Translate

wtorek, 2 maja 2017

ROZDZIAŁ 19

     Mija nie była zbyt  szczęśliwa z powodu przemarszu  z Porucznikami przez Seireitei. Wszyscy ją obserwowali i szeptali za plecami.
- Dobra, siadajcie. - wskazała im siedzenia w pokoju dziennym. - Ja za chwilę wrócę.
- Jasne. Nie śpiesz się. - rzucił Kira, siadając.
- Dzięki.
     Odeszła w jeden z korytarzy by dostać się do sypialni Ayano. Miała nadzieję, że czuje się już lepiej. Złapała za klamkę, ktoś jednak uprzedził ją w otwarciu drzwi. Stanęła przed Miją służka.
- Sari-chan, i jak z Ayano?
- Moje gratulacje, Taicho-sama. - uśmiechnęła się ciepło, kłaniając się.
- Dziękuję.
- Wcisnęłam w nią na siłę pół miski zupy, a teraz zasnęła. Rana się goi, ale dalej mało mówi.
- Ona mnie teraz potrzebuje, a ja muszę zająć się oddziałem.
- Nie martw się, Mija - chan. Ma dobrą opiekę. Wystarczy, że co jakiś czas do niej zajrzysz. Czy potrzebujesz czegoś?
      Dziewczyna patrzyła chwilę zamyślona na służkę.
- Właściwie to tak.
     Zdjęła z ramion Haori.
- Chciałabym się przebrać, czy mogłabyś w tym czasie usunąć rękawy.
- Hai!
- A i w salonie, czekają na mnie goście. Powiedziałam im, że muszą poczekać. Czy mógłby im ktoś podać coś słodkiego do jedzenia i coś do picia.
- Natychmiast się tym zajmę.
- Dziękuję. Przynieś Haori tutaj. Przebiorę się tylko i zaraz tu przyjdę.
      Dziewczyna kiwnęła głową i odeszła. Mija zajrzała do pokoju, tak jak Sari mówiła, Ayano leżała na łóżku, śpiąc. Nie był to jednak spokojny sen. Zasunęła drzwi i udała się do swojego pokoju.
Wyjęła z szafy nowe Shikakusho, przebrała się szybko i stanęła przed lustrem. Spodnie były takie same jak w tradycyjnym stroju, jednak góra uległa zmianie. Wciąż była czarna, lecz dodana została złota lamówka, ozdabiająca trójkątny dekolt. Dodatkowo ze stroju odcięto rękawy i dołączono je luzem, również ozdabiane złotą nicią. Bluzka trzymała się jedynie na szerokim pasku na karku i kawałku materiału na samym dole, pozostawiając plecy nagie, umożliwiające zobaczenie na nich czarnych skrzydeł.
    Urahara podarował jej ten strój niedługo przed swą zdradą. Obiecała mu, że będzie go nosić, gdy zostanie kapitanem. Mężczyzna jakby przewidział kiedy to się stanie, bo strój pasował perfekcyjnie.
     Związała mocniej rękawy by nie spadły i wyszła z pokoju. Zajrzała do pokoju Ayano. Dziewczyna wciąż spała. Mija usiadła na ziemi obok futonu i zaczęła gładzić jej półdługie włosy, z nadzieją, że się obudzi i będą mogły chwilę porozmawiać. Przez kolejne dwadzieścia minut się jednak na to nie zapowiadało. Odwróciła głowę w stronę drzwi, gdy te się rozsunęły.
- Sari, gotowe?
- Tak. Przepraszam, że trwało to tak długo. - podała Miji haori, pozbawione rękawów.
- Nic nie szkodzi. Dziękuję.
- Nie obudziła się?
- Nie. Niech odpoczywa. Powiedz jej, że byłam. Jeśli się obudzi zanim się położę zawołaj mnie.
- Hai!
- Jeśli się już położę, to też mnie zawołaj.
     Wyszła z cichym westchnieniem i udała się do salonu.
- Już jestem. Przepraszam, że tyle to trwało.
- Nic się nie stało, Mija-chan. Siadaj z nami. - zawołała pełna wigoru Matsumoto. - I co u Ayano?
- Śpi. - odparła krótko, patrząc na zastawiony stół różnymi słodkościami, oraz kubkami gorącej czekolady.
- Udało nam się jeden uchronić przed Yachiru. - odparł Hisagi.
- Nie lada wyczyn. - pochwaliła, patrząc na kręcącą się w miejscu różowowłosą.
     Nagle dziewczynka wskoczyła Miji na głowę, po czym przebiegła wszystkim po nogach.
- Yachiru, tobie cukru już wystarczy. - oceniła, poprawiając włosy.
- Nie prawda. Ja chcę jeszcze.
- Wystarczy. Sari! - zawołała służkę.
- Tak? - weszła do pokoju.
- Czy mogłabyś zabrać te słodycze i przynieść Yachiru ziółka uspokajające?
- Hai!
- Ja nie chcę ziółek. - wykrzyknęła dziewczynka.
- A słodycze chciałaś? Tak? To teraz ziółka, bo Kenpachi mnie zabije jak cię mu oddam w takim stanie.
     Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Dobra to co chcecie wiedzieć?
- Wszystko.
- Wszystko to mieli wam powiedzieć wasi Kapitanowie.
- Ale my chcemy wszystko od ciebie. Kapitanowie poinformowali, że twój oddział istnieje i że macie jakieś naznaczenia, ale nic więcej.
- Sokka. - westchnęła. - Więc tak, mój oddział jest najstarszym oddziałem. Znacie legendę o świętych Zanpakuto?
- Świętych?
- Tak jak wiemy Goteia została założona dwa tysiące lat temu przez Yamamoto - Taicho. Jednak jak łatwo się domyślić wcześniej też żyli Shinigami. Na samym początku naszego świata żyło dziesięć osób, mających moc Shinigami. Byli o wiele potężniejsi od innych. Ich siła była niewyobrażalna, jednak tak czy inaczej w końcu wszyscy zginęli. Esencja ich mocy pozostała jednak na świecie i przenosiła się z człowieka na człowieka, tworząc naznaczonych. Nazwano tę energię Świętymi Zanpakuto, gdyż łączy się z energią ostrza Shinigami.
- Co to znaczy?
- Jak by wam to wyjaśnić. - westchnęła. - To tak jakby po waszej śmierci część waszej mocy pozostało w tym świecie i zostawała wchłaniana przez innych. Ta energia wybiera podobno ludzi o podobnym charakterze do tego pierwotnego. Gdy naznaczony zginie to odszukuje nowego nosiciela. Pierwszy raz gdy cała dziesiątka odrodziła się jednocześnie i byli wstanie wszyscy walczyć było za czasów powstawania Gotei. Pomagali oni z tego co wiem Yamamoto- sama w tworzeniu systemu.
- Sokka. - mruknął Porucznik czwartego oddziału. - Ale dlaczego nazywa się was "Naznaczonymi"?
- Energia łączy się stale, tylko i wyłącznie z dziećmi. Gdy robi to z dorosłymi to zabija ich. Podczas wchłonięcia tworzy się na ciele, większy, lub mniejszy znak. Każdy ma inny i to jest wyznacznik kto zajmuje, jakie miejsce w oddziale. Kapitanem zawsze jest ten ze skrzydłami.
      Przeszła na środek pokoju i zdjęła Haori, ukazując na plecach znak.
- Wow.
      Matsumoto podeszła bliżej i przejechała po plecach dłonią.
- Piękne. Wyglądasz jak anioł. - mruknęła.
- Taa... - ubrała się. - Dotychczas nie narodził się nikt ze skrzydłami na tyle silny by przejąć dowodzenie. Moi poprzednicy ginęli zazwyczaj jako małe dzieci, lub zostali zabici. Co prawda ostatnia żyjąca osoba ze skrzydłami, miała przy śmierci sto pięćdziesiąt lat, ale była słaba. Nie potrafiła z tego co wiem nawet wykreować własnego pogromcy, a przeżyła tyle bo miała ochronę. Najwięcej osób ginie jednak w bardzo młodym wieku.
- Dlaczego?
- Charakteryzujemy się bardzo dużą ilością energii duchowej co znaczy, że od samego początku musimy być karmieni, a mało osób, głodując myśli o tym by karmić jakiegoś dzieciaka.
- Ale przecież ty urodziłaś się w Seireitei. - zauważyła Matsumoto.
      Na chwilę zapadła cisza.
- Nie. Pochodzę z jednego z ostatnich kręgów Rukungai. Po przyjęciu mnie do klanu wymazano ten fakt z wszelkich dokumentów.
- Ale dlaczego? I w takim razie jak tu trafiłaś i przeżyłaś?
- Nie było łatwo. - uśmiechnęła się lekko. - Jako niemowlę opiekowała się mną jakaś kobieta. Byłam mała, ale o dziwo pamiętam kilka rzeczy.  Nie dawała mi tyle jedzenia ile potrzebowałam. Pamiętam, ciągły głód, ale miałam tyle ile potrzeba było do przeżycia. Gdy miałam trzy lata, została zamordowana, przez kogoś. Wtedy nie rozumiałam co się wokół mnie dzieje. Poszłam po prostu przed siebie by znaleźć coś do jedzenia. - spojrzała w sufit. - Przez jakieś dwa tygodnie się błąkałam niemając nic w ustach. Tam nikt się nie zlituje nad głodnym dzieckiem. Po tych latach sama nie wiem jak wtedy przeżyłam, ale miałam szczęście. Trzy lata wcześniej zginęła poprzednia naznaczona i mój oddział poszukiwał jej następcy. Ja jednak bałam się dziwnych ludzi, przy których źle się czułam przez ich energię, ale w końcu padłam przy brzegu jeziorka i tam znalazł mnie Hitoshi Mirini.
- Twój ojciec był członkiem 14 oddziału?
- Tak. Znalazł mnie, dał jedzenie, czystą wodę i przyniósł tutaj. Później przyjął mnie do swego klanu.
- Czyli żyjesz dzięki niemu.
- Hai. Dzięki niemu, po raz pierwszy od dwóch tysięcy lat, 14 oddział ma wszystkich naznaczonych członków zdolnych do walki.
- A jaki jest twój oddział?
- Są silni, ale niedostępni.
- Co masz na myśli?
- Trzymają mnie na dystans. Nie chcą za Kapitana. W końcu jestem dzieckiem. Zaledwie jedna, no może dwie osoby były dla mnie miłe. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy.
- Sokka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz