli wzywani.
- Rozumiem. Co masz na myśli, mówiąc " Główni" oficerowie?
- Tak nazywamy oficerów od Trzeciego do Dziesiątego, ponieważ tak jak ty Taicho i Porucznik są naznaczeni przez święte Zanpakuto, oraz ich moc jest znacznie większa od pozostałych. Oni są najważniejsi w oddziale i niezmienni. Każdy z  nas jest świadomy, że nie ma możliwości by awansować na wyższe stanowisko niż Jedenasty oficer.
- Rozumiem.
- Chodźmy dalej.
     Wyszły z pomieszczenia i stanęły na korytarzu.
- Jeśli pójdziemy w lewo to znajdziemy się w sercu naszej jednostki. - wskazała w stronę z której przyszła Mija. - Po prawej zaś jest część sypialna. Pozwól, że nie będziemy tam szli. Poza pokojami członków oddziału, kuchnią i spiżarnią nic tam nie ma. Pokaże ci Taicho jedynie twój pokój.
- Nie trzeba.
- Hai?
- Jak na razie nie zamierzam tu nocować. Będę sypiać w mojej klanowej rezydencji. Bliska mi osoba mnie tam potrzebuje.
- Rozumiem. Kuchnia jeśli byś zgłodniała, Taicho, znajduje się na końcu tego piętra.
- Piętra?
- Tak, ogólnie część sypialna jest największa i jest czymś w rodzaju labiryntu. Jest osiem poziomów, na każdym znajduje się sto dwadzieścia sypialni.
- Tak dużo?
- Pokoje są raczej bardzo małe, ale spokojnie wystarczają by mieszkać w nich w dwie osoby. Jesteśmy przygotowani na ewentualny rozrost oddziału, choć jak dotąd nie było takiej możliwości. Na najniższym piętrze znajduje się spiżarnia, jakby w kuchni czegoś zabrakło. Z tego co możesz wywnioskować, Taicho, wiele pokoi stoi pustych.
- Łatwo się tam zgubić?
- Nie. To nie jest prawdziwy labirynt. Nie chcemy by w razie ewentualnego ataku ktoś został uwięziony. Na końcu każdego korytarza znajduje się drabina prowadząca do wyższych poziomów. Jak byśmy doszły do kuchni, zobaczyłabyś, że...to znaczy, zobaczyłabyś, Taicho, że znajduje się ona w samym centrum kilku tuneli. Na końcu każdego, na tym poziomie, jest wyjście ewakuacyjne.
- To dobrze.
     Ruszyły dalej a Mija obserwowała zdenerwowaną kobietę.
- Tutaj znajdują się sale treningowe, Taicho.
- Widzę, że bardzo cię stresuje moja obecność.
- Nie, to nie tak, Taicho.
- Możemy wejść na chwilę do środka.
- Ja... Tak, oczywiście.
     Weszły obydwie do sali treningowej. Na szczęście nikt obecnie tu nie trenował.
- Taicho?
- Nie musisz mnie tytułować. Mów mi po imieniu.
     Sala nie była duża. Niewielki teren wystarczyłby spokojnie do sparingu dwóch, może czterech osób. W kątach sali stały kosze z bambusowymi mieczami.
- Ależ, Taicho. Jesteś moją przełożoną, nie mogę.
- Owszem możesz. Skoro ci pozwalam to nie ma problemu. Poza tym z tego co zauważyłam macie dość luźne relacje przełożony-podwładny.
- Nie rozumiem.
- Twoja kłótnia z Porucznikiem. Może i jest twoim mężem, mimo to nie powinnaś tak się zwracać do swojego przełożonego przy innych.
- Ja...
- Chyba, że takie bezpośrednie relacje są na porządku dziennym. Poza tym zwracałaś się tak do pozostałych oficerów. Proszę, mów mi po imieniu. Już to mówiłam, nie potrzebuję podwładnych, chcę równych sobie ludzi. Całe życie wszyscy robią ze mnie księżniczkę klanu, przez lata walczyłam o to by traktowali mnie normalnie. Nie mam ochoty tutaj przechodzić przez to samo. Naprawdę nie jestem potworem za jakiego mnie w tej chwili bierzecie.
- Sokka. - szepnęła cicho. - Dobrze, ale mogę mieć do ciebie prośbę, Taicho?
- Hai!
- Będę mówić do ciebie po imieniu, Taicho, pod warunkiem, że i ty będziesz tak do mnie mówić.
- Zgoda, Fumiko-san.
- W takim razie chodźmy dalej, M...Mija-sama.
- Udało ci się wydusić. - uśmiechnęła się lekko.
- Sumimasen. Po prostu jest to dla mnie dziwne.
- Wiem, jesteście uczeni czego innego. Dobrze, chodźmy, chciałabym jeszcze przejrzeć dokumenty oddziału.
- Dobrze. Asashi...to znaczy Porucznik...
- Mów mu po imieniu jeśli ci tak wygodniej.
- Arigato. Asashi zajął się już wszystkimi dokumentami jakie były jak na razie do zrobienia, byś mogła na spokojnie wdrożyć się w pracę.
      Dziewczyna spojrzała z zaskoczeniem na fioletowo-włosą.
- Co prawda nie był zbyt chętny, ale jestem jego żoną, mam swoje sposoby by go przekonać do swoich racji.
- Rozumiem. Dziękuję bardzo, to dużo mi ułatwi.
- Mija -sama...?
- Tak?
- Cieszę się... To znaczy... Wszyscy się obawiają, że będziesz wszystkich rozstawiać po kątach, tak jak większość innych Kapitanów,  a wychodzi na to, że jesteś podobna do Asashiego. Przynajmniej wtedy gdy jest normalny.
- Obyśmy nie byli równie uparci, bo się pozabijamy.
- Jest bardzo uparty.
- Świetnie. - westchnęła cierpiętniczo.
- Tutaj jest gabinet Asashiego, a te następne drzwi to twój gabinet. - złapała za klamkę do pomieszczenia.
- Nie musisz, już tam zaglądałam.
- Och, to dobrze. W takim razie pokażę ci jeszcze dwa ostatnie ważne dla nas miejsca.
     Poprowadziła Mije dalej korytarzem.
- W całej bazie nie ma dostępu do światła zewnętrznego? - zapytała.
- Jest jedno miejsce do którego właśnie cię prowadzę, ale poza tym cała baza jest pod ziemią, lub w skale i nie ma możliwości zrobienia okien, nawet teraz gdy baza nie będzie już tajna.
- Rozumiem. Teraz przynajmniej bez stresu możecie chodzić po powierzchni.
- Tak, całe szczęście. Życie tutaj jest przytłaczające. Tym bardziej, że wielu z nas jest bardzo żywiołowych i ciągły brak świeżego powietrza odbiera wszelkie chęci.
- W jaki sposób pompujecie do bazy świeże powietrze?
- Oddział dwunasty założył nam specjalne urządzenia, które pompują powietrze z zewnątrz i wyciągają to zużyte.
- Sokka. Co się tam znajduje? - wskazała dłonią w głąb korytarza.
- Bardzo ważne dla nas miejsca. Jedno to specjalna sala treningowa, a drugie to Azyl.
- Specjalna sala treningowa?
- Nałożone na nią są specjalne zaklęcia Kido, dzięki, którym możemy tam ćwiczyć ostrzej bez strachu, że coś zniszczymy, lub, że ktoś z powierzchni coś wyczuje. Do tego na powierzchni są pola treningowe na których stale ktoś ćwiczy, więc wina za hałasy spada na nich, a my możemy rozwijać Shikai i Bankai.
- Nie zdążyłam sprawdzić. Ile osób posiada Bankai?
- Tylko twoi główni oficerowie, ale pozostali też trenują.
- To dobrze.
- Pozwól, że nie będziemy szły do sali treningowej teraz. Łatwo się tam dostać a w Azylu można się zgubić.
- Dobrze, później sama tam zajrzę. Nie chcę cię zbyt długo zatrzymywać. Czym jest Azyl?
     Na rozwidleniu dróg, Mija dostrzegła tunel skręcający w lewo, dostrzegła tam schody, które prowadziły ostro w dół. W prawo tunel szedł płasko i właśnie z niego skorzystały. Mija zerknęła w drugi korytarz, jakby na końcu schodów miała nadzieję zobaczyć tę salę.
- Azyl, to jedyne miejsce w całej bazie, otwarte na niebo. Jest dla nas bardzo ważne. Tam chodzimy się odstresować, gdy już nie mamy na nic siły. Często główny oddział można tam znaleźć.
- Będą tam?
- Prawdopodobnie Azuri tam będzie, pozostali z tego co wiem mają misję w Świecie Żywych.
- Sokka. Dlaczego Trzecia oficer nie poszła z nimi?
- Podczas ostatniej misji została ranna i musi teraz odpoczywać, więc proszę nie męcz jej za bardzo.
- Chciałabym tylko z nią porozmawiać.
     Mija dostrzegła na końcu korytarza jasne światło.
-Wow, jak tu pięknie.
     Rozejrzała się po ogromnej, zielonej przestrzeni. Wszędzie rosły drzewa, krzewy i kwiaty. Spojrzała przed siebie i dostrzegła wybijającą się ponad inne drzewa, ogromną, kwitnącą wiśnie.
- Jest wielka.
- To miejsce stworzył dla nas Urahara. Wszystkie rośliny są tu specjalnie zmodyfikowane by nie zginęły od małej ilości światła. Co tydzień pielęgnuje to miejsce inna grupa. Jest tu bardzo dużo pracy, więc lepiej nie zlecać im dodatkowych zadań.
- Sokka. - spochmurniała, słysząc imię swego dawnego mentora, ale starała się nic po sobie nie dać poznać by znów nie spłoszyć kobiety.
     Spojrzała w górę spodziewając się skał, ale tak jak powiedziała kobieta jaskinia, otwarta była na świat zewnętrzny.
- Jest specjalnie zabezpieczona. Z zewnątrz nikt nie może tego zauważyć, a specjalne techniki powodują, że świeże powietrze samo tu spływa.
- Niesamowite.
      Zeszła na trawę i ruszyła w stronę potężnej wiśni.
- Taicho, gdzie idziesz?
- Chcę porozmawiać z Trzecim oficerem.
- Wiesz gdzie jest?
- Wyczuwam jej energię przy wiśni.
- Wyczuwasz? - wyglądała na szczerze zdziwioną.
- No tak, co w tym dziwnego?
- To miejsce jest tak skonstruowane, że wygłusza wszelką energię, by każdy mógł się w spokoju odprężyć. Ja nie wyczuwam Azuri- chan.
- W sensie jej energia jest dziwnie zniekształcona, ale jest łatwa do odróżnienia od pozostałych.
- Innych też tu wyczuwasz?
- No, około piętnaście osób, ale nie jestem pewna. Czym bardziej o tym myślę, tym ciężej jest mi wszystkich rozróżnić.
- Sokka. - patrzyła z podziwem na niepozorną nastolatkę.
- W takim razie, skąd wiecie gdzie się ktoś znajduje, gdy musicie kogoś znaleźć?
- Po prostu każdy znajduje sobie jedno miejsce i tam siedzi, gdy kogoś szukamy wiemy gdzie powinien być. Szybko się tego nauczysz. Główni oficerowie spędzają czas wokół wiśni. Azuri- chan zawsze siedzi przy wiśni. Gdy nie możesz jej znaleźć, to masz stuprocentową pewność, że jest tu.
- Często tu przebywa?
- Dosyć.
- Dlaczego? Mówiłaś, że przychodzicie tu gdy macie czegoś dość.
- Tak. Azuri-chan jest dosyć zamknięta w sobie. Rozmawia tylko z nielicznymi osobami. Dużo przeszła, ale nie mogę ci powiedzieć co.
- Rozumiem, jak zechce to sama mi powie.
- Tak.
- Możesz mi powiedzieć z kim będę miała największy problem?
- Nie wiem. Asashi jest bardzo uparty. Wszyscy stoją po jego stronie. Z Azuri też będzie ci ciężko, z jakiegoś powodu jest do ciebie bardzo źle nastawiona, Taicho. Gdy przekonasz ją do siebie, przekonasz też Asari i Tore, którzy są w niej ślepo zakochani.
- Co?
- Po prostu uwielbiają spędzać z  nią czas i się z nią bawić. Jeśli przekonasz do siebie Azume, to przekonasz wszystkich.
- Dlaczego?
- Jest bliskim przyjacielem Asashiego, więc może być problem, ale on podchodzi do wszystkiego na chłodno. Jest bardzo małomówny, ale spostrzegawczy. Jeśli uzna, że werdykt mojego męża jest nieuzasadniony to przejdzie na twoją stronę. A wszyscy bardzo liczą się z jego zdaniem.
- Sokka.
- Zostawię cię już, Taicho, jeśli pozwolisz.
- Tak, idź bo się spóźnisz. Trafię z powrotem. Wiesz kiedy pozostali wrócą?
- Prawdopodobnie gdzieś tak za godzinę, może dwie. Z tego co wiem, mają tylko krótką kontrolę.
- Dzięki.
      Mija ruszyła powoli w stronę drzewa, rozglądając się wokół siebie. Aż nie mogła uwierzyć jak tu jest spokojnie i pięknie. Na zewnątrz na pewno nie ma tak intensywnej zieleni.
- Taicho! - usłyszała za sobą wołanie.
- Hai? - odwróciła się do fioletowowłosej.
- Nie siadaj na huśtawce, chyba, że ci pozwoli.
- Jakiej znowu huśtawce?
- Powodzenia. - odbiegła.
- Zaczynam się bać.
      Z cichym westchnieniem ruszyła w stronę drzewa, z każdym krokiem, będąc coraz bardziej oszołomioną jej wielkością. Z całą pewnością musiała być modyfikowana, przerastała zwykłe wiśni kilkunastokrotnie. Potrzebowałaby czterdziestu swoich kopii, by móc objąć pień,  a w tych, pokrytych kwiatami, gałęziach można by się zgubić.
Obeszła drzewo by w końcu dostrzec swoją podwładną. Siedziała na huśtawce, przywiązanej do jednej z większych gałęzi, koło niej wisiała druga, pusta. Przyjrzała się dziewczynie, siedziała tyłem więc nie mogła zbyt dużo zobaczyć, ale i tak najbardziej przyciągające wzrok były intensywnie zielone włosy, sięgające, drobnych bioder dziewczyny. Podeszła nieco bliżej i dostrzegła opartą o drzewo katanę. Była przepiękna, czarna z czerwonymi elementami i obwinięta jakby pnączem kwitnącej róży.
- Cześć. - powiedziała cicho, by nie wystraszyć dziewczyny, ta mimo to podskoczyła na huśtawce, po czym odwróciła się gwałtownie.
- To ty?! Czego tu chcesz?!
- Fumiko - san wspomniała, że cię tu znajdę...
- Czego chcesz?!
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Wydaję mi się, że mamy. Mogę usiąść? - wskazała wolną huśtawkę.
- Nie!
- Jasne. No to usiądę tam.
     Ruszyła pod pień, za nim usiadła dostrzegła na drzewie wyryte w sercu dwie litery "A". Postanowiła o nie jednak nie pytać. Usiadła pod drzewem, opierając się o pień.
- Masz piękne Zanpakuto...
- Do rzeczy!
- Hai... Hai... Na początek, jak mam się do ciebie zwracać?
- Co?
- Stanowiskiem, imieniem, nazwiskiem?
- Dlaczego o to pytasz?! - zawołała zdenerwowana. - Możesz się do mnie zwracać jak chcesz, jesteś moim Kapitanem. - wyrzuciła z siebie z jadem. - Nie musisz też pytać, gdzie możesz siadać, to twoja baza! - krzyknęła.
- Fumiko - san, powiedziała, że lepiej bym bez pozwolenia nie siadała.
- Nie potrzebujesz pozwolenia.
- Może i nie, ale wtedy byś sobie poszła, prawda?
     Dziewczyna obrzuciła ją jedynie wściekłym spojrzeniem.
- Nie musisz być taka agresywna, nic się przecież nie dzieje. Chcę tylko porozmawiać.
- Więc mów i zjeżdżaj!
- Nie przeginaj. - rzuciła luźno, patrząc w niebo, jednak powietrze gwałtownie uszło z płuc oficera, gdy wyczuła gęstniejącą atmosferę. - Więc jak się mam do ciebie zwracać?
- A wiesz w ogóle jak się nazywam? - prychnęła.
- Haraki Azuri, czyż nie?
- Może być, Haraki.
- A więc, Haraki- san, co mam zrobić byście mnie zaakceptowali?
      Dziewczyna przez ułamek sekundy wyglądała na zaskoczoną, ale szybko to złudzenie zniknęło.
- Odejść!
- Co innego mogę zrobić byście mnie zaakceptowali?
- Nic! Złóż Haori i odejdź! Nikt cię tu nie chce! Mamy już przywódcę! Jest nim Asashi, nie zmienisz tego! Nie zmienisz naszych relacji! Słyszysz! - zeskoczyła z huśtawki, krzycząc i podchodząc do wciąż siedzącej Miji. - Nie jesteś tu do niczego potrzebna. Nie pozwolimy ci zmienić naszego oddziału!
- Zapominasz się! - uniosła głos czarnowłosa, wykorzystując zaskoczenie dziewczyny, kontynuowała. - Porucznik  Hiroto, jak łatwo można zauważyć jest Porucznikiem. Dowódcą jestem ja, czy wam się to podoba czy nie! Nie zamierzam odsuwać go od pracy, przez ostatnie dziesiątki lat on zajmował się tu wszystkim i liczę, że zechce mi pomóc. Nie mam nic do waszych relacji! Nie mam ani chęci, ani mocy by coś zmienić. Będziecie robili co chcecie czy wam zabronię czy nie. Poza tym bardzo mi odpowiada bezpośredniość w oddziale.
- Nie obcho...
- Nie przerywaj mi! Gdybyście nie uciekli ze spotkania, zostawiając wszystko na barkach Fumiko-san, wiedzielibyście, że nie zamierzam zmieniać oddziału. Jeśli jednak będziecie się zachowywać tak jak zachowujecie się teraz to nie unikniemy zmian, bo zwyczajnie nie będę wiedzieć, że je wprowadzam. Dajcie mi szansę.
- Nie! Jesteś tylko dzieckiem. Nigdy nie powierzymy oddziału komuś takiemu jak ty!
- Jestem dzieckiem i nie mam potrzebnego doświadczenia. - wstała. - Dlatego potrzebuję waszego wsparcia w prowadzeniu oddziału!
- Od nas go nie dostaniesz!
- Nie rozumiesz, Haraki-san, że kłócąc się tylko zaszkodzimy oddziałowi? Tylko dzięki współpracy możemy coś zyskać.
- NIE! - krzyknęła. - Ty niczego nie rozumiesz! Jesteś tylko rozpieszczoną księżniczką swojego klanu. Nigdy niczego nie przeżyłaś. Wszyscy ci usługiwali. Wszyscy cię wychwalali, więc teraz myślisz, że jesteś Bóg wie kim! Więc cię uświadomię, jesteś nikim. Rozpieszczoną szlachcianką, która nie wie czym jest życie!
- Nie mam pojęcia przez co przeszłaś. - głos czarnowłosej się uspokoił, jednak był przeraźliwie zimny, na tyle, że Azuri cofnęła się o krok. - Nie mam pojęcia jakie brzemię nosisz. Nie dowiem się tego póki mi nie zaufasz i sama tego mi nie powiesz. Ale ty też nie wiesz jakie było moje życie i przez co przeszłam, więc nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia. Nie jestem szlachcianką. Jestem dzieckiem z Rukungai, które miało wiele szczęścia. Całe życie ciężko trenowałam by osiągnąć to co osiągnęłam. Obojętnie jak na to patrzysz, niczego nigdy nie dostałam w prezencie, wszystko sobie wypracowałam, więc nie mów, że jestem kimś, kim nie jestem, ani nawet być nie chciałam!  - uniosła na koniec głos.
- Nigdy cię nie zaakceptujemy. Od razu możesz złożyć Haori.
- Nie zamierzam rezygnować z pozycji, z powodu kilku niezadowolonych oficerów. Dlaczego patrzycie na mnie przez jakiś pryzmat nienawiści? Co wam zrobiłam? Czego się boicie?
- Niczego się nie boimy! Nie masz pojęcia z kim rozmawiasz!
- Mam. Może nie bezpośrednie, ale mam pojęcie z kim rozmawiam. Urahara, obrazował was bardzo dokładnie. Jednak spodziewałam się dumnych wojowników, a nie tchórzy, bojących się zmian i nieumiejących zaakceptować rzeczywistości.
- Jak śmiesz! - wrzasnęła, po czym zaczęła się krztusić, trzymając za brzuch.
- W porządku? Przepraszam, Fumiko-san mówiła, że jesteś ranna.
- I co ci jeszcze powiedziała? Nie wiem dlaczego tak bardzo jest za tobą, ale to nic nie zmieni. Nikt cię tu nie przyjmie. Nikt nie przyjmie słabeusza, który nie zdoła ochronić oddziału.
- Nie jestem słabeuszem.
- Jesteś! Do pięt nam nie dorastasz, a myślisz, że możesz nami dowodzić!
     Podeszła gwałtownie i zabrała katanę, odchodząc.
- Dlaczego aż tak mnie nie lubisz? To nie tylko niechęć do mnie ze względu na moją pozycję, więc co?
- Twoja obecność jest zagrożeniem dla oddziału.
- Nie, to nasze kłótnie są zagrożeniem dla niego.
- Znikniesz stąd szybciej niż ci się wydaje.
- Mylisz się. Mam zamiar zostać tu naprawdę długo.
     Zielonowłosa odeszła wściekła, nie obracając się za siebie.
- No pięknie. Marnie poszło. - westchnęła, opierając się o pień.
      Spojrzała w górę, ale przez potężną koronę nie było widać nieba. Zerknęła na wygrawerowany napis i przejechała po nim palcami.
-"AA"?
     Podeszła do huśtawek i na obydwu również dostrzegła grawerunki. Na huśtawce gdzie siedziała Azuri, wyryto "HA", a na drugiej "MA"
- Haraki Azuri, he? Ciekawe do kogo należą te drugie inicjały.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz