Translate

poniedziałek, 13 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 1

Kto by pomyślał, że pierwszy rozdział pojawi się tak szybko.

Zapraszam do czytania podawajcie innym znajomym mój adres.
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, 
– Shiro-chan! – zawołała dziesięcioletnia, czarnowłosa dziewczynka, podbiegając do kolegi.
– Nie nazywaj mnie tak! – krzyknął białowłosy chłopiec, uderzając lekko dziewczynę w tył głowy.
(Shiro to biały, w tym znaczeniu jeśli się nie mylę to śnieżynka)
– A ty mnie nie bij! – odkrzyknęła, oddając mu.
          Obydwoje obrócili się do siebie plecami z naburmuszonymi minami. Gdyby ktoś się im przyglądał uznałby z pewnością, że te dzieciaki się nie znoszą, albo przynajmniej nie lubią, w rzeczywistości byli najlepszymi przyjaciółmi, choć mają swoje wzloty i upadki. Dziewczynka odwróciła się pierwsza i z lekkim uśmiechem na ustach spoglądała na naburmuszonego chłopaka. Podeszła do niego i łapiąc pod łokieć pociągnęła w wybranym przez siebie kierunku.
– Gdzie idziemy? – zapytał.
– Przed siebie.
– Mija! – warknął cicho.
– Oj, Shiro-chan, nie obrażaj się tak.
– Nie nazywaj mnie tak!
– Jesteś strasznie sztywny.
– Nie jestem!
– Jesteś.
– Nie jestem!
– Jesteś!
– Gdzie ty mnie ciągniesz!? – powiedział wytrącony z równowagi.
– Jesteś…
– Nie jestem sztywny!
          Dziewczynka wybuchła perlistym śmiechem.
– Chciałam powiedzieć niecierpliwy, ale to też.
– Eeeh. – jęknął poirytowany. – Mów dokąd idziemy, albo dalej nie pójdę. – mruknął wyrywając rękę ze stalowego uścisku.
– Nie ma na to czasu, na pewno mnie szukają.
– Kto… czekaj. Znowu zwiałaś strażnikom?
– A myślisz, że puściliby mnie tu samą.
– Racja.
– Czasami twój iloraz inteligencji mnie przeraża.
– Coś powiedziała! – krzyknął.
– Nie drzyj się bo nas znajdą, są niedaleko.
– Wiem. Tak myślę, kto ich przydzielił do ochrony księżniczki, przecież ty im codziennie uciekasz, jak oni by sobie poradzili gdyby ktoś cię zaatakował.
– A co martwisz się o mnie?
– Co?! Oczywiście, że nie, wątpię tylko w kompetencje tych ludzi…Co, dlaczego się tak na mnie patrzysz? – spytał zaskoczony, gdyż dziewczyna „wywalała" na niego błękitne oczy.
– Jej…
– Co?
– Ty znasz takie słowa, jak kompetencja, niesamowite, nigdy bym nie pomyślała. - powiedziała patrząc na chłopaka z cwanym uśmieszkiem na ustach.
           Żyłka na czole Toshiro zaczęła niebezpiecznie pulsować.
– Mirini, niech ja cię dostanę w swoje ręce. – warknął cicho, po czym rzucił się na dziewczynę.
          Ta z cichym piskiem zaczęła uciekać, wbiegając między drzewa. Chłopak po prostu biegł starając się dorwać dziewczynę. Ona zaś miała więcej roboty, musiała biec w kierunku miejsca które chciała pokazać przyjacielowi, a do tego musiała unikać swoich nieudolnych ochroniarzy.
– Ja to mam ciężkie życie. – jęknęła.
– Jak cię dopadnę, będziesz miała jeszcze gorsze. – usłyszała za sobą krzyk, odbiegli już dosyć duży kawałek od szukających ją strażników, więc mógł sobie na to pozwolić.
          Dziewczyna słysząc wypowiedź białowłosego wybuchnęła śmiechem, ale mimowolnie przyspieszyła kroku. Chłopak był od niej dużo szybszy, a ona nie mogła sobie pozwolić na złapanie zanim dotrą na miejsce, miało ono w sobie coś takiego, że nawet wnerwionego Toshiro powinno uspokoić. Wbiegła na  polane w chwili gdy poczuła dłonie na barkach, które skutecznie pociągnęły ją do tyłu, gdyby chłopak jej nie złapał runęłaby na ziemie.
– I co teraz? – usłyszała złowrogie warknięcie za uchem.
          Uśmiechnęła się lekko.
– Nie marudź i chodź.
– Gdzie? – spytał zaskoczony, przez co pozwolił jej się wyrwać.
– Na trening, a gdzie?
– Ale…
– Znalazłam tę polanę, jak nie mogłeś wyjść, a ja zwiałam strażnikom, nie śpieszyło mi się do kary za ucieczkę więc poszłam pozwiedzać i odnalazłam wspaniałe miejsce na nasze treningi.
           Rozejrzał się po polanie, była ona idealnie okrągła, na ziemi rosła zielona trawa, która przyciągnęła spojrzenie chłopaka.
– Na pewno nikt tu nie przychodzi? Trawa jest trochę zdeptana.
– Nie, trenowałam tu dwa dni temu, jak ty nie mogłeś, wczoraj mieliśmy inne plany więc, postanowiłam ci je pokazać dzisiaj.
– To miejsce ma w sobie coś magicznego. - mruknął cicho, bardziej do siebie niż dziewczyny.
– Bo jest magiczne.
– Co?
– Pstro! – odpowiedziała, pokazując chłopakowi język.
– Mija! – ostrzegł ją jeszcze spokojnym głosem, dając jednak do zrozumienia, że jego limit cierpliwości na dzień dzisiejszy prawie się skończył.
         Dziewczyna zaśmiała się.
– Zawsze wraca do swojej pierwotnej postaci.
– Nie rozumiem.
– Ty nic nie rozumiesz.
          Chłopak warknął cicho, po czym z jękiem zasiadł na trawie.
– Jak ty to robisz?
– Ale co?
– Nikt nie jest wstanie mnie wytrącić z równowagi, a ty to robisz na każdym kroku.
– Mam dar.
– Upierdliwy dar.
– Dla ciebie wszystko jest upierdliwe.
– Wcale nie, to co tam mówiłaś o wracaniu do pierwotnej postaci.
– Gdy ostatnio tu trenowałam trochę ją zniszczyłam, położyłam się by odpocząć i zamknęłam oczy, otworzyłam je bo zaniepokoił mnie dziwny szmer, gdy usiadłam polana była w nienaruszonym stanie, inaczej mówiąc nie da się jej zniszczyć.
– Załapałem.
– Świetnie, cuda się zdarzają.
           Chłopak puścił uwagę mimo uszu i powiedział.
- Właściwie, co tu robiłaś tak głęboko w lesie, nie sądzisz że jest ono trochę za bardzo oddalone od Seireitei?
– E tam, tylko trochę.
– To co tu robiłaś?
– O rany, jakiś tyś jest upierdliwy.
– Słucham. – popędził ją.
– Rany, już ci mówiłam, zwiedzałam, nie miałam co robić i poszłam trochę za daleko.
– Trochę?
– Nie denerwuj mnie, jakoś ci nie przeszkadzało biegnięcie tu za mną choć to tak daleko.
– Wiesz, że w twoim przypadku to niebezpieczne, wielu czyha tylko na okazję by cię dorwać i zbić niezłą kasę za księżniczkę i ostatnią członkinie klanu Mirini.
– Doskonale wiem, że wszystko w moim przypadku jest niebezpieczne. – fuknęła.
– Nie to miałem na myśli. – powiedział do odwróconej do niego plecami dziewczyny.
– Potrafię sama o siebie zadbać.
– Wiem, ale w takim miejscu gdyby ktoś cię zaatakował nikt nawet by o tym nie wiedział, a jakby byli silni sama byś nie dała rady.
– Jej, jednak się o mnie martwisz. – powiedziała przesłodzonym głosikiem, próbując wszystko zamienić w żart.
– I kto tu jest upierdliwy. – jęknął, kładąc się na plecach.
         Dobrze wiedział, że i tak nic nie wskóra, ale próbował.
– Mieliśmy trenować, a nie się obijać.
– Dopiero co wróciliśmy z akademii. – jęknął.
– Skończ w końcu jęczeć, niczego nie osiągniesz, jak będziesz robić tylko to co ci każą, zresztą i tak nic nie osiągniesz, dopóki będziesz myślał tylko o tym kiedy będziesz mógł się zdrzemnąć lub zjeść arbuza.
– Od arbuzów wara. – powiedział, zamykając oczy i ziewając.
– Jak się nie ruszysz to zjem wszystkie arbuzy jakie znajdę i nic ci nie zostawię.
– Marna groźba, po jednym będziesz miała dość.
– Dobra, jak tam wolisz i tak oprócz szybkości jestem od ciebie we wszystkim lepsza, a jak będę dalej ćwiczyć w czasie jak ty śpisz to z pewnością w końcu będę szybsza od ciebie.
– I jeszcze czego, przegonie cię wcześniej czy później. – powiedział, wstając jak oparzony.
– Jasne z takim nastawieniem z pewnością. – powiedziała głosem przepełnionym kpiną i odwróciła się do chłopaka plecami by ukryć uśmiech.
           Chłopak doskonale wiedział, że dał się zbyt łatwo podpuścić, ale miała rację, choć ciężko się do tego przyznać. Obydwoje zaczęli od rozgrzewki, obiegli polane kilkukrotnie, zrobili kilka ćwiczeń rozciągających i siłowych, po czym wzięli się za kontrolę nad demoniczną energią. Po godzinie obydwoje ciężko dysząc usiedli na trawie, biorąc kilka głębszych wdechów. Zrobili kilka ćwiczeń rozluźniających mięśnie, po czym wyjęli swoje miecze i zaczęli sparing.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz